Portal wnp.pl przeprowadził wywiad z prof. Stępniem, współtwórcą reformy samorządowej z 1990 roku, z okazji jubileuszu 25-lecia pierwszych wyborów samorządowych w III RP. Bilans w jego ocenie jest niekorzystny. Władza została odebrana mieszkańcom i przekazana w ręce tzw. „gospodarzy gmin", czyli prezydentów, burmistrzów i wójtów.
Rady samorządowe na powrót stały się tym, czy były w PRL, fasadowymi radami narodowymi z bezradnymi-radnymi. „Mamy samodzierżawie. Czas na zmiany" – uważa prof. Jerzy Stępień. Ponadto prof. Stępień krytykuje tzw. „budżety obywatelskie" i łatwy pieniądz z UE.
– W 2002 roku niepotrzebnie odeszliśmy od klasycznego zachodniego modelu sprawowania władzy w gminie, który samorząd wiąże z radą – mówi prof. Stępień. - Mówiło się „ojcowie miasta", a dzisiaj mówimy „gospodarz miasta". Chcę złośliwie przypomnieć, że tak towarzysze mówili na I sekretarza partii. Jest to wypieranie przez silną jednostkę władzy rady, tej rady, w której docierały się różne poglądy i tworzyła wspólna wizja.
Tak się przecież kształtowały miasta w Europie Zachodniej, a my ciągle mamy wschodnią tęsknotę za władzą silnej jednostki.
- Kiedy tworzyliśmy zręby samorządu w Polsce, mieliśmy przed oczami Europejską Kartę Samorządu i tam było wyraźnie napisane, że społeczności lokalne rządzą się za pośrednictwem rad lub organu wykonawczego odpowiedzialnego przed radą - mówi prof. Stępień.
Dzisiaj stworzyliśmy taki model, że ci „gospodarze miast" nie odpowiadają przed radą. Co więcej, często potrafią sobie tę radę znakomicie podporządkować, będąc poza nią.
Jest dokładnie jak w PRL-u: sekretarz partii był na zewnątrz rady narodowej, ale nią kierował, a rada była czymś, co miało przypominać reprezentację lokalnej społeczności, ale nią nie była. Prof. Kulesza przed śmiercią mówił, że już nie mamy rad samorządowych, ale z powrotem rady narodowe, które nic nie mogą.
Dopowiadam, że mamy samodzierżawie. Dokonaliśmy przeorientowania filozofii samorządu. Mam przykre przeświadczenie, że idziemy w złym kierunku, przy akceptacji wielu polityków, którzy chcieliby jeszcze bezpośrednich wyborów starosty czy marszałka województwa.
Odbywa się to, niestety, ze wsparciem samorządowców, szczególnie tych ze szczytów, u których górę bierze chęć posiadania władzy. A w dużych miastach jest to realna władza, często większa niż ministra.
Samodzierżawcy praktycznie mają władzę absolutną. By skorumpowanych i nieudolnych odwołać trzeba aż instytucji referendum. Jednak wymóg uzyskania wysokiej frekwencji sprawia, że ten mechanizm jest praktycznie bezużyteczny. Samodzierżawcy są ponadto poza wszelką kontrolą. Regionalne Izby Obrachunkowe jedynie badają, raz na 4 lata, czy wszystkie słupki w budżecie się zgadzają, a nie, czy pieniądze podatników są wydawane zgodnie z ich wolą i z korzyścią dla wspólnoty lokalnej.
– Moim zdaniem gminy są przede wszystkim źle kontrolowane – mówi prof. Stepień. - Rzeczywiście jest bardzo dużo kontroli szczegółowych, prowadzonych przez poszczególne służby, ale nie ma kontroli holistycznej. Bo ta sprawowana przez RIO odbywa się co cztery lata i tylko pod pewnym kątem. Brakuje przyzwoitego samorządowego audytu.
