Przed sądem pracy w Olsztynie zaczęła się sprawa z powództwa Agnieszki K., byłej dyrektorki Miejskiego Ośrodka Kultury. Odwołana 19 maja 2017 roku Agnieszka K. domaga się uznania zwolnienia za bezpodstawne i wypłacenia odszkodowania w wysokości 3-krotnego wynagrodzenia, czyli 20 tys. złotych.
Przypomnijmy, iż Agnieszka K. została odwołana w atmosferze skandalu, z zarzutami mobbingowania i molestowania seksualnego pracowników. Prezydent podjął decyzję po kontroli powołanej przez siebie komisji oraz PIP. Inspekcja pracy skierowała zawiadomienie w sprawie mobbingu do prokuratury.
Prokuratura umorzyła postępowanie w grudniu 2017 roku. — Zarzuty pracowników nie znalazły potwierdzenia w materiale dowodowym lub nie stanowią mobbingu. Należy nadmienić, że w kodeksie karnym nie ma definicji mobbingu — poinformował Krzysztof Stodolny z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie.
Decyzja jest już prawomocna. Nikt się od niej nie odwołał.
Była dyrektorka poskarżyła się do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten uznał jednak, że prezydent nie złamał prawa, odwołując ją.
Teraz sprawa trafiła do sądu pracy. Na pierwszej rozprawie, do której doszło prawie rok po odwołaniu Agnieszki K. prawie 3 godziny zeznawał Piotr B., byłego kierownik działu MOK, który przegrał z Agnieszką K. konkurs na dyrektora MOKu i to on złożył skargę na nią do prezydenta Piotra Grzymowicza i do PIP. Kolejni świadkowie zostaną przesłuchani dopiero 9 października.
Przedstawiam stenogram z procesu, by każdy mógł sobie sam wyrobić zdanie. Wcześniej, z wywiadu z Agnieszką K. w „Debacie” pt. "Agnieszko, przepraszam cię za miasto" poznaliśmy tylko jej wersję wydarzeń. Pod relacją załączam tez 3 protokoły kontroli urzędu miasta w MOK za dyrekcji Agnieszki K.
Dodajmy, że zwolniona przez dyrektor Agnieszkę K. główna księgowa Agnieszka K. została niedawno przywrócona do pracy przez sąd. (Trwa jeszcze jej sprawa karna). Jak powiedział nam obecny dyrektor Mariusz Sieniewicz, po otrzymaniu uzasadnienia MOK odwoła się od tego wyroku sądu pracy.
„Stałam się zakładnikiem pracowników. Pojawiła się niemoc w wykonywaniu obowiązków”
Sędzia Monika Wawro: Została pani powołana na to stanowisko...
Agnieszka K: W wyniku konkursu. Po objęciu stanowiska dostałam bardzo jasne zadania od prezydenta Piotra Grzymowicza. Wprowadzenia mechanizmów transparentności, realizację wizji wybranej podczas konkursu oraz zapewnienie bezpieczeństwa finansowego instytucji. Wizja, którą zaproponowałam wiązała się z z zaproponowaniem różnorakich zmian w instytucji, począwszy od merytoryki a skończywszy na formalnym prowadzeniu. W przeciwieństwo do mojego poprzednika zaproponowałam inny model zarządzania instytucją, który polegał na delegowaniu zadań, udzielaniu pełnomocnictw, motywowaniu przez minimalne podwyżki, dofinansowanie szkoleń.
- Pracowałam metodą tzw. stolików roboczych, które miały za zadanie stworzenie przez pracowników różnych rekomendacji dla dyrektora.
- Od początku miałam trudności, pracownicy nie przekazywali wiedzy na temat stanu finansowego instytucji, dokumentacji. Każda próba uzyskania informacji wywoływał opór pracowników. Gdy pozyskałam w końcu informacje, po zmianie modelu zarządzania, moje polecenia spotykały się z oporem, niechęcią, pracownicy lekceważyli mnie jako osobę i jako dyrektora. Stałam się zakładnikiem pracowników. Pojawiła się niemoc w wykonywaniu obowiązków, zaogniały się konflikty między pracownikami. Pracownicy nie godzili się z moją wizją, negowali ją podczas spotkań i próbowali wymuszać powrót do starego systemu, powrót do starych zasad. Próby podjęcia mediacji, rozmów w tym obszarze nie przyniosły sukcesu. Pracownicy złożyli doniesienie do Państwowej Inspekcji Pracy oraz prezydenta miasta i poszli na zwolnienia lekarskie, blokując możliwość kontynuowania prac MOKu. Z| tego wynikały konflikty w wykonywaniu zadań powierzonych mi przez prezydenta. Po tych aktach nasiliły się kontrole z urzędu miasta, PIPu oraz nagonka medialna na moją osobę. Powstał obraz mojej osoby, jako mobbingującej pracowników. Prezydent powołał własną komisję, do zbadania tego aspektu. Komisja nie potraktowała mnie z należytym szacunkiem. nie okazała regulaminu, spóźniała się na spotkania, nie stawiała się w pełnym składzie, Nie udzielała mi żadnych odpowiedzi i od razu żądała przesłuchań.
- PIP wykazała naruszenia, za które odpowiadała pani kadrowa i pani księgowa. Mam dokumentację intensywnej komunikacji z księgową i kadrową, ponieważ MOK wcześniej był kontrolowany, Na podstawie protokołów próbowałam wprowadzić zmiany wskazane podczas kontroli za poprzedniego dyrektora.
Naruszenia, które wskazała PIP za okres mojego kierowania, zostały naprawione w ciągu 30 dni. Pomimo to pan prezydent przed świętami wielkanocnymi wezwał mnie do gabinetu, po półrocznej próbie nawiązania z nim kontaktu i unikania mnie, poinformował że uruchamia procedurę odwołania, ponieważ przestał mi ufać. Jego komisja stwierdziła, że rzekomy mobbing miał miejsce. To był trudny moment dla MOKu, ponieważ 4 dni później musiałam bronić programu Olsztyńskiego Lata Artystycznego na Komisji Kultury. Program został przez komisje zaakceptowany. W międzyczasie nasiliła się nagonka medialna na moją osobę. W pismach prezydenta pojawiły się sformułowania o naruszeniu czci i godności pracownika, rzekomo popełnione przeze mnie, nagminne łamanie praw pracowników. Pomimo próśb o mediacje celem wyjaśnienia tej sytuacji, spotkałam się z odmową prezydenta. Od komisji prezydenta nie uzyskałam również odpowiedzi. Dopiero po wystąpieniu o informację publiczną uzyskałam protokoły. Nie było żadnych protokołów ze spotkań, regulaminu komisji, pomimo dwukrotnej prośby pełnomocnika instytucji nie uzyskaliśmy żadnej odpowiedzi. W okresie odwoływania mnie nasiliły się kontrole, czterokrotnie przesuwana była obrona bilansu MOKu pomimo umowy z prezydentem, która pozwalała na reprezentowanie mnie przez pełnomocnika, został on wyproszony z obrony bilansu.
- Jednocześnie powstała spontaniczna petycja podpisana przez ponad 600 osób, które zwróciły się do prezydenta z prośbą o rzetelne zbadanie stawianych mi zarzutów. Była też próba mediacji z prezydentem, która również zakończyła się fiaskiem. Ostatecznie podczas jednej z kontroli został zmieniony jej zakres z powodu braku nieprawidłowości. Kolejnego dnia kontroli 8 osób weszło do mojego gabinetu i wręczyły mi odwołanie.
- Jako dyrektor dołożyłam wszelkiej staranności aby realizować zadania postawione przez prezydenta, wprowadzać wybraną w konkursie wizję a zmiany w instytucji były przeprowadzone w sposób jak najmniej doskwierający pracownikom. Niestety, ogromny opór części pracowników okazał się ważniejszy dla prezydenta jak i dla opinii publicznej niż mocne zaangażowanie pracowników, którzy włączyli się we wprowadzanie zmian w instytucji.
Sędzia: Ile razy MOK był kontrolowany przez PIP przez ostatnie 2 lata?
AK: Dwa razy. Pierwszy raz w październiku 2015 roku, przed objęciem przeze mnie stanowiska. Drugi raz w styczniu 2017 roku.
Sędzia: Jakie PIP wskazał mankamenty w I protokole?
