Każdym kolejnym wpisem na fb Janusz Kijowski, dyrektor naczelny i artystyczny Teatru im. S. Jaracza pogrąża się coraz głębiej. Najpierw strzelił sobie w stopę wpisem, w których związkowców z teatru nazwał "chamami". Teraz zaczepił szefa Warmińsko-Mazurskiego Oddziału OPZZ Jarosława Szunejkę i pisarza Mariusza Sieniewicza, który 11 lat przepracował w teatrze.
Do niedawna Kijowski atakował tylko prawą stronę, sam utożsamiając się z lewicą (wszak z listy SLD startował do sejmu). Tym bardziej więc zaskakuje stwierdzenie, że z „opzz, crzz i pzpr” nie mam i nie zamierzam mieć nic wspólnego”. Prawda, że jakby czytało się np. „Gazetę Polską”? Jeśli Jarosław Szunejko go zignorował, to Mariusz Sieniewicz podsumował 11-letnią współpracę z Kijowskim obszernym wpisem, w którym obnażył szefa teatru do majtek.
Oto wpis Mariusza Sieniewicza:
Wywołany nocą z nazwiska do tablicy popełniam ze smutkiem list do dyrektorskiej piaskownicy:
Panie Januszu,
błagam, jak najmniej fejsbuka - najlepiej w homeopatycznych dawkach i z często zapominanym hasłem. Najpierw strzelił Pan sobie w stopę "chamami", później w kolano "parkingiem, umowami, samochodami", aż strach pomyśleć, co jeszcze przyjdzie Panu do głowy. Pan krwawi i przypomina Niezwyciężonego Rycerza z Monty Pythona.
Panie Januszu, żyjemy w świecie odwróconych wartości, gdzie nikczemność wdzięczy się przed lustrem, chwaląc swoją cnotę i urodę. Nieraz - w dawnych, dobrych czasach - o tym rozmawialiśmy, uznając, że nie będziemy sobie przystawiać narcystycznych luster i jednocześnie - że nie będziemy rozglądać się za klęcznikami do tej, czy innej opcji politycznej.
Tymczasem brnie Pan z tym lustrem i klęcznikiem przez mediewistykę, przez feudalizm, przez wyższościowy, paternalistyczny i mokotowski ton oraz polityczną schizofrenię niczym przez moczary dyrektorskiego ego, wszędzie widząc zjawy niewdzięczników i wrogów. I niestety, nie jest to chód wyprostowany, którego domaga się od nas Herbert. Od hierarchicznej omnipotencji do etycznej impotencji droga krótka.
W Pana ustach słyszę coraz więcej złych, pełnych goryczy i przede wszystkim jadu słów. Nie zauważył Pan, że z biegiem lat sam dla siebie stał się Pan wrogiem najzagorzalszym? Nie zauważył Pan, że pośród wszystkich wymienianych - kontekstowo nie fair - z nazwiska osób miał Pan oddanych współpracowników, dla których Jaracz był najważniejszy? Nie spostrzegł Pan, że coraz bardziej pusto wokół Pana, a dworzanie bawią się w echolalię i powtarzają za Panem to, co miłe dla Pana ucha? Nie widzi Pan, że rzucając niesprawiedliwie nazwiskami w odmętach internetu, ściąga Pan hejt na Bogu ducha winnych ludzi? Mnie już w tym świecie nie ma, ale są inni i jestem przekonany - wartościowi, uczciwi, choć nie chcą grać roli głuchych klakierów. "Indeks" Pan jeszcze pamięta? Nie wierzę, że nie.
Panie Januszu, teraz moja prywatna sprawa: proszę nigdy, ale to nigdy nie myśleć, nie mówić, ani tym bardziej pisać, że teatr mnie utrzymywał (w domyśle, rozumiem: Pan). To zawstydzająco płytkie i nieco poniżające. Od pewnego czasu Pana empatia przypomina skórę słonia. Nie wiem, czy lepiej być chamem, czy utrzymankiem? Wyznam coś skandalicznego w Pana stylu, choć nie w treści: to ja przez 11 lat utrzymywałem teatr. Swoją pracą, swoimi pomysłami, projektami, swoim zaangażowaniem i wiarą, że z tą teatralną ekipą możemy zamachnąć się na rzeczywistość.
Jestem bezczelny! Ja utrzymywałem, podobnie jak ci, którzy dzień po dniu utrzymują teatr: aktorzy, pracownicy techniczni, administracyjny, panie sprzątające. One, zwłaszcza one utrzymują teatr najbardziej, ponieważ dostają za swoją pracę najmniej. Podpisywanie listy płac nie swoich pieniędzy jest wyłącznie symboliczną władzą (choć, jak podpowiada Lacan niezwykle kuszącą).
Powiem więcej: oni wszyscy utrzymują Pana jako dyrektora. Pan jest na ich garnuszku poświęcenia, oddania i zwykłej, codziennej pracy. To oni polerują Pańskie epolety. Sukces zatrzymuje się w gabinecie, porażkę można zawsze zepchnąć niżej, do pracowniczych pokojów i garderób. "Teatr to ja", proszę przyznać, brzmi nie tylko pretensjionalnie, ale i arogancko. Moje życie tak się potoczyło, że też pełnię funkcję dyrektora. Każdego dnia, gdy przekraczam próg "mojej" - wróć!: nie "mojej", lecz naszej instytucji, widzę, że mój "prestiż", mój "sukces", moje "dyrektorowanie" nie jest feudalnym walorem, lecz znaczy tyle, ile wyciśnięty mop pani, która zarabia niewiele więcej niż kilka porcji restauracyjnych - tak bliskich Pana podniebieniu - małży. Może dlatego nienawidzę małży, a najniżej stojący, najsłabiej opłacani w Pana hierarchicznym, feudalnym świecie pracownicy, wywołują we mnie speszenie. To nie instytucje utrzymują ludzi. Jest dokładnie na odwrót.
Nieodmiennie dziękuję za "wybitnego polskiego prozaika" (fajnie byłoby nie słyszeć w tym ironii). Chcę wierzyć, że w Pana przypadku twórczy, reżyserski doktor Jekkyl, przezwycięży dyrektorskiego Mr Hyde'a. Noc musi się kiedyś skończyć.
Mariusz Sieniewicz
Aktorka Alina Czyżewska z teatru w Gliwicach skomentowała
"Trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść..."
Przykro.
Zachowanie dyrektora Teatr Jaracza Olsztyn robi się coraz bardziej niesmaczne. Przykro być tego świadkiem, jak władza powoduje, że człowiek odrywa się od rzeczywistości.
Dyrektor atakuje wszystkich dookoła, z nazwiska, na swoim FB. Dlaczego? Zaczęły wyciekać informacje, np. o tym, że wypłaca sobie niezłe sumy za reżyserię (80 tys. zł, czyli ponad dwa razy więcej niż zaproszonym reżyserom) oraz za "doradzanie artystyczne" przy nie swoich spektaklach - po 20 tys. Do tego mnóstwo innych, mniej mierzalnych spraw. O te i inne umowy, jakie z teatrem zawierał Janusz Kijowski, zawnioskowałam do teatru - odmówiono mi uzasadniając, że sparaliżowałoby to pracę teatru (więcej w tym temacie - w poście z wczoraj).
Zamiast realizować prawo do informacji, dyrektor zajmuje się obrażaniem kolejnych ludzi. Tym razem padło na Mariusz Sieniewicz.
(...) Ze swojej strony dodam tylko - teatr to nie prywatny biznes ani prywatny folwark. A Pana, panie Januszu, utrzymują - w dosłownym rozumieniu - mieszkańcy, obywatele i obywatelki. A pieniądze, które Pan sobie przyznaje, które Pan "otrzymuje" od Marszałka, nie są ani Pana pieniędzmi, ani Marszałka. To pieniądze obywateli i obywatelek. I pracujecie dla nich. I macie wobec nich zobowiązania. Wśród nich - m.in. zasada z ustawy o finansach publicznych, że wydatki publiczne powinny być dokonywane w sposób celowy i oszczędny, z zachowaniem zasad uzyskiwania najlepszych efektów z danych nakładów, optymalnego doboru metod i środków służących osiągnięciu założonych celów.
A Pana zachowanie na Facebooku (tylko takie znam, o innych tylko słyszałam), jest nie tylko niegrzeczne, nieprzyzwoite i chamskie, ale nie licuje z Pana funkcją publiczną i związanymi z nią obowiązkami. Na wszelki wypadek przypomnę:
Konstytucja Art. 30.
Przyrodzona i niezbywalna godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych.
Preambuła: Wszystkich, którzy dla dobra Trzeciej Rzeczypospolitej tę Konstytucję będą stosowali (czyli także Pan, tak tak, jako przedstawiciel publicznej instytucji) wzywamy, aby czynili to, dbając o zachowanie przyrodzonej godności człowieka.
Pozdrawiam.
Alina Czyżewska
Od redakcji "Debaty"
Kto lub co w końcu przerwie tę tragifarsę w teatrze?
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość