Nie twierdzę bynajmniej, że kwestia imigracyjna jest dla współczesnej Polski zupełnie nieważna, czy czysto zastępcza. Jednak klimat czyniący z debaty (?) "przyjmować czy nie uchodźców, a jak tak to ilu" główny temat finiszu kampanii wyborczej - to czysty surrealizm.
Polska ma własny problem imigrancki i coraz wyraźniej doskwiera jej brak polityki etnicznej/narodowościowej - ale przede wszystkim w związku z wojną na Ukrainie. Sprawy bliskowschodnie, konflikt Północ-Południe etc. również Polski dotyczą - ale na poziomie analizy i tak przecież niedostępnym do ogarnięcia przez tzw. przeciętnego wyborcę.
Bieżąco sztuczna polaryzacja na tle "utopiony chłopczyk vs. nie kupuj kebaba" podtapia Kukiza, który jest wyraźnie zaskoczony, że to jakiś temat. Dalej - wzmacnia JKM i jego kampanię antyzasiłkową, stając się powodem do zgryzoty dla liderów tracącego podmiotowość RN-u, którzy przecież w tej sprawie mogliby przemaszerować tyle mil. I co nie najmniej ważne - podsuwana niczym spleśniały falafel kwestia pozwoli nareszcie tanim pseudo-patriotyzmem zapunktować jednym, a jeszcze tańszym nabzdyczonym humanitaryzmem innym. Jasne, przy okazji niby faktycznie będzie można trochę pogadać - o naszych relacjach z UE, o kolonialnej zależności od USA, o polityce socjalnej i zasiłkach jako takich, o wartościach i cywilizacji. A mimo to trudno oprzeć się wrażeniu, że podsuwany jest nam spór przynajmniej na tu i teraz nieco sztuczny, wydumany i per saldo mało związany z codziennym życiem Polaków - a nawet z podstawowymi wyzwaniami przyszłości.
Pewnie – jak to zwykle bywa wszyscy mają rację. I że nie po chrześcijańsku patrzeć na cudze nieszczęście, i że nasza chata z kraja. I że problem jest cywilizacyjny, bo sami się ledwie trzymamy w kupie jako naród, społeczeństwo, część nie wiadomo do końca którego już dziś kręgu kulturowego – i że to kwestia ekonomiczna, bo u nas pracy nie ma (no ale taka której nikt nie chce, to jest...). I że Europa to strasznie mądra, bo od każdego równo wymaga – ale równo wszystkim nie daje. I że od ciągłego powtarzania, że to Polacy powinni wrócić z emigracji – nikt jeszcze nie zgłupiał na tyle, żeby rzeczywiście znowu wpaść w tutejszy kompot. I tak sobie można gadać w nieskończoność, co w oligarchii medialnej, w której żyjemy – jest wartością wymierną, bo wypełnia czas telewizji informacyjnych i łamy gazet, wypełniając usta i kieszenie dyżurnym wypowiadaczom.
Spiskolodzy mogą dociekać, czy kebab a sprawa Polska - to po prostu skalkowanie przez miejscowe media newsów z ich centrali, czy faktycznie zaciemniająca wrzuta przedwyborcza, czy kolejny etap skłócania Polaków o wszystko, czy wreszcie przygotowanie do większych, a jeszcze nieznanych akcji propagandowych i politycznych. A może faktycznie „tylko" przyjedzie tu dwa, dwa tysiące dwieście czy dziewięć tysięcy Arabów? Na razie trwa sobie codzienność rozpaplanej III RP – raczej bez większych perspektyw na zmianę. No chyba, że na gorsze. Nie tylko i nawet nie przede wszystkim w związku z uchodźcami szturmującymi unijne granice. Ale zza ich rozmazanego tłumu rzeczywiście coraz ciężej dostrzec o jaką to następną „niespodziankę" szykowaną Polakom może jeszcze chodzić...
8 września 2015
Konrad Rękas
(http://www.konserwatyzm.pl)
Dziennikarz chełmskiej i lubelskiej prasy regionalnej. Publicysta portalu Konserwatyzm.pl, Wiceprezes Europejskiego Centrum Analiz Geopolitycznych.
Skomentuj
Komentuj jako gość