AK: Konflikty personalne między pracownikami, mające znamiona mobbingu i kilka aspektów kadrowych. Z trudem od pracowników uzyskałam fragmenty tego protokołu.
Sędzia: Czy zwróciła się pani o protokół do PIP?
AK: Nie, tylko do pracowników.
Sędzia: Jakie działania pani wdrożyła celem eliminacji nieprawidłowości wskazanych w I protokole?
AK: Wysłałam mailem polecenia służbowe do księgowej oraz kadrowej, które miały wprowadzić zmiany wskazane w protokole. Zostałam zapewniona, że zostało to zrobione. W kwestii mobbingu powołałam grupę roboczą złożoną z pracowników z zachowaniem parytetu wszystkich działów. Grupa ta wypracowała nowy kodeks etyki oraz wewnętrzną politykę antymobbingową. Grupa dostała materiały i tę pracę wykonała. Z końcem 2016 roku kodeks etyki i polityka antymobbingowa zostały wprowadzone zarządzeniem dyrektora.
Sędzia: A jakie nieprawidłowości wskazała kolejna kontrola PIP?
AK: Wskazała naruszenie harmonogramów pracy, wypłacania za nadgodziny i zwróciła uwagę na sposób zarządzania firmą.
Sędzia: Jakie działania pani podjęła celem eliminacji tych nieprawidłowości?
AK: Spotkałam się z paniami, kadrową i księgową. Na początku stycznia 2017 roku przypomniałam im o potrzebie ponownej analizy raportu PIP, wysyłając emaile. Otrzymałam potwierdzenie, że wszystko zostało zrealizowane zgodnie z prawem. Okazało się, że nie było to zgodne z prawdą. Już była trudna sytuacja w MOK, nasilała się nagonka medialna, próbowałam wyjaśniać pracownikom, że są to błędy formalne, wielu dyrektorów na początku zarządzania takie błędy popełnia. Kodeks pracy bardzo często się zmienia. Zarządziłam doszkolenie kadrowej i księgowej i pouczyłam je, że muszą z większą starannością realizować wskazania PIP. Zaprojektowałyśmy wspólnie sposób wyeliminowania tych naruszeń i w ciągu 30 dni zostały one zrealizowane. Pani kadrowa wykazała skruchę, a pani księgowa stawiała opór, wykorzystując ataki na mnie, podważała moje decyzje.
Sędzia: Proszę się odnieść do zarzutu naruszania czci, godności pracowników, dyskryminowania ich.
AK: Mój model zarządzania różnił się od wcześniejszego stylu. Był oparty na otwartości, zaufaniu i niejednokrotnie na relacjach koleżeńskich, ponieważ z większością osób znałam się już wcześniej. W mojej opinii w bardzo okrutny sposób zostały wykorzystane, wyrwane z kontekstu zdania, zostałam pomówiona, zostało naruszone moje dobre imię. Orzeczenie prokuratury z grudnia 2017 roku, którego treść otrzymałam na początku marca 2018 roku, potwierdziło że stawiane mi zarzuty przez pracowników nie miały znamion przestępstwa.
Sędzia: A co to było za postępowanie prowadzone przez prokuraturę?
AK: PIP zgłosiła do prokuratury zawiadomienie o możliwości naruszenia praw pracowniczych.
Przesłuchuje pełnomocniczka powódki Agnieszki K.
Pełnomocniczka AK: Czy monitowała pani kadry i księgowość, by usunęły nieprawidłowości wskazane przez kontrole PIP?
AK: Wprowadziłam system monitoringu miesięcznego, by wychwytywać nieprawidłowości. Zatrudniłam osobę z zewnątrz, żeby pilnowała finansów.
Pełnomocniczka AK: Czy kadrowa i księgowała zapewniały panią, że wszystko jest w porządku?
AK: Potwierdzały, że moje polecenia służbowe, wysyłane również mailem, zostały wykonane. Zatrudniłam kadrową, bo wcześniej takiej osoby nie było w MOK, a było szereg nieprawidłowości i chaosu w dokumentacji.
Pełnomocniczka AK: Czy pracownicy wprost okłamywali panią lub zatajali informacje? Np. w sprawie obowiązku sporządzania teczek wydarzeń.
AK: Wielokrotnie byłam okłamywana, zatajano przede mną informacji, miało miejsce ukrywanie przede mną dokumentacji, wydawanie jej fragmentami. Sporządzania teczek wydarzeń, które miały zapewnić ich merytoryczną płynność, w sytuacji, gdy pracownik będzie nieobecny, były nie wykonywane na bieżąco. Padło stwierdzenie, że nigdy przedtem takich teczek nie wykonywano. Gdy próbowałam to wyegzekwować, dla dobra instytucji, część pracowników stwierdziła, że piszą je dopiero po wydarzeniach. Byłam więc wprowadzana w błąd.
„Jej zachowanie było nieobliczalne. Krzyczała, płakała, tupała nogami”.
Sąd następnie przesłuchał świadka Piotra B., byłego kierownik jednego z ważniejszych działów MOK, który odpowiadał za główne imprezy. Pouczony o odpowiedzialności karnej za składanie fałszywych zeznań podtrzymał przed sądem swoje zarzuty, o których mówił kontroli PIP a później prokuratorowi.
Piotr B. przyznał, iż przegrał z Agnieszką K. konkurs na dyrektora MOKu oraz, że znał ją wcześniej (wystąpił w reżyserowanym przez nią spektaklu).
PB: Zatrudniony zostałem w MOK w 2009 roku jako instruktor, a od 2010 roku jako kierownik działu animacji kultury. Znam przyczyny odwołania Agnieszki K. Złamanie kodeksu pracy, naruszanie godzin pracy pracowników, działania szkodliwe na rzecz mojej osoby i pracowników mojego działu. Szkalowanie i poniżanie pracowników, deprecjonowanie mnie jako kierownika, obniżanie mojego autorytetu, utrudnienie przystąpienia do związku zawodowego.
Sędzia: Co bezpośrednio dotknęło świadka?
PB: Gdy AK została dyrektorką przyjąłem to pozytywnie. Wraz z jej przyjściem pojawiły się nowi pracownicy, którzy stali się decyzyjni. Karol Zamojski brał udział we wszystkich spotkaniach i rozmowach. Dyrektor i jej nowa zastępczyni Sylwia N. powiedziały, że wszystkie ważne sprawy mamy konsultować z Karolem Zamojskim. Jego głos był najważniejszy. Nowa zastępczyni Sylwia N. wcześniej przez rok była u mnie w dziale instruktorką, a jeszcze wcześniej pracownicą działu księgowości.
- Po objęciu przez AK funkcji dyrektora był olbrzymi chaos organizacyjny i kompetencyjny. Zmieniano struktury działów, bez zmiany regulaminów. Tworzono nowe działy. Stworzony chaos zagrażał realizacji sztandarowego wydarzenia Olsztyńskiego Lata Artystycznego, za którego merytoryczną część odpowiadałem. Od AK i Sylwii N. płynęły sprzeczne komunikaty. Moje decyzje były kwestionowane, a decyzje podejmowane przez AK i Sylwię N. były na szkodę MOKu. Gdy próbowałem interweniować, usłyszałem od dyrektorki: „Będziesz miał swoje zdanie, jak ci na to pozwolę”.
- Planowane wydarzenia były rozrzutne finansowo. Chciano zapłacić 70 tys. złotych za kompletnie nieznanego artystę. Mówiliśmy dyrektor, że ta impreza się nie zwróci. Wynegocjowałem obniżenie stawki o 20 tys. złotych. Dyrektorka za moimi plecami prowadziła swoje negocjacje.
Zatrudniła zewnętrzną Agencję, która zorganizowała dwa koncerty, gdy to my, jako pracownicy zajmowaliśmy się ich organizacją. Prawdopodobnie ten pośrednik wziął prowizję.
Sędzia: Jak wyglądały kontakty interpersonalne?
PB: Od początku kontakty były zachwiane, bo znałem AK wcześniej. Ja w pracy staram się zwracać do przełożonych nie po imieniu. W tym przypadku czasami zwracałem się po imieniu do dyrektorki.
- Jej zachowanie było nieobliczalne. Krzyczała, płakała, tupała nogami. Gdy działania nie były po jej myśli mówiła, że wszystko robimy jej na złość, że nasz dział złośliwie nie chce współpracować z nią i przeszkadza w tworzeniu nowej wizji. Tylko my nie wiedzieliśmy, na czym ona polega?
- Dyrektorka przychodziła do pracy na 12, więc nie było możliwości wcześniejszego uzgodnienia działań. Potem musiałem siedzieć na zebraniach 1-2 godziny.
- Ciężko jest pracować, gdy słyszymy, że do niczego się nie nadajemy, że nasza praca to pikuś i każdy by to zrobił lepiej. Karol Zamojski pytał mnie, czy biorę prowizję od artystów? AK pytała, czy jestem człowiekiem byłego dyrektora Marcinkowskiego, czy utrzymuję z nim kontakty? Poczułem, jakby ktoś dał mi w twarz, zarzucił kolaborację.
Sędzia: Czy powódka naruszyła godność świadka?
PB: Kiedyś publicznie zapytała mnie, czy ją kocham. Zaskoczony odpowiedziałem, że kocham żonę, potem długo, długo nic, a później wszystkich ludzi. Uznała, że „ostatecznie taka odpowiedź może być”, bo wśród tych wszystkich ludzi jest i ona.
Chciałem wziąć 3 dni wolnego na wyjazd z teściami do Pragi, którzy specjalnie w tym celu przylatywali z Londynu. Te dni wolne przysługiwały mi poza urlopem. Dzień przed dostałem odmowę z 4 argumentami, że są ważne wydarzenia. Były dwa i każde miało swojego koordynatora. Następnego dnia przyszła do działu dyrektorka i zrobiła performance. Wyciągnęła karteczkę z napisem: „Jestem waszym szefem”, potem drugą „Idę na urlop” , wręczyła mi je i powiedziała „życzę powodzenia”. Poprosiłem o podpisanie urlopu zaplanowanego. „A jak nie podpiszę, pójdziesz do sądu pracy?” - powiedziała i podpisała.
Sędzia: A obelżywe sytuacje?
PB: W moim dziale, w którym pracowało 5 osób, w tym 3 nowe, dyrektor zrobiła gabinet kosmetyczny. Pracownica Ola M. co jakiś czas czesała panią dyrektor w godzinach pracy. „Musisz mnie zrobić na bóstwo, bo idę na ważne spotkanie”. Prosiliśmy przez zastępczynię dyrektorki S.N., by położyła temu kres. S.N. powiedziała Oli, że ma zaprzestać zabawy we fryzjerkę, jakby to Ola proponowała czesanie.
Sędzia: Czy pracownica wyrażała dezaprobatę?
PB: Pół żartem, pół serio mówiła AK, że czas z tym skończyć, a nam mówiła, że ma tego dość.
Sąd: A zachowania wulgarne, nieeleganckie?
PB: Po zwolnieniu poprzedniej wicedyrektorki oznajmiła nam: „Od tego momentu królowa jest tylko jedna”. Raz, kiedy w naszym pokoju zadzwonił telefon od dyrektorki wydziału kultury urzędu miasta, odłożyła słuchawkę, gdy znów zadzwonił odwróciła się, prawie na niego usiadła i powiedziała, że zaraz na niego nasra. Często używała wulgaryzmów.
Sąd: A o podłożu seksualnym?
PB: Nie byłem świadkiem, wiem jednak, że Ola M. miała ze strony pani dyrektor propozycje o charakterze seksualnym.
Sąd: To pan zwrócił się o kontrolę antymobbingową do prezydenta i PIP?
PB: Potwierdzam.
Sąd: Jakie zachowania wymagały kontroli antymobbingowej?
PB: Zastraszanie pracowników. Np. dostaliśmy mail, że jeśli jakieś wydarzenie przyniesie straty, co jest bardzo częste w MOKu, to MOK pokryje ją z naszych pensji. Zarzucała nas emailami po godzinach pracy, nawet gdy byłem chory. Szkalowała pracowników, niesprawiedliwie oceniała.
Przesłuchuje pełnomocnik MOK
Pełnomocnik MOKu: Czy dyrektorka mówiła na pracownice „moje cipeczki”?
PB: Nie byłe tego świadkiem, ale słyszałem „moje dupeczki”.
Pełnomocnik MOKu: Jak pracownice na to reagowały?
PB: Były zbulwersowane. Ponosiły konsekwencje tylko dlatego, że były uważane za moich ludzi. Gdy już byłem na zwolnieniu lekarskim wchodziła do działu i machając drzwiami mówiła, że musi wywietrzyć atmosferę, Ignorowała dwie nowo zatrudnione pracownice Martynę Ch. I Paulinę K. Na pytanie, czy mają iść na zebranie, dyrektorka powiedziała: „Te osoby najwyżej później wezwiemy”. Gdy te pracownice złożyły wypowiedzenie nie chciała ich podpisać, żądała wyrzucenia z pisma powody odejścia. Podały jako powód: złe warunki pracy, złą atmosferę, obarczanie nadmiernymi obowiązkami.
Pełnomocnik MOKu: A czy słyszał pan zwroty: „laseczki”, „blondyna”, „brunetka”.
PB: Tak mówiła do Oli M. – laseczka, dupeczka, blondynka. Do Pauliny - „brunetka”. Mówiła: „chętnie bym zatrudniła „dupeczkę” (Paulinę K.) w sekretariacie”.
Pełnomocnik MOKu: Jak to panie odbierały?
PB: Ola M. starała się odgryzać żartobliwie, ale Paulina i Marta były zbulwersowane, zażenowane i czuły się poniżone.
Pełnomocnik MOKu: Czy przedrzeźniała pracowników?
PB: Chodziła z taką maskotką-misiem, którą nagrywała nasze słowa, zdania i je odtwarzała. Przedrzeźniała zachowanie Marty Ch., tańczyła przed nią – ale tego świadkiem nie byłem.
Pełnomocnik MOKu: Czy dezinformowała?
PB: Zarzucała mi, że nie szukam nowych pracowników. Od początku mówiłem, że jest nas za mało w dziale. Ale dyrektorka nie powiedziała mi, co mogę zaproponować kandydatom. Jedna osoba została zatrudniona z polecenia zastępcy dyrektora a dwie osoby same się zgłosiły, ale po pewnym czasie złożyły wypowiedzenie Marta Ch. i Paulina K.. Nie wytrzymały.
Ja w ciągu pół roku otrzymałem w sumie ponad 3 tys. emaili od dyrektor i to w różnych porach dnia. Musiałem nagle odwoływać umówione spotkania, gdyż dyrektorka delegowała mnie na spotkania, na które ona była umówiona albo przysyłała gości do mnie.
- Miesiąc od objęcia przez panią K. funkcji dyrektora zaczęły się uderzenia w moja osobę. Dyrektorka twierdziła, że nie chcemy realizować jej koncepcji, nie współpracujemy, działamy złośliwie, nie podpisujemy umów z artystami. Artysta nie podpisze, jeśli nie zna miejsca koncertu. Agencja wynajęta przez dyrektorkę do negocjacji z artystami ignorowała mnie a następnie dyrektorka mnie winiła za brak umowy. Twierdziła, że się mszczę i mam duże ambicje, nie mogę przeżyć tego, że to nie ja jestem dyrektorem.
Pełnomocnik MOKu: Jak wyglądała sprawa nadgodzin?
PB: Było ich bardzo dużo. Było za mało pracowników do obsługi wydarzeń, więc nie wpisywało się realnych godzin pracy. Zastępca dyrektora wymagała mojej obecności. Przychodziła na imprezy, siadała z tyłu i SMS-ami wysyłała polecenia, co jeszcze należy zrobić. To była permanentna kontrola. Nie wytrzymałem, gdy dostałem mailem polecenie zrobienia teczek wszystkich kameralnych wydarzeń na 3 dni przed urlopem. Tym poleceniem chciano wykazać, że się nie wyrobię i zawalę ważne wydarzenia. To było przez Olsztyńskimi Nocami Bluesowymi. Teczki wypełniłem pracując do 3-4 rano. Dyrektorka stwierdziła, że zostały źle przygotowane. Jak była wstanie przez 1 godzinę przejrzeć 70 teczek? Te teczki niczemu nie służą, wkłada się do niej plakat z wydarzenia, harmonogram, plan dnia.
Pełnomocnik MOKu: Czy kadrowa lub księgowa miały wpływ na czas pracy?
PB: Wpływ był, bo harmonogramy były fikcyjne, czas pracy był nierealny jak obsługiwaliśmy 3-dniowe wydarzenia, to o 1 w nocy kończył się koncert a już rano zaczynały się próby następnych zespołów, więc my byliśmy non stop w pracy.
Pełnomocnik MOKu: Jaki wpływ na pana zdrowie miała powódka?
PB: Odechciało mi się chodzić do pracy, zacząłem się jąkać w sytuacjach stresowych, mieć tiki nerwowe, nie mogłem spać, byłem rozdrażniony. Ten stan wpłynął negatywnie na moje relacje rodzinne. Żona mi powiedział, że ja przez pół roku ani razu się nie uśmiechnąłem. Zgłosiłem się do lekarza. Powiedział, że przyszedłem o 3 miesiące za późno. W pracy atmosfera permanentnego podsłuchu, dyrektorka podejrzewała, że w jej gabinecie jest podsłuch. W sumie z pomocy lekarza korzystało 7-8 pracowników. Nie radziły sobie ze szkalowaniem, permanentnym stresem, obniżaniem ich wartości a były to osoby pracowite. Ja przez przez 5 lat koordynowałem Olsztyńskie Lato Artystyczne i nagle z dnia na dzień się dowiedziałem, że na niczym się nie znam.
Pełnomocnik AK: Czy był pan przesłuchiwany?
PB: Tak, przez inspektora pracy, przez komisje powołana przez prezydenta miasta i przez prokuratura.
Przesłuchuje pełnomocniczka Agnieszki K.
Pełnomocnik AK: Czego dotyczyło przesłuchanie na prokuraturze?
PB: Nieprawidłowości w MOK oraz zarzutu mobbingu.
Pełnomocnik AK: Czym zakończyło się postępowanie prokuratorskie?
PB: Zarzuty (pracowników wobec dyrektor AK – przypis mój) zostały odrzucone.
Pełnomocnik AK: Czy próbował pan coś dalej z tym postanowieniem prokuratury zrobić?
PB: Nie.
Pełnomocnik AK: Zeznając ciągle używał pan liczby mnogiej. Kto konkretnie skarżył się na powódkę?
PB: Paulina K., Martyna Ch., Ewa F. Anonimowo w ankiecie PIP 19 osób stwierdziło działania mobbingowe. Wielu pracowników podzielało moje odczucia.
Pełnomocnik AK: Po objęciu stanowiska przez powódkę, czy zmniejszył się pana poziom decyzyjny?
PB: Nie było żadnego poziomu decyzyjnego. Czekaliśmy miesiącami na podpis zastępcy dyrektora. Jej decyzyjność była zerowa. Jedyne decyzje podejmował Karol Zamojski.
Pełnomocnik AK: Czy były spotkania dyrektor z pracownikami?
PB: Cotygodniowe, ale na zebraniach sprawy braku podpisu na dokumentach nie załatwia się, o to pytaliśmy w sekretariacie, a tam były nowe pracownice i panował chaos, nie wiedziały gdzie są dokumenty. Po 2 tygodniach znalazły się na biurku zastępcy dyrektora Sylwii N. Oddała z uwagą, że w jednym miejscu jest nierówna czcionka.
„Do końca tej wizji nie poznałem”.
Pełnomocnik AK: Dlaczego świadek był przeciwny wynajęciu Agencji do pomocy, skoro był przeciążony pracą?
PB: Agencje nie odciążały, tylko wydłużały czas reakcji, bo pojawił się nowy pośrednik. My sami byśmy załatwili umowy szybciej i taniej, to była rola naszego działu – kontakt z artystami i ich menedżerami.
Pełnomocnik AK: Czy wizja powódki Olsztyńskiego Lata Artystycznego była inna od poprzednich edycji?
PB: Do końca tej wizji nie poznałem. Zmieniały się miejsca wydarzeń, nazwy, pojawiały się pomysły w ostatniej chwili.
Pełnomocnik AK: Czy pana dział miał tworzyć teczki planowanych wydarzeń?
PB: Teczki powstawały po wydarzeniach. Przed pójściem na urlop zostawiłem całą dokumentacje, natomiast pracownikom powiedziano, że zostawiłem Olsztyńskie Lato Artystyczne i uciekłem na urlop.
Pełnomocnik AK: Czy były trzy ważne wydarzenia, do których nie zostawił pan informacji?
PB: Nie miałem takich sygnałów od pracowników.
Pełnomocnik AK: Czy powódka prosiła o terminowe przedkładanie umów a nie na ostatnią chwilę?
PB: Umowa kończy długie negocjacje. Ich wcześniejsze uzyskiwanie było niemożliwe z powodu Agencji.
Pełnomocnik AK: Ile dodatkowych osób zatrudniono w pana dziale?
PB: Przewinął się Artur S., zatrudniono 3 osoby, Dariusza K., Martynę Ch. i Paulinę K, ale 1 osobę zabrano do innego działu a Sylwia N. została wicedyrektorką
Pełnomocnik AK: Czy Paulina K. i Martyna Ch. były pana koleżankami przed zatrudnieniem w MOK?
PB: Nie.
Pełnomocnik AK: Czy pracownice pana działu w pokoju służbowym przebierały się w pana obecności, przymierzały ubrania, wymieniały się ubraniami, kosmetykami?
PB: Nie wyobrażam sobie takiej sytuacji.
Pełnomocnik AK: Jak pan się zwracał do powódki?
PB: Agnieszko lub pani dyrektor, częściej służbowo.
Pełnomocnik AK: Czy powódka zwracała uwagę, że nie wolno pisać fikcyjnego czasu pracy tylko rzeczywisty?
PB: Mówiła. Pracownicy tworzą harmonogram, który ja zbierałem i przekazywałem kadrowej
Pełnomocnik AK: Pan je zatwierdzał?
PB: Tak, ale nie wiedziałem, że one są fikcyjne.
Pełnomocnik AK: Na jakiej podstawie wiedzieli pracownicy jak tworzyć harmonogram pracy?
PB: Były szkolenia dotyczące czasu pracy, były informacje od kadrowej, jak tworzyć harmonogram, że ma przewidywać przerwy w pracy
Pełnomocnik AK: Powiedział świadek o nękaniu emailami. Czy otrzymywał pan od powódki emaile o treści: „Dziękuję”, „Gratuluję!”, „Super robota!”
PB: Nie przypominam sobie, może…
Pełnomocnik AK: Ile z tych emaili były adresowane do wszystkich pracowników?
PB: Około 20 procent a 80 procent tylko do mnie. Starałem się ze wszystkich poleceń wywiązywać, jestem sumiennym człowiekiem, a dyrektorka twierdziła, że nie było reakcji na email wysłany wieczorem z zadaniem na następny dzień.
Pełnomocnik AK: Czy ktoś poniósł konsekwencje za brak reakcji na emaile czy telefon od powódki?
PB: Nie wiem czy była taka sytuacja, ale na jednym zebraniu dyrektor powiedziała, żeby odbierać jej telefony, bo jeśli dzwoni po godzinach pracy to znaczy, że ma ważną sprawę.
Pełnomocnik AK: Czy pan powiedział powódce, że sobie nie życzy maili i telefonów po pracy?
PB: Wprost, nie.
Pełnomocnik AK: Czy wcześniej, za poprzedniego dyrektora nie radził pan sobie z obowiązkami i miał z tego powodu wpis w aktach osobowych?
PB: Nie pamiętam, nie przypominam sobie.
Pełnomocnik AK: Czy przed objęciem stanowiska przez powódkę również korzystał pan z pomocy lekarza tej samej specjalności?
PB: Tak, miałem problemy, przeszedłem terapię i od 13 lat nie mam z tym problemów.
Na tym przesłuchanie świadka zakończono. Pełnomocnik AK zawnioskowała, by świadek dostarczył dwa emaile: 1. w którym dyrektor miała straszyć pracowników, że potrąci im z pensji, jeśli impreza zakończy się „klapą”, 2. polecenie wykonania 70 teczek w ciągu 3 dni. Sąd dał świadkowi na ich dostarczenie 14 dni.
Kolejni świadkowie zostaną przesłuchani dopiero 9 października 2018 roku.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość