Pod hasłem: "Gwałt a sprawa polska" odbyło się niedawno spotkanie grupy olsztyńskich feministek i feministów. Cień sympatii do tego ruchu przyciągnął mnie na to spotkanie, które miało miejsce we czwartek (15-go marca) w galerii "Dobro" (dawna nazwa Galeria "Rynek" – przyp. redakcji). Chciałem u źródła poszerzyć swoje wiadomości nie tylko na temat ruchu. Specjalnie zainteresowany byłem głównym tematem spotkania. Dedukowałem, iż dyskusja może obracać się wokół opublikowanego wcześniej opracowania Fundacji STER: "Przełamać tabu – raport o przemocy seksualnej". Wszak taki był tytuł spotkania. I to mnie przyciągnęło...
Odniosłem wrażenie, że tylko ja byłem spoza środowiska.
Niestety, po spotkaniu wiem jeszcze mniej niż wiedziałem wcześniej.
Potwierdzałoby to tylko stare powiedzenie, że kobiety albo się kocha albo rozumie. Tertium non datur.
A ja szczerze chcę zrozumieć... Bez udawania... Bez kręcenia... Chcę zachować sympatię i zrozumieć. Mężczyźni tacy już są, że wyjaśnienie problemu jest dla nich bardzo ważne. Nie czysta empatia. Nie bezgraniczna sympatia czy pozytywne fluidy... Kluczem jest zrozumienie sprawy.
Zdaję sobie sprawę, że nie da się całkowicie wyeliminować negatywnych zjawisk, które opisuje raport, tak jak nie da się usunąć z życia społecznego morderstw, pobić, kradzieży, ale...
Ale zrozumienie zjawiska opisanego w raporcie może skutkować podjęciem takich działań, które mogą zmniejszyć (nawet radykalnie) jego występowanie.
Do spotkania przygotowałem się studiując wymieniony raport. Wynikało z niego że "87 procent respondentek spotkało się w swoim życiu z jakąś formą molestowania seksualnego. 37 procent uczestniczyło w aktywności seksualnej wbrew swojej woli. 23 procent doświadczyło próby gwałtu, a 22 procent gwałtu." (str. 9). Jeden z bardziej odkrywczych wniosków wynikający z raportu to uzmysłowienie faktu iż prawie 85% sprawców przemocy seksualnej to osoby najbliższe – mężowie i partnerzy kobiet. Według raportu byli to: obecny mąż/partner (22%) lub - w momencie udzielania wywiadu – już były mąż/partner (63%). Tak to wynikało ze strony 83 raportu.
Dane uzyskane z raportu przełamują stereotypowe wyobrażenie gwałtu jako incydentalnego i sporadycznego, którego sprawcą jest mężczyzna nieznany kobiecie, ponieważ najczęściej do przemocy seksualnej (molestowania seksualnego) dochodzi w małżeństwie. A ten wątek raportu był mocno omijany przez moderatorów spotkania, którzy bardziej eksponowali sytuacje zachodzące w miejscu pracy.
Nie wolno wszakże pomijać małżeńskiego (i partnerskiego) aspektu omawianych zdarzeń, gdyż one stanowią największą liczbę aktów przemocy. A ponieważ jest ich najwięcej – należy wziąć je pod lupę i zastanowić się nad przyczynami. I tego momentu refleksji zabrakło w raporcie, chociaż autorki nazywają go kompleksowym.
Można odnieść wrażenie, że to mężczyźni ostatnimi czasy (wcześniej także) są zepsuci, nie panujący nad sobą, lubieżni i erotycznie wciąż pobudzeni, a nawet nadpobudliwi. Co tu dużo mówić – "mężczyźni są zboczeni". I tak też są widziani przez normalne, zwykłe, przeciętne kobiety.
Kiedy badania pokazują, że prawie cała żeńska populacja została tak drastycznie doświadczona – warto by zastanowić się nad przyczynami "tego całego zła".
Być może niektórym kobietom trudno się z tym pogodzić, ale mężczyźni mają na ogół większe potrzeby seksualne, a popęd płciowy potrafi zdominować ich życie – przynajmniej do trzydziestego roku życia, ponieważ mniej więcej to w tym momencie libido u mężczyzn ulega znacznemu obniżeniu. Skąd tak duże znaczenie seksu dla panów?
Pierwszym czynnikiem warunkującym popęd jest... mózg. Udowodniono, że u mężczyzn seks jest zakodowany na poziomie struktur podkorowych, co z kolei wpływa na jego większą automatyczność. Być może ma to związek z naturalnym zabezpieczeniem przed wyginięciem gatunku – samiec zawsze był osobnikiem, który miał zapłodnić jak największą liczbę samic. Nic dziwnego zatem, że przeciętny mężczyzna instynktownie, wręcz odruchowo, dąży do jak największej liczby stosunków seksualnych. Zostało to w pewien sposób zakodowane w jego podświadomości.
Jeśli chodzi o czysto biologiczne aspekty, to nie da się ukryć, że libido u kobiet jest znacznie niższe niż u panów. Różnice pojawiają się stosunkowo wcześnie. Seksualne potrzeby kobiet ujawniają się stosunkowo późno, a w pełni objawiają się dopiero po dwudziestym roku życia – dopiero wtedy libido stopniowo wzrasta i osiąga maksimum tuż przed trzydziestką. Co ciekawe, u mężczyzn jest to właśnie moment obniżenia popędu, co z kolei może prowadzić do licznych konfliktów. Pociąga to za sobą możliwość zdrady.
O ile u mężczyzn możemy mówić o zaawansowanym instynkcie zapłodnienia jak największej liczby partnerek, tak u kobiet jest wręcz odwrotnie. Panie są odruchowo nastawione na wychowywanie potomstwa, co oznacza, że – przynajmniej teoretycznie – są mniej skłonne do zdrady.
Ponieważ ogólny poziom męskiej seksualności jest o wiele wyższy niż kobiecy mówi się, że 75% mężczyzn przez 75% czasu myśli o seksie, podczas gdy u kobiet ten procent waha się około 25-ciu. Nawet, jeżeli te liczby są daleko nieprecyzyjne – to i tak co do (rozpiętości) różnic należałoby się zgodzić, bo dobrze obrazują zjawisko.
Implikacje tego są zaskakujące - chociaż oczywiste (!). Otóż mężczyźnie wydaję się (bo sądzi po sobie!), iż każda kobieta ma taką samą wielką chęć na seks co i on, nie zdając sobie sprawy, że kobiece rozumowanie jest identyczne – tylko ze znakiem przeciwnym! Kobiecie wydaje się (bo też sądzi po sobie!), że normalny mężczyzna – tak jak i ona - nie ma ochoty na seks, a ten chłop, który właśnie teraz, w tej chwili czyni jej nachalne awanse, to po prostu zboczeniec.
Kiedy zdamy sprawę z wielkiej różnicy libido pomiędzy płciami musimy dojść do wniosku, że konflikt na tym tle w naszej kulturze jest nieuchronny; jest wpisany w relacje męsko-damskie, można powiedzieć, że jest immanentny. Możemy tego nie chcieć, możemy to zaklinać ale musimy z tym żyć. I warto to rozumieć... Odnoszę jednak wrażenie, że ten ważny, biologiczny aspekt problemu jest nie zrozumiany przez feministki i przez to nie jest analizowany. Nie jest brany pod uwagę... Ich energia skierowana jest na coś innego...
Niepokoi mnie u feministek i w raporcie STER-u (także na tym spotkaniu) to trzymanie się tylko jednego rozwiązania – zaostrzania kar za molestowanie. Można obrazowo powiedzieć, iż tym rozwiązaniem jest znalezienie jak największej policyjnej pały na mężczyzn. Takie silne postraszenie chłopa, żeby przestał myśleć o seksie. Wybić mu z głowy seks, a przynajmniej zminimalizować i zneutralizować do wielkości istniejącej u kobiet – bo tak można odebrać działania feministek w tej dziedzinie.
Zabrakło na tym spotkaniu dyskusji idących w kierunku mniej siłowego rozwiązania problemu, a przynajmniej teoretycznych rozważań o innych możliwościach, np. próbach zmian obyczajowości. Nie podjęty został też temat szwedzkiego prawa, wprowadzonego na życzenie feministek. Już od lipca prawo w Szwecji będzie regulowało intymną sferę między płciami, gdzie tylko wyraźna zgoda kobiety na działania erotyczne (nawet na pocałunki) może być akceptowana bez strachu o konsekwencje. A najlepiej "zgoda-umowa" wyrażona na piśmie.
Więcej na ten temat piszę na portalu "Debaty":
http://www.debata.olsztyn.pl/wiadomoci/wiat/6007-goracy-temat-kafelek-najnowsze-slajd.html
===
Nie zrozumiałem o co chodziło na spotkaniu w tzw. "przemocy ekonomicznej" wobec kobiet; nic nie pojąłem (chociaż bardzo się starałem) co było mówione o klasach i do której klasy zaliczamy kobiety, wiem tylko, że początki tego pojęcia pochodzą od Marksa a zostały przez feministki zaadoptowane... Nie usłyszałem za to nic o wywiadzie Maryli Rodowicz, w którym stwierdziła, że "lubiła, kiedy ją molestowano". Nie usłyszałem także o apelu francuskich aktorek z Catherine Deneuve na czele, które odcinają się od ruchu #MeToo.
Chciałbym odzyskać na powrót sympatię dla ruchu feministycznego, a tak niewiele potrzeba, bo dłuższa, szczera rozmowa mogłaby wiele wyjaśnić. Wiem tylko, że bez zrozumienia slangu, nowomowy, którą posługują się jej członkinie, będzie to trudne, ale... chyba możliwe? Ze swojej strony obiecuję otwartość, przychylność i intencję zrozumienia problemów.
A na pewno warto mieć po swojej stronie jeszcze jedno pióro, które może pisać ze zrozumieniem i sympatią o sprawach feminizmu, bo jak dotąd – nie mogę nawet odpowiedzieć na pytanie postawione w tytule ("Feminizm – co to?"). Wiem przecież, że pokpiwanie i żartowanie niczego nie wyjaśniają, a tłumaczenia, które czasami padają, że "feminizm to rozbudzanie w kobietach nienawiści do mężczyzn" i propagowanie poglądu, by "mężczyzna w kobiecie przestał widzieć kobietę" są zbyt prymitywne.
Marian ZDANKOWSKI
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.
zdjęcie: Praca Magdy Frej w Galerii "Dobro", fot. B.Wawrzyniewicz ze strony MOK
PS
Na pożegnanie jak zwykle chciałem uścisnąć i pocałować dłoń moderatorki. Kiedy wyciągnąłem rękę w jej stronę padło pytanie: "Co Pan robi?". W trakcie wyjaśniania przypomniałem sobie, że już kiedyś tym gestem pożegnania innej feministki poważnie naraziłem się. Widocznie gest został odebrany jako forma molestowania.
https://rodzinazdrowia.pl/mezczyzni-sa-z-marsa-a-kobiety-z-wenus-czyli-o-seksualnosci-plci
Skomentuj
Komentuj jako gość