„Przepraszam" - to słowo widnieje na 1 stronie „Życia Olsztyna" wydanego przez sztab wyborczy Piotra Grzymowicza w nakładzie 50 tys. egz. Za co prezydent przeprasza, czytelnik dowiaduje się z wywiadu z Piotrem Grzymowiczem na str. 4.
Tam czytamy, że prezydent PRZEPRASZA (dużymi literami) szczerze mieszkańców Olsztyna za brak komunikacji.
„Faktycznie mam kłopot z rozdawaniem uśmiechów i potrząsaniem dłonią każdej napotkanej osobie. I wiem, że to żle, że tego nie potrafię i bardzo za to przepraszam. Naprawdę szczerze za to przepraszam. Jeszcze raz z przykrością przyznaję. TO PRAWDA".
I wyjaśnia powód tego stanu rzeczy:
"Zagoniony w jak najszybszej realizacji trudnych i rozległych inwestycji popełniłem grzech zaniechania pełnej komunikacji z mieszkańcami".
Obiecuje, że w nowej kadencji zmieni to i będzie miał więcej czasu na rozmowy z mieszkańcami.
Natomiast jego kontrkandydat Czesław Małkowski wysłał wyborcom list, (zamieścił go też na fb). Dziękuje w nim za poparcie w I turze (24 tys. głosów). Chwali się osiągnięciami podczas, jak to nazywa, „Siedmiu złotych lat Olsztyna". Oskarżenie o gwałt i molestowanie seksualne nazywa pomówieniem i fałszerstwem. Twierdzi, że zdjęcia i nagrania rozmów zostały zmanipulowane i oczekuje uniewinnienia.
Co innego wynika z aktu oskarżenia opublikowanego na blogu Mariusza Kowalewskiego.
KOMENTARZ
Do treści listu Czesława Małkowskiego nie będę się odnosił. Dla mnie ten człowiek jest notorycznym kłamcą, ale wiem, że dla 24 tysięcy olsztynian jest on wiarygodny. Na łamach „Deb@ty" ukazało się wiele analiz przyczyn tego stanu rzeczy. Nie będę się powtarzał.
Natomiast odniosę się do przeprosin Piotra Grzymowicza. Z moich osobistych kontaktów z panem prezydentem wiem, że Piotr Grzymowicz nie ma najmniejszego problemu, by z serdecznym uśmiechem na twarzy i uściskiem dłoni przywitać się z każdym, nawet jeśli tego człowieka nie cierpi (tak, jak autorów „Deb@ty"). Nie w tym więc tkwi problem, a w tym, że Piotr Grzymowicz uważa, że wie najlepiej. Wszyscy, którzy się z prezydentem zetknęli mówią to samo: Piotr Grzymowicz potrafi nawet godzinę monologować. Po jego wystąpieniu rozmówcy często już nie mają siły i ochoty na rozmowę. Nie było dialogu, tylko monolog.
Zrobiłem we wtorek błyskawiczną sondę w centrum handlowym Manhattan. 3/4 pań sprzedawczyń powiedziało, ze zagłosuje na Cz. Małkowskiego. Dlaczego? Najkrócej ujęła to jedna z nich: „Małkowski jest dla ludzi, a ludzie są dla Grzymowicza".
Jest coś takiego jak wypowiadane słowa i mowa ciała. Człowiek mówi, że nas szanuje, ale widzimy, że jego ciało mówi coś przeciwnego. Piotr Grzymowicz miał doskonałą szansę na zharmonizowanie przekazu papierowego z czynami, z mową ciała. Mógł zrobić tak, jak przegrany w I turze burmistrz Lidzbarka Warmińskiego Artur Wajs, który przegrał z debiutantem prawie 200 głosami. Co zrobił po ogłoszeniu wyniku? Zaprosił mieszkańców na otwarte spotkanie, przy szczelnie wypełnionej sali kajał się i przyznał do błędów. Nie wnikam, na ile to była gra, a na ile było to szczere, ale padły konkretne zobowiązania co do korekty polityki inwestycyjnej i podatkowej.
Jak było w przypadku Piotra Grzymowicza? Ani jednego otwartego spotkania z mieszkańcami. Konferencje urządzane daleko za miastem, w Parku Naukowo-Technologicznym tylko podkreślały dystans prezydenta wobec mieszkańców. Piotr Grzymowicz ograniczył się do kontaktu przez media papierowe i elektroniczne. W tym czasie Czesław Małkowski jeździł autobusami po mieście, chodził po Starówce i rozmawiał z mieszkańcami.
Z Piotrem Grzymowiczem jest jeszcze jeden problem. Po objęciu urzędu nie rozstał się ze skompromitowanymi urzędnikami, jak dyrektorzy wydziału architektury czy miejskiego zarządu dróg. Po fali krytyki odwołał ich i powołał na swoich doradców. Trzeba było CBA, żeby zabrać spod jego boku Pawła J., który przejdzie do księgi rekordów Guinnessa pod względem liczby sygnalizacji świetlnych w Olsztynie.
Okazało się też, że nie jest menadżerem. Każdy kto był w gabinecie prezydenta mógł zobaczyć sterty akt. Właśnie po tym można odróźnić menadżera od pracownika. Menadżer deleguje kompetencje w dół, wyznacza zadania i bezwzględnie rozlicza z realizacji. Tymczasem Piotr Grzymowicz wziął wszystko na siebie, musiał przeczytać każdy papierek, sam podjąć każdą decyzję. Znakomicie to wychwycił jego kontrkandydat Andrzej Maciejewski, który chciał zmienić pracę urzędników w ratuszu, właśnie uczynić ją zadaniową, ze ścisłym przypisaniem odpowiedzialności do zadania i rozliczenie, w przypadku nie wywiązania się z obowiązków.
Paweł Wolski
Skomentuj
Komentuj jako gość