Szaleństwo - tak określił najnowszy pomysł jeden z polityków PiS-u. Chodzi o szukanie "zdrajców" za pomocą wykrywacza kłamstw. Kierownictwo olsztyńskiego PiS-u jest zdeterminowane, żeby namierzyć osoby wynoszące partyjne tajemnice (szczególnie do dziennikarzy Tomasza Kursa z Wyborczej i Adama Sochy z "Deb@ty").
Technologię wykrywacza kłamstw, czyli wariografu, zaproponował Jerzy Szmit, i to nie po raz pierwszy. Wiele lat temu przed wyborami na urząd prezydenta Olsztyna także zaprosił do udziału w badaniu kontrkandydatów. Wówczas pytania dotyczyły tego, czy któryś z nich nie złamał prawa.
Prawda ma wyzwolić PiS
Tym razem chodziło o to, kto ujawnia na zewnątrz partyjne tajemnice. W akcie desperacji i po fiasku innych metod kierownictwo partii postanowiło sięgnąć po nowoczesne środki.
Podczas badania zostaną zadane trzy pytania:
* Czy działasz na szkodę PiS-u?
* Czy dzielisz się poufnymi informacjami na temat PiS-u z osobami niepowołanymi?
* Czy wątpisz w to, że Jarosław Kaczyński jest najlepszym z możliwych przywódców partii?
W ten sposób działacze dowiedzą się, kto jest lojalny, a kto nie wobec partii, i oddzielą "ziarna od plew". Osoby, które nie wyraziły zgody na poddanie się badaniu, mają zostać usunięte z partii.
Długa lista podejrzanych
Jak się dowiedzieliśmy, lista osób do zbadania była długa, a jej ustalenie wywołało kolejne niesnaski, bo na wykazie znaleźli się działacze uważani za zaufanych. Jest wśród nich np. Jarosław Babalski.
Tutaj powodem była jego dawna przynależność do PZPR oraz służba w Ludowym Wojsku Polskim. Uznano, że ktoś taki może grać na dwa fronty. Nie wszyscy wierzą w jego nawrócenie pod wpływem opowieści nastawionego patriotycznie teścia, tym bardziej że w partii wytrwał niemal do jej rozwiązania.
Z kolei Radosław Nojman oraz Krzysztof Narwojsz są podejrzani, bo zachowali posady (w OHP i Strefie Ekonomicznej) dzięki wsparciu konkurencyjnego Porozumienia.
Bożenna Ulewicz jest jedną z głównych podejrzanych, bo ujawniła link do tajnego posiedzenia online komitetu miejskiego PiS-u, natomiast Dariusz Rudnik jest podejrzewany o "krecią robotę" i psucie wizerunku partii.
Waldemar Zwierko, który kiedyś otwarcie krytykował partię Jarosława Kaczyńskiego i lokował się w konkurencyjnym PJN-nie, oczywiście także jest niepewny.
Przy okazji okazało się, że Zdzisława Tołwińska, radna PiS-u, kiedyś należała do Platformy Obywatelskiej.
Jak się dowiedzieliśmy, lista członków PiS-u do sprawdzenia rozrosła się do przeszło 40 osób.
Prezes odwołał badania
Okazało się jednak, że jeden z działaczy zgodził się na przejście testu, tylko pod warunkiem że zbada się także Jerzy Szmit. Warto pamiętać, że w swojej karierze był on m.in. członkiem Unii Wolności, która przez PiS jest kojarzona jak najgorzej i postrzegana jako źródło zła trawiącego Polskę.
Jerzy Szmit jest uważany przez niektórych przeciwników PiS-u za największego sojusznika, bo prowadzi olsztyńskie struktury w fatalny sposób i nasi przeciwnicy trzymają kciuki za to, by pozostał prezesem PiS-u jak najdłużej. - To może być Konrad Wallenrod Koalicji Obywatelskiej, a jego przeszłość polityczna daje podstawy do takich ocen - twierdzi nasz informator.
W każdym razie po propozycji, żeby na wariografie przebadać Jerzego Szmita, pomysł wykorzystania wykrywacza kłamstw został przez kierownictwo partii wycofany.
Wynajęty ekspert wrócił do Warszawy, nie przebadawszy ani jednej osoby. Oficjalnym powodem odwołania testu miał być brak uprawnień do przetwarzania danych osobowych.
Skomentuj
Komentuj jako gość