Od wielu miesięcy bloger Wiesław Poszewiecki, były pracownik WSP i ART (do 1993 roku) podważał na swoim blogu habilitację kierownika Katedry Postępowania Cywilnego Wydziału Prawa i Administracji UWM dr. hab. Jarosława Szczechowicza, byłego sędziego Sądu Okręgowego w Olsztynie i pełnomocnika prawnego rektora UWM Ryszarda Góreckiego oraz stowarzyszenia Helper. Władze UWM nie reagowały. Wówczas tym tropem poszli, niezależnie od siebie, reporter "Debaty" i dziennikarze Radia Olsztyn Leszek Tekielski i Wojciech Chromy. TUTAJ ICH AUDYCJA.
Ja przeprowadziłem wywiad z dr hab. J. Szczechowiczem 6 czerwca, który ukaże się w miesięczniku „Debata” w środę 14 czerwca.
Terminem „turystyka habilitacyjna” określa się habilitacje uzyskane na Słowacji na podstawie umowy międzypaństwowej, którą podpisał premier Belka w 2005 roku. Plotka głosi, że umowa powstała, żeby umożliwić uzyskanie habilitacji żonie wysoko postawionego polityka SLD. Ale z tej furtki, jak oblicza ministerstwo nauki skorzystało około 300 naukowców z Polski. Okazja polegała na tym, że w umowie zrównano słowacki stopień docenta - równoważny tylko z naszym doktorem – z naszym doktorem habilitowanym. Obrazowo tłumacząc: to tak, jakby maturzysta przedstawił pracę maturalną a dostał tytuł magistra. Wystarczyło przetłumaczyć np. swoją pracę doktorską na słowacki i doktora habilitowanego miało się w kieszeni. Oczywiście, nie za darmo. Katolicki Uniwersytet w Rużomberku, który powstał w 2000 roku podał na stronie internetowej uczelni oficjalną cenę za habilitację, 6,5 tys. zł. „Pod stołem” trzeba było zapłacić resztę. W sumie kosztowało to 8 tys. euro. Trzon kadry w Rużomberku stanowili wykładowcy z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Kandydat musiał dostarczyć jakieś podkładki, nawet nie musiał ich tłumaczyć na słowacki. Bywało i tak, że w komisji byli sami Słowacy a kandydat wygłaszał wykład w języku polskim. Z Polski skorzystało z oferty około 200 naukowców z różnych uczelni, nawet z UJ. Po słowackiej habilitacji w Polskiej Komisji Akredytacyjnej, która czuwa nad jakością nauczania w szkołach wyższych zasiedli, ks. dr hab. Tadeusz Bąk i doc. Renata Stojecka-Zuber.
W końcu skandal stał się już tak wielki, że na zlecenie Konferencji Biskupów Słowackich na uczelnię w Rużomberku wkroczyła prokuratora. Śledztwo wykazało m.in., że w latach 2010-2013 doszło do plagiatów i „sprzedawania” dyplomów doktorskich i habilitacyjnych. Gdy ukrócono proceder w Ruzomberku, wówczas turystyka rozlała się na całą Słowację. Podobne „habilitacje” oferuje Wyższa Szkoła Świętej Elżbiety w Bratysławie – oficjalnie, za 8 tys. euro. Paneuropejska Wyższa Szkoła w Bratysławie, oraz szkoły w Plańskiej Bystrzycy i Preszowie.
Uczciwi akademicy bili od 2008 roku na alarm, na czele z przewodniczącym Komitetu Nauk Pedagogicznych PAN prof. Bogusławem Śliwerskim. Jednak rząd Donalda Tuska był na te głosy głuchy. Dopiero minister nauki Jarosław Gowin w 2016 roku położył oszustwu kres, zmieniając umowę między Słowacją i Polską. Od 1 czerwca 2016 roku stopień docenta na Słowacji jest równoważny z naszym doktorem a nie doktorem habilitowanym.
W jaki sposób uzyskał habilitację dr hab. Jarosław Szczechowicz, czytaj 14 czerwca w miesięczniku „Debata”.
Fragment wywiadu (dosłowny zapis z nagrania):
- Gdzie pan uzyskał stanowisko docenta?
Jarosław Szczechowicz: Na uniwersytecie w Bratysławie.
- A może pan podać dokładną nazwę uczelni, w Bratysławie jest dużo szkół wyższych?
Jarosław Szczechowicz: Nie pamiętam, długa nazwa, gdzieś zapisałem, chyba uniwersytet Komenskiego, wyślę panu nazwę mailem.
Otrzymałem nazwę wieczorem emailem „Paneuropejska Szkoła Wyższa” w Bratysławie.
W googlach, po wpisaniu słowackiej nazwy tej uczelni wyskakują artykuły na słowackich portalach informujące, że w 2015 roku minister edukacji zawiesił wydział prawa Paneuropejskiej Szkoły Wyższej, gdyż kontrola wykazała, iż nie spełnia on wymogów zapisanych w ustawie o szkolnictwie wyższym. Wydział nie mógł przyjmować studentów. Jednak po zmianie ministra szkoła wygrała w sądzie, który z powodów uchybień formalnych uchylił decyzję eksministra. Więcej TUTAJ
Poniżej pytania od dziennikarzy Polskiego Radia Olsztyn do dr hab. Jarosława Szczechowicza i jego odpowiedzi.
1) Czy Pańska praca habilitacyjna przetłumaczona na język słowacki, jest wcześniejszą monografią wydaną przez UWM (opartą na obronionej w 2007 roku na KUL, pracy doktorskiej) ?
Jarosław Szczechowicz: Ja przedstawiłem swój dorobek naukowy. To było 36 różnych publikacji. Przedstawiłem dwie monografie oraz podręcznik akademicki, który jest obowiązkowy zgodnie z wymogami słowackimi. Można złożyć monografię stanowiącą dorobek naukowy, która nie jest rozprawą habilitacyjną w naszym rozumieniu prawa o szkolnictwie wyższym wraz z odpowiednią liczbą publikacji naukowych. Po zapoznaniu się z tą dokumentacją, powołana komisja wskazała, które prace chce aby zostały przetłumaczone na język słowacki. Były to dwie monografie i podręcznik naukowy dla studentów, który w naszym systemie uzyskania stopnia dr hab. nie jest w ogóle wymagany. Jedna z przedstawionych monografii to była wydana w 2013 roku przez UWM praca pt.: „Odpowiedzialność cywilna posiadacza mechanicznego środka komunikacji za szkody wyrządzone w ruchu lądowym”. Ona w znacznej mierze jest kontynuacją moich zainteresowań naukowych związanych z szeroko pojętą odpowiedzialnością cywilną związaną z deliktami prawa cywilnego. Po obronie mojej pracy doktorskiej złożonej do obrony 2005 roku zmieniło się część przepisów i po tych zmianach oraz uzupełnieniach dodałem ok. 30 procent nowej treści w monografii, co wyraźnie zaznaczyłem we wstępie. I tak uzupełniona i zmieniona monografia jest w tej części moim nowym dorobkiem naukowym powstałym po obronie pracy doktorskiej. Na uczelni w Bratysławie złożony został również odpis mojego dyplomu doktorskiego.
To było tylko część wymogów, które musiałem spełnić ubiegając się o stopień naukowy docenta. Ostatnim etapem rozprawy habilitacyjnej na Słowacji było kolokwium habilitacyjne. Polega na tym, że kandydat na docenta musi przygotować 3 tematy na wykład z zagadnień, w których się specjalizuje a następnie przejść egzamin habilitacyjny, tj. wygłosić wykład na temat wybrany przez komisję oraz udzielić odpowiedzi na pytania członków komisji i osób obecnych na wykładzie habilitacyjnym związane z przedłożonymi monografiami i tematyką naukową badawczą. W skrócie można powiedzieć, że zdawałem egzamin z prawa cywilnego. U nas przed nowelizacją przepisów też istniało podobne kolokwium habilitacyjne. Nie otrzymałem habilitacji wyłącznie na podstawie jednej przetłumaczonej monografii, jak Pan sugeruje w pytaniu.
2) Czy Pana zdaniem – praca habilitacyjna przedłożona przez Pana w Paneuropejskiej Szkole Wyższej w Bratysławie, spełniłaby polskie wymogi dla prac tego typu?
Jarosław Szczechowicz: Jak już wskazałem nie otrzymałem habilitacji wyłącznie na podstawie jednej przetłumaczonej monografii. Złożyłem 36 artykułów opublikowanych w Polsce oraz spełniłem wszystkie pozostałe wymogi, zgodnie z ustawą o szkolnictwie wyższym obowiązującą na Słowacji oraz zasadami ustalonymi na uczelni w Bratysławie, co podlegało szczegółowej ocenie komisji i 44 członków rady wydziału uczelni.
3) Dlaczego habilitował się Pan na Słowacji a nie w Polsce?
Jarosław Szczechowicz: Z uczelnią na Słowacji miałem co najmniej 5-letni kontakt. W środowisko naukowe Bratysławy wprowadził mnie pan profesor Jozef Centes, który jest kierownikiem katedry prawa karnego na uniwersytecie w Bratysławie, a do 2011 roku był Zastępcą Dyrektora Wydziału Karnego w Prokuraturze Generalnej Słowacji. Prof. Centes w 2012 był na UWM na stażu naukowym, miał wykłady. Jeździłem do Bratysławy od 2013 roku na konferencje naukowe i na 5-6 występowałem. Miałem dobrą opinię więc zaproponowano mi w 2015 roku udział w międzynarodowym grancie czesko-słowacko-niemieckim dotyczącym odpowiedzialności podmiotów zbiorowych. W związku z tym, że Wydział Prawa UMW w Olszynie w czerwcu 2015 roku, kiedy złożyłem wniosek wraz z dokumentami, nie miał jeszcze uprawnień do nadawania stopnia doktora habilitowanego, nie widziałem niczego nadzwyczajnego w tym, że taki wniosek złożyłem w Bratysławie.
4) Jak odniesie się Pan do stwierdzenia przedstawicieli polskich środowisk naukowych, że habilitację „załatwiała” sobie na Słowacji część pseudonaukowców – nieuczciwi, unikający lub niezdolni do pracy naukowo-badawczej, często wyłudzający na podstawie własnej pracy doktorskiej, tytuł naukowo-pedagogiczny docenta?
Jarosław Szczechowicz: Najkrócej słowami Dyrektora Departamentu Współpracy Międzynarodowej w Ministerstwie Nauki i Szkolnictwa Wyższego Juliusza Gałkowskiego „Bardzo mocno należy podkreślić, że to nie jest tak, że każda docentura słowacka traktowana jest przez Polskę jako rzecz podejrzana; wręcz na odwrót. Bardzo się cieszymy, że ludzie (…) zdobywają wykształcenie za granicą” (http://naukawpolsce.pap.pl/aktualnosci/news,409912,slowackie-habilitacje-nie-beda-automatycznie-uznawane-na-polskich-uczelniach.html).
5) Czy uważa Pan, że taka ścieżka kariery przystoi doświadczonemu prawnikowi, pracownikowi i kierownikowi uniwersyteckiej katedry ?
Jarosław Szczechowicz: Nie widzę powodu, dla którego miałbym się wstydzić dyplomu wydanego przez słowacką uczelnię. Jeśli iść Pana tokiem myślenia, to studenci z obcych państw, którzy kończą polskie uczelnie także powinni się wstydzić tego, że u nas zdobyli wykształcenie, a nie np. w Niemczech, czy innym kraju. Nie widzę również powodu zakończenia współpracy z naukowcami ze Słowacji, tylko dlatego, że uzyskali stopnie naukowe docenta, czy profesora na Słowacji, a nie np. w Polsce uznając ich za „nieuczciwych naukowo”. Nie uważam również, że z założenia powinni się z tego powodu wstydzić.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość