W trakcie przebudowy XIX wiecznego budynku zburzono najcenniejszą część zabytkowego obiektu, żelazną konstrukcję tzw. "altany fotograficznej" (Glashaus), które jak twierdzi Rafał Bętkowski, było jednym z ostatnich w Europie. W "Gazecie Olsztyńskiej" opublikowano projekt inwestora. Na dokonanych już zmianach nie zamierza on poprzestawać. Atelier po przebudowie zmieni całkowicie swój wygląd i w niczym nie będzie przypominało historycznego obiektu.
Komentarz Rafała Bętkowskiego.
Cieszę się, że „Gazeta Olsztyńska” podjęła temat atelier. Martwi trochę, że następuje to tak późno, w tydzień po zniszczeniu najcenniejszego elementu obiektu - żelaznego szkieletu dawnej „altany fotograficznej”. Któż z nas mógł jednak przypuszczać, że w ten sposób potoczą się losy budynku? Dokładne zamierzenia względem obiektu znane były tylko niewielu osobom. Byliśmy spokojni o jego los, sądząc, że remont prowadzony jest pod nadzorem konserwatorskim. W dniu 5. października 2009 r. robotnicy remontujący zabytek rozebrali fragment muru na piętrze. Okazało się, że ukryte w nim były niewidoczne dotąd żelazne żebra dawnej altany, tym samym była ona prawie kompletna! Gdyby nie świadek całego wydarzenia, moglibyśmy się o tym nigdy nie dowiedzieć. Członek „Forum Rozwoju Olsztyna”, który znajdował się wtedy w pobliżu, wykonał kilka fotografii. Następnego dnia nie było nawet śladu po żelaznej konstrukcji, ba – na gruzowisku nikt nie znalazłby jej resztek. Wszystko zostało dokładnie usunięte. Doprawdy naiwnie tłumaczą się teraz miejscy urzędnicy, próbując odpierać zarzut zniszczenia zabytku. Konstrukcja altany w oficjalnym oświadczeniu zamieniła się we „fragment” i „przeszklenie”. Według biura prasowego Urzędu Miasta: „...Rozebrany fragment przeszklenia piętra był elementem wtórnym, a dodatkowo stan jego zachowania uniemożliwiał ponowne jego wykorzystanie” *. Skoro tak się sprawy mają, a wszystko odbywało się zgodnie z procedurami, ratusz powinien przedstawić obecnie dokumentację z badań znaleziska usuniętego przez robotników.
Można by nad całym zdarzeniem przejść do porządku dziennego. Nie pierwszy to zapewne i nie ostatni zabytek – mógłby ktoś rzec - który ginie na naszych oczach. Zgoda na tę akurat stratę nie przychodzi jednak tak łatwo. Atelier przy ul. Skłodowskiej – Curie 12, to nie tylko unikalny już w skali europejskiej obiekt, dokumentujący dzieje fotografii, lecz również kawał historii naszego miasta. Przez półwiecze budynek służył jako zakład fotograficzny Sally’ego Pfeifela (ok. 1901 – 38). W 1945 r. ocalał od zniszczenia. „Altana” na piętrze wypatrzona została następnie przez jednego z osiadłych tu po wojnie mistrzów fotografii. Jako zakład Tadeusza i Mieczysława Jesionowskich budynek funkcjonował przez kolejne dziesięć lat (1946 – 56). Po nich lokale w atelier przejęły Pracownie Sztuk Plastycznych. Dawny „Glashaus” zmienił swą funkcję, stając się artystyczną pracownią (1956 – 90). Tylko dzięki tej wyjątkowej okoliczności bez większych zmian mógł przetrwać do naszych czasów. Pracowali w nim: Sergiusz Skalski, Andrzej Samulowski, Eugeniusz Kochanowski, Maria Szymańska, Henryk Mączkowski, Henryk Oszczakiewicz (twórca m. in. mozaikowych i sgraffitowych dekoracji Starego Miasta) i wielu innych artystów. Obecnie uznano widocznie, że nie są to już ludzie godni naszej pamięci. Miejsce, w którym przez półwiecze tworzyli zostało bezceremonialnie zniszczone.
O artystach pracujących kiedyś w atelier pisał w 1999 r. miłośnik Olsztyna, prezes tutejszego Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych p. Wojciech Lewandowski. Od frontu parceli wznoszono właśnie „wypasioną” kamienicę obecnego inwestora. Pan Lewandowski martwił się o los atelier. Zwracał uwagę, że „budyneczek przez jakby celowe zaniedbanie szykowany jest do rozebrania” **. On pierwszy przywołał wtedy nazwisko działającego tu przed wojną fotografa, Sally’ego Pfeifela. Artykułem „Fotograf następcy tronu”, opublikowanym w „Debacie” w kwietniu 2008 r. przypomniałem postać Pfeifela, dorzucając garść nieznanych przedtem danych o fotografie, budynku atelier i historii fotografii w Olsztynie. Podkreślałem unikalność zachowanej wciąż konstrukcji altany. Wraz z informacją o pierwotnym charakterze obiektu i wnioskiem „Sadyby” o wpisanie go do rejestru zabytków artykuł trafił do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. Prezes „Sadyby” otrzymał zwrotnie zapewnienie, że o los obiektu nie musi się obawiać, budynek już znajduje się w rejestrze, w związku z tym objęty jest ochroną. Minęło półtorej roku i zapewnienia konserwatora okazały się poręką bez pokrycia. Obiekt chroniony był nie jako dawny warsztat fotograficzny, a budynek mieszkalny!
W dotyczącej budynku przy ul. Skłodowskiej – Curie 12, znanej mi dokumentacji konserwatorskiej – nota bene bardzo niekompletnej - termin „atelier fotograficzne” nie pada ani jeden raz. Na zbadaniu historii zabytku najwyraźniej nikomu nie zależało. Odnosi się wrażenie, że było wręcz przeciwnie – zadbano, by nie została ona ujawniona. Inwestor tłumaczy się teraz, że o „fotograficznej” przeszłości obiektu nie miał zielonego pojęcia. Podobno nie wiedział o niej również urząd Miejskiego Konserwatora Zabytków. Jest to o tyle dziwne, że informacje o atelier Pfeifela znaleźć można w każdej, wydanej przed 1945 rokiem, książce adresowej.
Oryginalna konstrukcja altany fotograficznej przepadła. Ponieśliśmy stratę, której nie da się już tak łatwo odrobić. Budynek przy ul. Skłodowskiej – Curie, choć uszkodzony, nie przestał być przez to zabytkiem. Ludzie kochający nasze miasto chcieliby, by zachował swój kształt i charakter zabytkowego atelier, wciąż bowiem stanowić może pamiątkę miejskiej historii i niebanalną turystyczną atrakcję. Projekt inwestora wymagań tych nie spełnia. „Święta Warmia” wystąpiła o wznowienie przez Prezydenta Olsztyna postępowania w sprawie wydanego w styczniu 2007 r. pozwolenia na prowadzenie w budynku prac budowlanych i konserwatorskich. Wierzymy, że nie wszystko jest jeszcze stracone, a wykrycie błędów obligować powinno ludzi odpowiedzialnych za miasto do starań o ich naprawienie.
* Mariusz Jaźwiński, „Ludzie, przecież niszczycie własną historię!”, „Gazeta Olsztyńska” nr 242, 15. 10. 2009.
** Wojciech Lewandowski, „Coś odchodzi”, „Biluletyn Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Olsztynie”, nr 7 (25), 09. 1999.
Skomentuj
Komentuj jako gość