Nie będzie o Zenonie, najsłynniejszym z olsztyńskich Zenonów, który właśnie dowiedział się, że jest ostatecznie oraz bezapelacyjnie niczemu nie winien. I nie jest dziwne, że czekał on na owo orzeczenie lat prawie czternaście, skoro inny ze słynnych olsztyniaków, o wiele bardziej słynny !, na podobne orzeczenie (ws. wieży i okolic ) czekał wcale nie krócej.
Niczemu tu, oczywiście, nie są winne nasze orły Temidy; nic nie mają wspólnego z takim procederem - nie mogą mieć ! - szlachetni ludzie wojujący na co dzień o słuszne prawa człowieka i obywatela, czyli dziewiczą cześć ojczystej konstytucji, przepraszam: Konstytucji. Bo są przecież sprawy ważne i ważniejsze, i nikt tu nie będzie mącił wody, np. przypominając, że zawikłana do imentu sprawa banksterów (derywaty itp.), której pochodną (nomen omen) był największy od pokoleń kryzys bankowo - finansowy na globalną skalę, osądzony i rozstrzygnięty w kilka zaledwie miesięcy (trzy, o ile dobrze pamiętam).
Ale nie, wara od naszego świętego systemu sądowniczego, który - na Boga - żadnych zmian, reform i innych faszystowskich wymysłów nie potrzebuje.
O tym wszystkim właśnie nie będzie. Będzie za to o Zenonie Martyniuku, znanym jako Zenek Martyniuk, oraz miarkach, cyrklach, wasserwagach, za pomocą których mierzy się pozycję Zenka Martyniuka względem męskiego członka, obnażonej jego wersji. A szczególnie o wzajemnych relacjach jednego i drugiego w sytuacji ekspozycji publicznej.
Kompletnie nie znam się na Zenku Martyniuku. Pominąwszy ciężkie chwile przeżyte w okolicznościach natury weselnej oraz równie trudne momenty w środkach transportu zmasowanego, w zasadzie nie miałem okazji, aby zapoznać się z twórczością owego podlaskiego twórcy. I, w sumie, dziękuję za powyższe Opatrzności. Są to jednak wszystko wstręty i dziwactwa człowieka prywatnego, które nikogo obchodzić nie muszą; powiem więcej: zupełnie nikogo nie obchodzą. I słusznie. Kompletnie natomiast nie pojmuję, dlaczego podlaski artysta estradowy Zenek Martyniuk znalazł się raptem w roli pałki bejsbolowej w szlachetnych dłoniach osoby urzędowej, czyli Pana Dyrektora Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie (w skrócie: PDMOK).
Oto bowiem PDMOK, w typowym dla ludzi światłych i postępowych napadzie arogancji, implikuje* mieszkańcom naszego miasta (hurtem, bez immunitetów), że są hołotą, utożsamiającą kulturę z Bogu ducha winną podlaską sztuką estradową. Warto zastanowić się, czy rolą PDMOK aby na pewno jest uwłaczanie ludziom, którzy z własnej kieszeni go utrzymują. Mnie jednak bardziej poruszył inny aspekt duchowości PDMOK, człowieka otwartego i tolerancyjnego, ale kultywującego owe wartości nie normalnie, lecz na sposób ze wszech miar nowoczesny. Dowodem nowoczesności niech będą znane już czyny i osiągnięcia PDMOK, takie jak zaproszenie do dyskusji ideowych przeciwników przy jednoczesnym straszeniu ich sądem albo podjęcie dialogu z nieprzychylnym mu pisemkiem, poprzez fizyczne jego wyrugowanie z gościnnych, tolerancyjnych oraz wolnościowych przestrzeni MOK.
Ekumeniczne walory PDMOK są jednak niczym wobec stosowanych przez niego kryteriów wartościowania, co sztuką jest a co nią nie jest. I to jest właściwy powód mojego zaambarasowania. Gdzie mianowicie leży owa miarka, cyrkiel, wasserwaga, jako toto działa, w jaki sposób narzędzia owego PDMOK używa, skoro wychodzi mu prawomyślnie, że wizerunek dyndającego penisa warto - a nawet należy - prezentować w przestrzeni publicznej ale już Zenka Martyniuka - nie należy.
Jak to się stało, że wizerunek męskiego przyrodzenia w Pana oczach znajduje więcej uznania niż cały, odziany Zenek? Jaką drogą, Panie Dyrektorze Miejskiego Ośrodka Kultury w Olsztynie, doszedł Pan do podobnego wyniku ?
Kolega Melchiora
*Patrz: "Duży Format”, 21.01.2019 r.
Skomentuj
Komentuj jako gość