Dlaczego Gdynia wyłamuje się i nie chce spalać swoich śmieci w planowanej spalarni w Szadółkach w Gdańsku? - zapytała wiceprezydenta Gdyni Michała Gucia, dziennikarka Radia Gdańsk Agnieszka Michajłow. - Z jednego prostego powodu, musimy zachowywać się odpowiedzialnie i dbać o pieniądze mieszkańców – odpowiedział wiceprezydent.
Kiedy pojawił się pomysł budowy regionalnej instalacji do utylizacji odpadów, gminy z Komunalnego Związku Gmin "Dolina Redy i Chylonki" włączyły się w ten projekt. Współfinansowaliśmy opracowania, które miały doprowadzić do określenia warunków brzegowych i przygotowania procedury wyłonienia operatora. Okazało się, że mieszkańcy mieliby płacić dwukrotnie więcej niż do tej pory - mówi Michał Guć.
Obecnie zakład zagospodarowania odpadów Eko Dolina organizuje przetargi na utylizację odpadów. Jak mówi Guć, cena za utylizację tony śmieci wynosi od 150 do 170 zł za tonę, a Gdańsk proponuje cenę dwukrotnie wyższą.
NIE MÓWIMY "NIE"
- Oprócz tego, że już na starcie cena jest wyższa, mechanizm umowy, którą mają zawrzeć nasze gminy jest taki, że będziemy musieli płacić taką cenę, jakiej zażąda spalarnia. Jeżeli w pewnym momencie z 300 zł zrobi się 500 zł, nie będziemy mogli się wycofać - tłumaczy wiceprezydent Gdyni.
Włodarze miast należących do Komunalnego Związku Gmin "Doliny Redy i Chylonki" nie mówią "nie" gdańskiej spalarni. Jak poinformował gość Radia Gdańsk, przekazali prezydentowi Gdańska, że są skłonni płacić zgodnie z cenami zbliżonymi do cen wolnorynkowych. Odpowiedzi jeszcze nie otrzymali.
KOMENTARZ
Porównajmy stanowisko władz Gdyni do polityki prezydenta Olsztyna, który od kilku lat forsuje budowę spalarni śmieci. Władze Gdyni dbają o portfele mieszkańców i działają w ich interesie. Nasze gminy w tej chwili już płacą dużo więcej niż mieszkańcy Gdyni, bo 300 złotych brutto za przyjęcie tony odpadów w zakładzie ZGOK-u w Tracku (gdynianie płacą 150-170 złotych za tonę). Ile będziemy płacić po wybudowaniu spalarni, władze Olsztyna nie chcą poinformować. Władze Gdyni nie chcą się też zgodzić na umowę z Gdańskiem, która oddaje ich mieszkańców w niewolę właścicielowi spalarni, polegającą na tym, że będą musieli płacić każdą narzuconą cenę. Właśnie taką umowę zawarł olsztyński ZGOK z olsztyńskim MPEC-em. Wynika z niej, że to mieszkańcy gmin będą odpowiedzialni za utrzymanie spalarni w ruchu i za dostarczenie paliwa odpowiedniej ilości i jakości. Jeśli nie wywiążą się z umowy – zapłacą właścicielowi spalarni kary.
Adam Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość