Debata z prezydentem Olsztyna, Piotrem Grzymowiczem i prezesem Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Olsztynie, posłem PSL, Adamem Krzyśkowem. Rozmawia Adam Socha.
Adam Socha: - Panie prezesie, niedawno Fundusz był organizatorem konferencji w Ostródzie „Jak rozwiązać problem odpadów?” Na tej konferencji odniósł się pan krytycznie do pomysłu budowy spalarni w Olsztynie. Czy mógłby pan powtórzyć te argumenty przy prezydencie?
Adam Krzyśków: - Pan troszeczkę tutaj próbuje ten temat w jednej płaszczyźnie ulokować, a sprawa nie jest tak prosta, jakby się wydawało i takie straszenie ludzi spalarnią odpadów nie powinno mieć miejsca. W tej chwili gmina Olsztyn i pan prezydent stanął przed wielką szansą, ale również przed wielkim wyzwaniem. To Ministerstwo Środowiska nakreśliło założenia do rozwiązania gospodarki odpadowej w Polsce, do budowy spalarni odpadów, jako docelowe rozwiązanie i na ten cel zadekretowało pieniądze. Olsztyn od wielu lat próbuje stworzyć projekt wspólnej gospodarki odpadowej i to nie tylko z myślą o aglomeracji, ale także z myślą o gminach otaczających Olsztyn. Chwała aktualnej władzy olsztyńskiej, że udało się w końcu skomponować skutecznie ten projekt łączący interesy samorządu olsztyńskiego i 36 podolsztyńskich gmin. Natomiast sprawa, którą pan poruszył, czy to będzie spalarnia... . Nie w tym rzecz jak nazywać się będzie ta instalacja, która będzie utylizować te odpady. Rzecz w tym, żeby gospodarkę odpadami oprzeć na następujących zasadach: 1. ograniczać produkcję odpadów u źródła; 2. prowadzić selektywną zbiórkę odpadów; 3. po głębokiej analizie wybrać odpowiednią technologię, która będzie skuteczna i będzie dawać gwarancję osiągnięcia zamierzonego celu, czyli będzie dawała możliwość recyklingu i będzie tania. W związku z tym dzisiaj przedwczesne byłoby wyrokowanie, czy spalarnia spełni te oczekiwania. Ja tu tylko naświetlam i omawiam szeroko tło, w którym nam przyszło funkcjonować. Zakład energetycznej waloryzacji odpadów jest jedną z propozycji, którą rozważamy i myślę, że nad tym jeszcze zdążymy się pochylić, tym bardziej, że trzeba brać pod uwagę opór społeczeństwa, zdanie ekologów i zdanie organizacji pozarządowych. Duże aglomeracje typu Kraków, Warszawa miały naprawdę wielkie problemy, żeby zlokalizować na swoim terenie takie zakłady, które być może nieszczęśliwie nazwano spalarniami odpadów. I być może zbyt pochopnie się na tę metodę zdecydowano. W tej chwili jesteśmy na etapie prac studialnych, przygotowawczych i pracujemy nad tym, żeby zjednoczyć samorządy wokół realizacji tego właśnie celu i bardzo się cieszę, że Olsztyn w tej chwili jest autentycznym liderem i przewodzi tej grupie, nie narzucając swojej woli i swoich rozwiązań, a wsłuchując się i budując partnerskie porozumienie.
Adam Socha: - Panie prezesie, spróbuję streścić to co pan powiedział w Ostródzie, najwyżej pan sprostuje. Powiedział pan, że budowa spalarni w Olsztynie to nieporozumienie, gdyż po pierwsze - spalanie śmieci, to najdroższa metoda ich unieszkodliwiania, po drugie - spalarnia w Olsztynie nie będzie miała wymaganej ilości odpadów do spalania (warunkiem prawidłowego funkcjonowania spalarni jest spalanie non-stop tej samej ilości odpadów o odpowiednich parametrach biofizycznych), a nie będzie miała, gdyż istniejącym w regionie Zakładom Unieszkodliwiania Odpadów już brakuje odpadów do pełnego wykorzystania posiadanych mocy przerobowych, a wkrótce powstaną kolejne zakłady, w Elblągu, Ełku, Działdowie i Giżycku; po trzecie - koszt eksploatacji spalarni będzie zbyt dużym obciążeniem dla budżetu Olsztyna i 36 gmin.
Piotr Grzymowicz: - Tutaj nie ma sporu merytorycznego między nami, bo dopiero jesteśmy na początku drogi i trzeba się mocno zastanowić nad wyborem optymalnego rozwiązania. Ministerstwo Rozwoju Regionalnego powiedziało: „budować spalarnie”, bo spalarnie wszystko spalą i rozwiążą wszystkie problemy z odpadami...
Adam Socha: - Ale to nie całe ministerstwo taki cel wytyczyło, tylko konkretny urzędnik w tym ministerstwie wymyślił budowę spalarni w Polsce, nawet prezes Krzyśków podał w Ostródzie jego nazwisko - Janusz Mikuła, obecnie pracownik prywatnej firmy lobbującej za budową spalarni w Polsce.
Piotr Grzymowicz: - No tak, był taki pan w Ministerstwie Rozwoju Regionalnego. Ale też trzeba zrozumieć skalę problemu. W jednym województwie było ileś sposobów rozwiązywania problemu gospodarki odpadami i dlatego minister podjął decyzję, budujmy spalarnie i skończy się problem odpadów, skończy się zasypywanie dziur odpadami, wożenie odpadów do lasu i taki też był początek olsztyńskiego projektu termicznego unieszkodliwiania odpadów.
Adam Socha: - Czy pan wierzy, że nasze problemy z odpadami rozwiąże spalarnia? Już jedną spalarnię (odpadów pomedycznych) w Olsztynie wybudowaliśmy za 8 mln zł. Na szczęście została wyłączona z powodu ciągłych awarii. I bardzo dobrze, bo tylko generowała straty. Osiem milionów złotych wyrzuconych w błoto. Teraz mamy budować spalarnię za 200 mln złotych.
Piotr Grzymowicz: - Jestem człowiekiem chodzącym po ziemi i wiem, że zanim jakakolwiek ostateczna decyzja zapadnie, trzeba przeprowadzić wszelkie możliwe analizy, które wskazałyby jaki system utylizacji odpadów komunalnych byłby dla nas najbardziej efektywny, a jednocześnie najtańszy. W związku z tym, co powiedział również pan poseł, nie ma na dzisiaj, na tym etapie tworzenia studium wykonalności, ostatecznych rozstrzygnięć w zakresie wyboru technologii. Tym bardziej, że ja pamiętam, że w roku 2006 w ogóle nie było mowy o żadnej spalarni. Olsztyński projekt gospodarki odpadami przygotowany w 2006 roku, jak ja składałem wniosek, opiewał na kwotę około 80 mln zł, przewidywał objęcie 40 gmin, ale w ogóle nie było w tym projekcie mowy o instalacji termicznego spalania odpadów... . Instalacje, które miały być wybudowane w Tracku, miały być instalacjami jedynie przetwarzającymi odpady. Jednak w późniejszym czasie doszła instalacja termicznej utylizacji odpadów i znalazła się w preumowie, która została podpisana z Narodowym Funduszem Ochrony Środowiska i w związku z tym dzisiaj ten program z tą spalarnią, jest brany pod uwagę w ramach całego projektu.
Adam Socha: - Kto wstawił spalarnię później do projektu? Kto jest autorem tego pomysłu?
Piotr Grzymowicz: - Nie wiem. Muszę sprawdzić, bo mnie w tym czasie w urzędzie nie było, jak to powstało, ja też byłem tym zaskoczony!
Adam Krzyśków: - Panie redaktorze, ja jestem daleki od tego, by kogoś posądzać o jakieś lobbowanie na rzecz takiej czy innej technologii. Jeżeli jest tylko jakiś ślad, cień wątpliwości, że ktoś lobbuje za jakąś technologią, to jutro nie powinien już pracować w samorządzie, nie powinien służyć mieszkańcom naszego miasta. Tutaj my pochylamy się z troską nad właściwym wyborem. Jeżeli coś będzie lepsze, skuteczniejsze i tańsze, to będzie wybrane. Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej stara się o to, żeby wspólnie z miastem wdrażać ten projekt, żeby Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, który podpisał preumowę z miastem, przekazał ją do realizacji nam, żebyśmy tu, lokalnie, regionalnie mogli te sprawy załatwić.
Adam Socha: - Panie prezydencie, byłem wczoraj (26.X.) na spotkaniu w bibliotece UWM w sprawie problemu olsztyńskich odpadów, z udziałem organizacji pozarządowych, przedsiębiorców zajmujących się odpadami, prezesów olsztyńskich spółdzielni mieszkaniowych, naukowców, specjalistów w tej dziedzinie. Dominował lęk, że działanie silnego lobby prospalarniowego doprowadzi do budowy tej kosztownej technologii w Olsztynie. Prof. Irena Wojnowska-Baryła z Wydziału Ochrony Środowiska UWM powiedziała, że projekt budowy spalarni dyskwalifikują chociażby nasze odpady; 60 procent z nich to odpady mokre, nie nadające się do produkcji paliwa alternatywnego. Osuszanie ich pociągnie za sobą kolejne koszty. Zdaniem pani profesor spalarnia, z powodu kosztów, po 5 latach zostanie zamknięta.
Piotr Grzymowicz: - Oczywiście, jeszcze dzisiaj nie wydaliśmy dużych pieniędzy, jeszcze można cały program zmienić. Będziemy robić wszystko, żeby wybrać najbardziej optymalną technologię, która będzie najbardziej efektywna i najtańsza, i pozwoli rozwiązać problem, bardzo trudny problem, utylizacji produkowanych u nas odpadów komunalnych. Nasz projekt zakłada budowę dwóch nowych wysypisk rejonowych, jednego w Wysiece pod Bartoszycami i drugiego w Linowie koło Szczytna, budowę od 4 do 6 stacji transferowych, budowę całego systemu zbiórki selektywnej odpadów na terenie 37 gmin i budowę w Olsztynie zakładu termicznej utylizacji odpadów. Odpady mają być przede wszystkim odzyskiwane i przetwarzane, a tylko to, co nie da się przetworzyć, ma być termicznie utylizowane. Taki program został przedstawiony, on wymaga jeszcze szeregu dyskusji.
Adam Socha: - Warto w tej dyskusji wziąć pod uwagę doświadczenia jedynej spalarni odpadów w Polsce, funkcjonującej od kilku lat w Warszawie, do której miasto dopłaca rocznie 12 mln złotych, i która nie wypełniła zakładanych parametrów, np. z żużlu powstałego ze spalania miał być produkowany materiał do budowy dróg, ale okazało się, że się do tego nie nadaje...
Piotr Grzymowicz: – To prawda, spalarnia w Warszawie dostarcza dużo doświadczeń. Ale są i inne doświadczenia. Zespół ze ZGOK-u, złożony z członka zarządu, przewodniczącego rady nadzorczej i kierownika projektu, był na początku października w Brnie. Tam z unijnego Funduszu Spójności jest realizowana za 92 mln euro modernizacja starej instalacji i budowa nowej, która obsługując 400 tysięcy mieszkańców przyjmuje 100 tysięcy ton odpadów z samego Brna, plus drugie tyle z obszaru otaczającego Brno – a więc w sumie około 200 tys. ton, które w większości idą do spalenia. Po wybudowaniu nowej instalacji koszt termicznej utylizacji jednej tony odpadów spadnie z 50 euro do 35 euro. Są więc i takie przykłady.
Adam Socha: - Pan prezydent osobiście zwiedził zakład w Perugii, we Włoszech, jak tam rozwiązano problem odpadów?
Piotr Grzymowicz: - W Perugii jest zakład przeróbki odpadów, który ma wydajność 180 tys. ton odpadów rocznie. 50 procent z nich jest odzyskiwanych. Są prowadzone działania, by odzyskiwać 70 procent. Pozostałe odpady są wywożone częściowo na hałdę, wysoko w górach, ale część z tych odpadów jest tam przetwarzana na kompost, na który jest tak duże zapotrzebowanie, że jego produkcja przekracza możliwości firmy. Zatrudnienie jest bardzo niskie. Na linii sortowniczej w ciągu jednej zmiany pracuje tylko 7 osób, przy produkcji nawozów pracują tylko 4 osoby. To rozwiązanie jest na pewno godne naśladowania. Najlepszym rozwiązaniem dla nas byłoby naśladowanie tych technologii, które są najczystsze, i które pozwalają odzyskiwać jak najwięcej odpadów. Tylko, żeby takie rozwiązania wdrożyć jak w Perugii, musielibyśmy dotrzeć do świadomości naszego społeczeństwa, że w związku z tym potrzebujemy miejsca na budowę nowych instalacji.
Adam Socha: - Z tego co pan prezydent zobaczył w Perugii wynika, że są skuteczne metody gospodarki odpadami i to dużo, dużo tańsze od spalania odpadów i czystsze. Nam jednak na siłę wciska się spalarnię. Mówię „na siłę”, gdyż to pan prezydent ujawnił, że zaraz po tym jak objął stanowisko prezydenta Olsztyna, zgłosiła się do niego firma ze Szwecji z podpisanym listem intencyjnym przez p.o. prezydenta Tomasza Głażewskiego oraz prezesów spółek ZGOK i MPEC w sprawie budowy spalarni w Olsztynie. Ten list, z tego co powiedział pan prezydent, został podpisany bez wiedzy radnych! Firma ta chciała z miejsca podpisać umowę na budowę spalarni w Olsztynie!
Adam Krzyśków: - Ta szwedzka firma, o której pan prezydent wspomniał, w sposób bardzo praktyczny i kompleksowy podeszła do sprawy olsztyńskich odpadów, bo w takim krótkim dokumencie połączyli sprawę zagospodarowania odpadów z gospodarką energetyczną. Zaproponowali budowę spalarni i kombinatu energetycznego, czyli połączenie utylizacji odpadów z produkcją ciepła i energii elektrycznej, i zarabianiem na tym. Ponieważ Olsztyn ma deficyt energii elektrycznej i w pewnym momencie może to zablokować dalszy rozwój Olsztyna, a z gospodarką cieplną też nie jest najlepiej, to ten projekt mnie osobiście zafrapował, pomijając firmę, która to proponowała. Jest to propozycja energetycznego rozwiązania problemu odpadów. Tak ten problem rozwiązali też nasi przyjaciele z Osnabruck, z firmy Recykling Center. Powinniśmy skorzystać z ich doświadczenia, zgodnego z przepisami i zgodnego z możliwościami własnego budżetu. W Osnabruck zmieszany strumień odpadów podlega natlenianiu, w tej atmosferze one ulegają przez tydzień rozkładowi, wstępnej fermentacji, dzięki czemu tracą wilgotność, tracą odory i podlegają w dalszej części sortowaniu, podczas którego oddzielana jest frakcja palna, z której jest produkowane paliwo komunalne. W ten sposób wyprodukowane paliwo jest mniej szkodliwe i nadaje się do spalenia w piecach, cementowniach i innych instalacjach, które nie muszą być tymi supernowoczesnymi spalarniami. Myślę, że ten wzór niemiecki warto rozważyć. Tutaj pan prezydent nie będzie miał żadnego problemu, jeżeli będzie rozważał udzielenie koncesji czy też ogłoszenie przetargu w tym kierunku. W związku z tym myślę, że oprócz wyjazdów na południe Europy, które są miłe i bardzo atrakcyjne, warto wybrać się też na zachód Europy, do Osnabruck.
Adam Krzyśków - Panie redaktorze, będzie wybrana optymalna metoda. Ja mogę powiedzieć ze swojej strony, że będę robił wszystko, żeby to nie była spalarnia.
Adam Socha: - To bardzo dobra wiadomość! Jednak realizacja projektu docelowego dla Olsztyna zajmie 5 lat. Co przez ten czas będzie się działo z olsztyńskimi odpadami?
Piotr Grzymowicz: - Odpady muszą pojechać na istniejące instalacje w naszym województwie. Działa spółka Amest, która stara się o uzyskanie pozwolenia zintegrowanego dla składowiska w Mażanach pod Kętrzynem. W budowie są kolejne składowiska w województwie, na które będzie można wozić nasze odpady.
Adam Socha: - A dlaczego nie na nasze własne składowisko w Łegajnach? Gmina Olsztyn kupiła tam 12 ha; na budowę nowej kwatery wystarczą 4 hektary.
Piotr Grzymowicz: - Do Łęgajn nie możemy wozić, proszę tak nie mówić! Jest studium uwarunkowania przestrzennego gminy Barczewo, które opisuje, że jest to teren przeznaczony pod zalesienie i rekreację, i nikt tam nam nie pozwoli wozić odpadów.
Adam Socha: - Ale gmina musi zrekultywować składowisko w Łęgajnach, a najtaniej rekultywuje się przy czynnym składowisku. Mogliśmy wozić do Łęgajn odpady bez zezwolenia do końca 2009 roku, a od 2007 roku wozimy do Mławy.
Piotr Grzymowicz: - Tu do pana posła przede wszystkim kieruję tę sprawę, bo ona była dyskutowana na tej konferencji w sprawie odpadów w Ostródzie, na której nie mogłem być. Trzeba zmienić władztwo nad odpadami. Teraz właścicielem odpadów są przewoźnicy, a nie gmina. Sam ZGOK bez odpowiednich instrumentów nie jest w stanie odzyskiwać surowców z odpadów na poziomie 50 procent, jak w Perugii.
Adam Socha: - Takie samo prawo działa i w Działdowie, i w Ostródzie, a jednak tam potrafią odzyskiwać 20 procent odpadów. A ZGOK odzyskuje 2,7 procent, czyli tyle co nic.
Piotr Grzymowicz: - Trudno porównywać Działdowo z Olsztynem, to są inne uwarunkowania historyczne i organizacyjne. Gminie jest potrzebne władztwo nad strumieniem odpadów i już są prace w Sejmie nad nowelizacją ustawy o utrzymaniu czystości i porządku. Mamy obietnicę ministra środowiska, że projekt ustawy zostanie złożony w Sejmie w I kwartale przyszłego roku. Nie może być tak, że najpierw ogranicza się prezydenta z różnych stron, a później każe mu się być wolnorynkowym, bo cena za odpady ma być najniższa.
Adam Socha: - Pan prezydent ma na myśli decyzję Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów, która nakazuje gminie Olsztyn uchylenie do końca listopada tego roku monopolu spółki ZGOK na odbiór odpadów. Monopol ten sprawił, że od 2007 roku 170 tysięcy mieszkańców Olsztyna stało się zakładnikami 70-osobowej załogi spółki ZGOK, która jest w stanie odzyskać tylko 2,7 procent odpadów rocznie, czyli praktycznie nic. Błędy tej spółki kosztują nas, podatników, już co najmniej około 20 mln złotych (budowa spalarni odpadów pomedycznych – 8 mln zł, opłata marszałkowska od 2007 roku - 6 mln zł, 2 mln zł przepłacone przez ZGOK spółce w Mławie, co wykazał kontrola NIK, linia do sortowania szkła za 1 mln zł leży nie rozpakowana w Łęgajnach i niszczeje, 1,5 mln zł to zadłużenie spółki ZGOK). Jeżeli do tego dodamy straty z tytułu oddania eksploatacji biogazu ze składowiska w Łegajnach spółce duńskiej...
Gdybyśmy dzisiaj zamknęli ZGOK, to problem gospodarki odpadami mamy natychmiast rozwiązany. Firmy wywożące odpady same uruchomią proces segregacji śmieci, czyli zrobią to, czego do tej pory nie potrafił zorganizować ZGOK.
Piotr Grzymowicz: - Na jaki czas? Przewoźnicy nam nie zrobią selektywnej zbiórki. My wprowadziliśmy pewne zasady jako gmina, ale przewoźnicy ich nie stosują. Nasz największy przewoźnik, spółka PGM pobiera od domku jednorodzinnego 38 zł miesięcznie za odpady zbierane selektywnie do jednego worka. A za nieposegregowane odpady pobiera 42 zł. Różnica 4 złotych nikogo nie zachęci do selekcji odpadów. Napisał do mnie mieszkaniec: „Wyście chyba zgłupieli, mam płacić za worek 1 złoty. W ciągu miesiąca potrzebuję 4 worki, czyli 4 zł plus 38 zł, to jest 42 zł, czyli tyle, ile za odpady niesegregowane. To po co ja mam brać worki. Bez nich też tyle zapłacę!?” Przy takim podejściu przewoźnika do selekcji system po prostu nie zadziałał. W Perugii jest jedna cena dla wszystkich. Ale ci, którzy wezmą worki i odstawią posegregowane odpady do punktów selektywnego zbierania, dostają odczuwalną obniżkę opłaty. A naszemu przewoźnikowi. który ma świadczyć tę usługę, to się nie opłaca.
Adam Socha: - W Działdowie wprowadzili selektywna zbiórkę odpadów u źródła i odzyskują 20 procent surowców, a po wybudowaniu zakładu segregacji będą odzyskiwać 40 procent.
Piotr Grzymowicz: U nas też możemy prowadzić selektywną zbiórkę odpadów u źródła, jak w Działdowie, ale nie ma nic za darmo, panie Adamie....
Adam Socha: - W Działdowie też nie ma nic za darmo. Rodzina, która selekcjonuje odpady płaci miesięcznie 15 zł. Ci, którzy nie prowadzą selektywnej zbiórki, płacą 45 zł miesięcznie i w tej cenie zawarty jest częściowo koszt selektywnej zbiórki, a resztę dopłacają gminy.