Prof. Stępień zwraca przy tym uwagę, że w dzisiejszych uwarunkowaniach, samorządowe kolegia odwoławcze straciły jakikolwiek sens, one wyprowadzają merytoryczną kontrolę poza gminy, co już jest wątpliwe konstytucyjnie, a w sytuacji, gdy mamy już sądownictwo administracyjne, w gruncie rzeczy te kolegia stanowią tylko dodatkową przeszkodę w uzyskaniu decyzji prawomocnych.
Komentarz "Deb@ty":
Doświadczyli tego boleśnie mieszkańcy gminy Jeziorany, którzy, jako Stowarzyszenie „Siedliska Warmińskie" nie chcą dopuścić do budowy elektrowni wiatrowych i zaskarżyli pozwolenie do SKO w Olsztynie, lecz SKO oddaliło ich skargę, wręcz angażując się po stronie inwestora. Po przegranej w Wojewódzkim Sądzie Administracyjnym w Olsztynie, to SKO zaskarżyło ten wyrok do NSA! NSA potwierdził, iż wyrok WSA był prawidłowy, a decyzje na rzecz inwestora były wydane z rażącym naruszeniem prawa. SKO nie tylko, że nie usuwa z obrotu prawnego tych decyzji, to jeszcze wiceprezes żąda od Stowarzyszenia przeprosin, wpłacenia na jej konto 5 tysięcy złotych, twierdząc, że relacja na portalu Wolne Jeziorany z jej zachowania w NSA narusza jej dobra osobiste. Te same żądania wysunęła wobec „Deb@ty", która przedrukowała tekst z portalu Wolne Jeziorany.
Prof. Stępień odniósł się też do ostatnich wyborów samorządowych. Jego zdaniem, to że gdzieś wybrano na burmistrza czy wójta człowieka spoza układu niewiele zmienia, bez przywrócenia władzy radom samorządowym. „To jest lanie świeżego wina do starego bukłaka".
Komentarz "Deb@ty":
Doświadczyło tego wiele miast i gmin, w których udało się odwołać sitwę. Często nowy burmistrz czy wójt, w którym pokładano wielkie nadzieje, dostając do ręki władzę absolutną, poza kontrolą często nie był w stanie oprzeć się jej pokusom i stawał się skorumpowaną świnią, porzucając żonę i dzieci dla młodej, atrakcyjnej dziwki albo przekształcając urząd w harem.
Członkowie samorządu, czyli mieszkańcy trafnie odczytali, że ich głos w wyborach niewiele znaczy, bo o tym, kto wejdzie do rady decydują partie polityczne, które przydzielają miejsca na listach. Stąd niska frekwencja i duża liczba głosów nieważnych.
Prof. Stępień opowiada się za ordynacją z okręgami jednomandatowymi na wszystkich szczeblach.
- Mechanizmów ordynacji proporcjonalnej, poza grupką specjalistów, publicystów i polityków, nikt właściwie nie rozumie. A jeśli społeczeństwo nie rozumie podstawowego mechanizmu legitymizowania władzy, to trudno mieć pretensje, że ono powstrzymuje się od pełnego zaangażowania w ten proces – ocenia prof. Stępień.
Zdaniem profesora zamieszanie z wynikami głosowania w ostatnich wyborach samorządowych będzie miało pozytywny skutek.
- Problemy wyborcze na szczęście stanęły przez te wydarzenia w centrum uwagi. Dzięki temu zostanie doinwestowane struktura administracyjna, ludzie zaczną zwracać większą uwagę na istotę wyborów, myślę, że dużo ludzi zacznie się angażować w komisjach wyborczych. Ten kryzys moim zdaniem pozytywnie wpłynie na stan samorządności i pobudzi poczucie obywatelskiej odpowiedzialności za państwo.
Prof. Stępień zadeklarował się, jako przeciwnik tzw. „budżetów obywatelskich". Moda na te „budżety" to jeszcze jeden objaw uwiądu władzy rad samorządowych.
– Jestem przeciwnikiem budżetu obywatelskiego, bo jeśli nazywamy tak procent budżetu, to co? 99 proc. to jest budżet nieobywatelski? - mówi prof. Stępień. - Niepokojące, że po 25 latach tworzenia samorządności próbujemy przystosować do naszych warunków rozwiązanie, które powstało w Brazylii. Na miłość boską! Tam są nasze wzorce? Tam mamy szukać inspiracji?
Wiem, że ten budżet obywatelski powstał jako reakcja na to, że pieniądze publiczne są nieczytelnie rozdysponowywane przez burmistrzów, ale dla mnie to jest cofanie się. Czy nie śmiesznie by było, gdybyśmy pozwolili o procencie budżetu państwa decydować obywatelom? A przecież to ta sama zasada!
Komentarz "Deb@ty":
Po co więc wybieramy radnych? Samodzierżawcy poprzez „budżety obywatelskie" dają złudzenie mieszkańcom, że mają wpływ na wydatki. Tymczasem o inwestycji rzędu 500 milionów złotych, jak w Olsztynie budowa linii tramwajowej, praktycznie jednoosobowe zadecydował prezydent, a mieszkańcy co najwyżej mogą zdecydować o budowie chodnika na swoim osiedlu za 100 tysięcy złotych.
Samorząd psuje też łatwy pieniądz z UE – zauważa prof. Stępień. Doświadczyliśmy tego na Warmii i Mazurach (Zimne Termy, Międzynarodowe Lotnisko w Szymanach, tramwaje w Olsztynie). Tymczasem nasze drogi, szczególnie na poziomie powiatowym, ciągle są złe.
- To jest moje rozczarowanie, bo tworząc powiaty, myśleliśmy w dużej mierze także o drogach i na początku wydawało się, że większość powiatów to rozumie, ale życie potoczyło się inaczej. Powiaty za dużo wydają na własną administrację, a za mało myślą o inwestycjach.
Profesora niepokoi też stan zagospodarowania przestrzennego. Nazywa skandalem decyzję z 1994 roku o likwidacji wszystkich planów zagospodarowania. Decyzja ta bardzo nas cofnęła cywilizacyjnie.
Komentarz "Deb@ty":
Widzimy to na przykładzie Olsztyna, którego przestrzeń publiczna jest systematycznie i metodycznie niszczona potworkami architektonicznymi. Mieszkańcy, czyli samorząd, nie mają nic do gadania. Decyduje inwestor.
Natomiast miasta, które mają miejscowe plany, jak Serock czy Gliwice, rozwijają się płynnie - zauważa profesor.
To co się sprawdziło w instytucji samorządu, to zdaniem prof. Stępnia - osobowość prawna gminy, która pozwala jej być właścicielem mienia komunalnego, na pewno odrębny od centralnego budżet też się sprawdził.
- Oczywiście zdarzają się przeskalowane inwestycje w rodzaju stadionu, basenu czy lotniska, ale to są wyjątki, generalnie polityka inwestycyjna samorządów jest właściwa – ocenia prof. Stępień.
Komentarz "Deb@ty":
Jak na bilans 25-lecia samorządu, to jego współtwórca znalazł niewiele pozytywów. Ocena całości jest zdecydowanie negatywna, mieszkańcy, członkowie samorządu zostali ubezwłasnowolnieni. Rządzi samodzierżawca i skupiona wokół niego koteria. Nie widać na razie szans na odzyskanie samorządu przez mieszkańców. To, co proponują partie polityczne, to jedynie walka ze skutkami, a nie przyczyną tego stanu rzeczy. Proponuje się np. ograniczenie czasu piastowania funkcji prezydenta, burmistrza i wójta do 2 kadencji. A należałoby zacząć od przywrócenia władzy radom i ich odpartyjnienie poprzez wprowadzenie jednomandatowych wyborów większościowych. Prezydent, burmistrz i wójt, powinien być menadżerem wynajętymi przez radę, z którymi rada podpisze kontrakt i będzie go egzekwować.
(red.)
Skomentuj
Komentuj jako gość