„Nigdy nie ukrywałem, że (...) byłem dyrektorem Okręgowego Urzędu Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk w Olsztynie. Ale proszę znaleźć jednego dziennikarza, który powie, że zepsułem mu karierę albo wstrzymałem choćby jeden tekst" - czytamy w wywiadzie Czesława Małkowskiego dla „Gazety Olsztyńskiej" z 13 listopada. Znaleźliśmy takiego dziennikarza. Jest nim Adam Jerzy Socha.
Oto zdjęcie fragmentu hagiograficznego wywiadu „GO" z Czesławem Małkowskim pt. „Piękne lata znów przed Olsztynem", w którym wyjątkowo gorliwy funkcjonariusz państwa totalitarnego, twierdzi, że nikt nie może mu zarzucić, iż „tępiłem wolność słowa i byłem niewrażliwy na prawdę".
Otóż może to zarzucić byłemu cenzorowi cały żyjący zespół dwutygodnika katolickiego „Posłaniec Warmiński", który został powołany w l. 80. ubiegłego wieku m.in., by stworzyć przestrzeń wolnego słowa dla dziennikarzy, którzy bądź zostali wyrzuceni z mediów PRL lub sami z nich odeszli. Jednym z nich był Adam Jerzy Socha.
- To wyjątkowa nikczemność ze strony byłego cenzora, kreować się na niemalże bojownika wolności słowa – wybucha Adam Jerzy Socha, gdy pokazujemy mu wywiad z Małkowskim. - Jak ten człowiek może być tak zakłamanym i przyjmować komunię świętą, nie pojmuję?!
Był dziennikarz „PW" wyciąga zszywki tego pisma i pokazuje nam pocięte przez cenzurę artykuły oraz znaczki po zdjętych całkowicie tekstach.
- Pamiętam, w jakim stanie wracał z cenzury ś.p. ksiądz redaktor Benedykt Przeracki. Przecież z powodu tych przejść z olszyńską cenzurą miał kolejny zawał serca (pierwszy miał po przesłuchaniu przez SB i aresztowaniu połowy redakcji). SB i cenzura skrócili temu wspaniałemu kapłanowi i redaktorowi życie.
- Proszę, oto dowód niezbity na zdjęty przez cenzora Małkowskiego mój tekst z „Posłańca Warmińskiego". Wyrok Naczelnego Sądu Administracyjnego, do którego redakcja odwołała się od decyzji cenzury o zdjęciu w całości mojego reportażu o prześladowaniu młodzieży szkolnej w Kętrzynie przez SB i uwięzieniu kilku uczniów za ulotki. Był tylko jeden taki przypadek w PRL, odwołaniu się do sądu, od decyzji cenzury. Oczywiście, NSA utrzymał w mocy decyzję cenzora Małkowskiego, ale sąd zapomniał, że jego wyroki już nie podlegały cenzurze i ten zamieściliśmy w „PW", a wyrok streszczał zdjęty reportaż.
Cenzor zdejmował nawet teksty Jana Pawła II .
- Dodam, że już po powołaniu rządu Tadeusza Mazowieckiego, zostałem redaktorem naczelnym biuletynu olsztyńskiej Solidarności - „Rezonans". Jakież było moje zdumienie, gdy po wydrukowaniu pierwszego, legalnego już biuletynu, okazał się on... nielegalny. Cenzor Małkowski wystosował pismo do Zarządu Regionu „Solidarności" upominające związek, iż nie przedłożył „Rezonansu" do ocenzurowaniu. Premier Mazowiecki jakoś nie kwapił się do likwidacji cenzury. Nawet wpadł na szatański pomysł, by dyrektorem tej ponurej instytucji, która niszczyła polskie życie duchowe i kulturalne mianować ś.p. Lecha Kaczyńskiego. Oczywiście propozycja została odebrana jako obelga i premier Mazowiecki w końcu rozwiązał tę haniebną instytucję.
Redakcja
Komentarz
Takie są właśnie skutki braku dekomunizacji i nazwania zbrodniczego systemu po imieniu. Dzisiaj jego funkcjonariusze piszą na nowo historię Polski. W niej główny siepacz – Czesław Kiszczak - jest człowiekiem honoru, sowiecki generał w polskim mundurze – twórcą niepodległej Polski, a były cenzury, a wcześniej I sekretarz KG PZPR w Wielbarku w stanie wojennym – odpowiedzialny za prześladowania mieszkańców tej gminy, ich aresztowania, zmuszanie do emigracji – kreuje się na bojownika wolności słowa, a w oczach dużej części mieszkańców Olsztyna jest bohaterem ludowym.
Paweł Wolski
Skomentuj
Komentuj jako gość