Nie będę mógł uczestniczyć w debacie 25 maja, na temat zasadności nazwania kilkadziesiąt lat temu, jednego z bardziej znanych placów w Olsztynie imienia prezydenta Stanów Zjednoczonych Franklina Delano Roosevelta. Dlatego chciałbym przekazać kilka uwag na powyższy temat. Co prawda nie bardzo rozumiem intencji organizatorów debaty o ewentualnym „zdekomunizowaniu” patrona Placu, ale mniejsza o to.
Jednak moim zdaniem sprawa jest bardzo delikatna. Całkowicie zgadzam się z odczuciem wielu moich rodaków, iż prezydent Roosevelt mógł o wiele więcej uczynić dla sprawy polskiej w latach drugiej wojny światowej, niż chociażby taki premier brytyjski Winston Churchill, ponieważ Wielka Brytania wypadła już z roli głównego rozgrywającego, to był początek końca Imperium Brytyjskiego. Wyraźnie zaczynały dominować dwa mocarstwa: Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki.
Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że „ naiwna uległość” F. D. Roosevelta wobec Stalina, szczególnie w Jałcie, wpakowała Polskę w sowieckie zniewolenie na kilkadziesiąt lat. Prezydent USA był wytrawnym politykiem i także był amerykańskim patriotą. Zdawał sobie sprawę z potrzeby zachowania sojuszu z ZSRR. Wiedział, że ¾ Wehrmachtu jest zaangażowana na froncie wschodnim. W odróżnieniu od Stalina, dla którego życie ludzkie niewiele znaczyło, nie zamierzał szastać życiem amerykańskich obywateli.
Można sobie wyobrazić co by się stało, gdyby Hitler przerzucił na front zachodni ponad 2 miliony swoich żołnierzy ze wschodu. Ponadto Amerykanie mieli jeszcze jednego groźnego i fanatycznego wroga na Pacyfiku – Japonię. W Mandżurii Japończycy dysponowali milionową Armią Kwantuńską, gotową do walki na śmierć i życie za cesarza. Prezydent wiedział, że wojna z Japonią może pochłonąć życie setek tysięcy amerykańskich chłopców. Dlatego robił wszystko, żeby wciągnąć Stalina do wojny z Japonią, z którą ZSRR miał pakt o nieagresji. I dlatego Roosevelt godził się w Jałcie na pewne ustępstwa wobec Stalina, w tym kosztem Polski.
I tu należy wyjaśnić meritum sprawy. Otóż zakorzenił się w świadomości wielu Polaków stereotyp, iż jakoby Zachód zdradził nas w Jałcie, że oddał Polskę i inne kraje Europy południowo—wschodniej pod wpływy ZSRR. Otóż sprawa nie jest taka jednoznaczna. Mocarstwa zachodnie nie miały żadnej możliwości na powstrzymanie procesu zajmowania państw Europy południowo—wschodniej przez Armię Czerwoną ( w tym i Polskę ), w wyniku działań wojennych. Ponadto mocarstwa anglosaskie popełniły błąd, ponieważ naiwnie uwierzyły w siłę demokracji, która dla komunistów nic nie znaczyła. W Jałcie postanowiono, że po „wyzwoleniu” państw Europy południowo—wschodniej przez Sowietów, odbędą się w tych krajach w miarę szybko wolne wybory, które wobec nikłego wpływu komunistów, wygrają siły demokratyczne. Wiemy, że stało się inaczej. W wyniku terroru komunistów i fałszerstwa, „wybory” wygrali komuniści, w myśl stalinowskiej zasady, że „ nie ważne ,jak kto głosował, ważne kto liczył głosy.”
I w takim właśnie kontekście należy dokonać oceny prezydenta Roosevelta w zakresie jego stosunku do sprawy polskiej podczas ostatniej wojny. I jeszcze raz powtórzę, że sprawa jest bardzo delikatna. Polacy mogą prezydenta Roosevelta nie lubić, ale należy pamiętać, że dla Amerykanów jest niekwestionowanym bohaterem. Wyprowadził Amerykę z Wielkiego Kryzysu, był naczelnym dowódcą w zwycięskiej wojnie z Niemcami i Japonią, i jako jedyny z amerykańskich prezydentów był czterokrotnie wybierany na urząd, chociaż czwartej kadencji nie dokończył z powodu śmierci w kwietniu 1945 roku.
A przecież Stany Zjednoczone są najważniejszym sojusznikiem Polski i czy w tej sytuacji wypada deprecjonować ich bohatera narodowego? Uważam, że lepiej „odpuścić”. A jeżeli już, to żeby przysłowiowy wilk był syty, a owca cała, to można by było nazwać zamiennie ten plac imieniem prezydenta Stanów Zjednoczonych W. Wilsona, który bardzo zasłużył się sprawie polskiej podczas pierwszej wojny światowej. Prezydent Wilson, który ma swój plac w Warszawie, w słynnym 13 punkcie orędzia do Kongresu, wytyczył cele wojny po stronie Ententy i zapowiedział, że musi powstać niepodległe państwo polskie z dostępem do morza. Miało to dalekosiężne skutki w Wersalu.
Nie mniej jednak uważam, że nie należy nic zmieniać, a już podciąganie to pod dekomunizacje uważam za absurd.
Marek Skolimowski
Były 3 wnioski do Rady Miasta Olsztyna o zmianę nazwy placu F. D. Roosevelta w Olsztynie – bez odzewu. Czy wobec tego ustawa dekomunizacyjna powinna objąć ten plac?
Zapraszamy na Debatę z "Debatą" w czwartek 25 maja o 17.00. w Książnicy Polskiej, pl. Jana Pawła II 2/3. I piętro.
Udział wezmą wnioskodawcy zmiany nazwy placu: Józef Lubieniecki oraz Stowarzyszenie Osób Represjonowanych w Stanie Wojennym „Pro Patria” – wniosek o zmianę nazwy na Plac Ronalda Reagana, Związek Jaszczur – na Plac Narodowych Sił Zbrojnych, Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej - na Plac Wileński).
Zaprosiliśmy także historyków i olsztyńskich radnych.
Prowadzenie red. Adam Socha
Zaprasza Fundacja „Debata” i Książnica Polska
Skomentuj
Komentuj jako gość