Piotr Grzymowicz: - Czyli cenę skalkulował niekomercyjny związek gmin, a nie przewoźnik.
Adam Socha: - Samorząd Wrocławia w ogóle nie ma ZGOK-u i nie ma problemu z odpadami. Tam gmina tylko nadzoruje gospodarkę odpadami, ale się nią nie zajmuje. Zakład Odzyskiwania Odpadów jest prywatny, składowiska odpadów, które mają pozwolenia zintegrowane, są prywatne. Gmina tylko nadzoruje prawidłowość funkcjonowania gospodarki odpadami. Co ciekawe, Wrocław był już wpisany na listę beneficjentów budowy spalarni, ale wypisał się z tego programu.
Adam Krzyśków: To nie może być puenta naszej dyskusji...
Adam Socha: Panie prezesie, możemy mieć pozytywną puentę, ale to zależy od pana. Czy Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska mógłby powołać olsztyński Okrągły Stół Odpadowy, przy którym mogliby się spotkać wszyscy zainteresowani problemem odpadów: przedstawiciele samorządów, spółdzielni mieszkaniowych, wspólnot, rad osiedlowych, przedsiębiorcy zajmujący się odpadami, naukowcy z wydziału ochrony środowiska UWM i organizacje pozarządowe. Teraz nie ma komunikacji pomiędzy ratuszem a wymienionymi przeze mnie podmiotami. Prezesi spółdzielni wysyłają apele do przewodniczącego Rady Miasta i prezydenta. Bez odzewu. Odbywają się w różnych gremiach spotkania, na których krytykuje się ratusz za politykę odpadową i wyraża najgorsze obawy co do przyszłości. A w tym samym czasie ZGOK wynajął za kilkadziesiąt tysięcy złotych firmy piarowskie, które organizują festyny i nazywają to „konsultacjami społecznymi”. Autentyczna konsultacja społeczna, to pokazanie społeczeństwu projektu, ujawnienie wszystkich za i przeciw, i wysłuchanie opinii mieszkańców. Dlatego apeluję o Okrągły Stół Odpadowy. Nie wolno nam powtórzyć błędów, które zostały do tej pory popełnione i kosztowały grube miliony.
Adam Krzyśków: - Każde działanie, które przybliży rozwiązanie problematyki gospodarki odpadami w Olsztynie, choćby o jeden centymetr zasługuje na uwagę. Myślę, że tutaj pan prezydent też się zgodzi, że przepływ informacji i wzajemne wyjaśnienie będzie pomocne. Tym bardziej, że czas nas ogranicza. Do końca marca musimy sfinalizować preumowę. Ze swojej strony deklaruję gotowość zorganizowania takiego spotkania.
Adam Socha: W oczekiwaniu na takie spotkanie bardzo dziękuję panom za rozmowę.
PS. Rozmowa odbyła się w olsztyńskim ratuszu, w dniu 27 października 2009 r. Już po rozmowie otrzymałem od czytelnika informację z gdańskiej prasy.
Gdański Zakład Utylizacyjny Sp. z o.o. otrzymał na swój projekt gospodarki odpadami 200 mln zł dofinansowania z UE, przy wkładzie własnym gminy Gdańsk 135 mln zł. Gdańsk za te środki zbuduje nową, 12-hektarową kwaterę na odpady, dokończy budowę elektrowni, w której spalany jest biogaz ze składowiska (dzięki temu zakład ma własny prąd, nadwyżkę już sprzedaje na zewnątrz). Zakład zbuduje też sortownię i kompostownię. Dzięki tej inwestycji strumień odpadów zmniejszy się co najmniej o 50 procent.
Porównajmy:
*Koszt olsztyńskiego projektu, to 530 mln, w tym wkład własny, to 230 mln zł, z tego na samą gminę Olsztyn przypadnie ok. 120 mln zł. Olsztyn liczy 170 tys. mieszkańców, czyli koszt własny na 1 mieszkańca = 705,8 zł
*Koszt gdańskiego projektu to 335 mln zł, wkład własny to 135 mln, Gdańsk liczy 455 tys. mieszkańców, czyli koszt własny na 1 mieszkańca = 296,7 zł.
Koszt inwestycji w Olsztynie będzie więc 2,379 razy większy na 1 mieszkańca niż w Gdańsku!
Czy będziemy mądrzy przed szkodą?
Skomentuj
Komentuj jako gość