Dariusz Jarosiński
Wspominając okoliczności swego aresztowania w roku 1953, ksiądz prymas Stefan Wyszyński powiedział będąc w Olsztynie w roku 1967: „Bronili mnie wtedy Niemiec i pies”.
Pies – to owczarek „Baca”, który prawidłowo zareagował na wtargnięcie 25 września 1953 r. do rezydencji prymasa przy ulicy Miodowej w Warszawie funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Jednego z ubowców w czasie aresztowania księdza Wyszyńskiego ugryzł. A Niemiec, to ksiądz infułat Wojciech Zink.
Wyzwanie czasu
Ksiądz Wojciech (Adalbert) Zink urodził się w 1902 roku w Bydgoszczy. Świecenia kapłańskie przyjął 8 lutego 1925 roku po ukończeniu Seminarium Duchownego „Hosianum” w Braniewie, w dawnej stolicy biskupów warmińskich. Posługę duszpasterską sprawował najpierw w warmińskich, podolsztyńskich parafiach – w Gryźlinach, Wrzesinie, Barczewku. W 1938 roku objął jako proboszcz parafię na Mazurach w Lesinach Wielkich koło Wielbarka. Nabożeństwa odprawiał w języku polskim. Ojciec księdza był Niemcem, a matka – Augusta z domu Tyżak, Warmiaczką, urodzoną w Worytach koło Gietrzwałdu. Z matką łączyły go szczególne, serdeczne więzi, była mu przez długie lata wierną towarzyszką życia.
W styczniu 1945 roku na tereny Prus Wschodnich wkroczyła Armia Czerwona, kończyła się siedemsetletnia historia panowania niemieckiego nad ziemiami między Wisłą a Niemnem. Ksiądz Zink podzielił los wielu mieszkańców Warmii, Mazur – został wywieziony przez Sowietów do obozu. Los i tak łaskawie się z nim obszedł, bo około 20 warmińskich księży katolickich zostało zamordowanych.
Sytuacja prawna w diecezji była równie skomplikowana, jak sytuacja życiowa księdza – diecezja warmińska obejmowała swoim obszarem całe terytorium Prus Wschodnich, od roku 1930 należała do metropolii wrocławskiej. Uregulowanie spraw administracji kościelnej na tzw. ziemiach odzyskanych – przyłączonych do Polski w 1945 roku, nastąpiło dopiero w 1972 r. Prymas August Hlond mianował w sierpniu 1945 r. administratorem apostolskim diecezji warmińskiej dawnego profesora KUL-u ks. prałata dr. Teodora Benscha (bp Maksymilian Kaller został zmuszony przez władze komunistyczne do opuszczenia Polski).
W marcu 1946 roku ksiądz Zink powrócił na Warmię. Kiedy okazało się, że jego mazurska parafia w Lesinach Wielkich jest już obsadzona, podjął najpierw pracę w sanktuarium maryjnym w Gietrzwałdzie, później został przeniesiony do Szpitala Mariackiego (dzisiaj miejskiego) w Olsztynie, by w końcu stać się jednym z najbliższych współpracowników ks. Teodora Benscha w olsztyńskiej kurii diecezjalnej (w r. 1945 stolica diecezji została przeniesiona z Fromborka do Olsztyna).
Ks. Teodor Bensch posiadał prawa i obowiązki biskupa rezydencjalnego. Swój urząd pełnił niezwykle odpowiedzialnie, potrafił umiejętnie ułożyć sobie stosunki zarówno z duchownymi przedwojennymi, jak i z nowymi, przybywającymi głównie z kresów II RP – z Wileńszczyzny, z Wołynia. 26 stycznia funkcjonariusze UB wywieźli z diecezji księdza Benscha i jego wikariusza generalnego ks. Mieczysława Karpińskiego. Komunistyczna władza prowadziła otwartą wojnę z Kościołem i nawet nie bardzo zabiegała o zachowanie jakichś pozorów przyzwoitości.
Rada Konsulatorów wybrała na rządcę diecezji ks. Wojciecha Zinka, dotychczasowego sekretarza ks. Teodora Benscha. Początkowo był on tylko administratorem, a pół roku później, po reaktywowaniu kapituły katedralnej, został wybrany wikariuszem kapitulnym
Non possumus
Komunistyczni funkcjonariusze, zarówno z UB, jak i z Urzędu ds. Wyznań, nie wahali się przed najbardziej wyrafinowanymi represjami wobec Kościoła, niemal na porządku dziennym były prowokacje, groźby. Liczyli na to, że uda im się - właśnie na tzw. ziemiach odzyskanych zasiać niesnaski wśród duchowieństwa – choćby na tle narodowościowym, doprowadzić do konfliktów między ludnością autochtoniczną a nowymi osadnikami – że uda im się wykorzystać rozliczne problemy nagromadzone tutaj do walki z religią, chrześcijaństwem, Kościołem.
Ks. Wojciech Zink – autochton, w piśmie z dnia 31.08.1951 r. prosił księży „by nie wprowadzali fermentu na tle języka”. Pouczał: „gdy jedność Kościoła jest zagrożona, to takie postępowanie (tzn. używanie języka niemieckiego) jest przynajmniej bardzo nierozsądne i niebezpieczne. Znaczy to wprowadzać politykę do Domu Bożego, podsycać uczucia nienawiści, wiernych którzy naszej opiece pasterskiej są powierzone, na dwa wrogie obozy, na czym zyskują jedynie wrogowie Kościoła”.
Ks. Zink, podobnie jak jego poprzednik – ks. Teodor Bensch, odważnie bronili księży autochtonów. Zdecydowanie sprzeciwiali się wysiedlaniu, aresztowaniom księży warmińskich. Mimo wielu gróźb, nacisków, terroru, prześladowań – ks. Zink nigdy nie wydał oficjalnego pisma akceptującego nowy system polityczny. Nie zgodził się na ograniczenie liczby Mszy św. przed wyborami do Sejmu.
Okazał się niezwykle trudnym przeciwnikiem komunistycznych władz. Nie pozwalał sobie narzucać przez wojewódzkie władze kandydatów na proboszczów; wiele stanowisk w kurii pozostawało nie obsadzonych na znak protestu wobec nacisków. Rządca diecezji warmińskiej uznawał poza papieżem, i oczywiście Panem Bogiem, tylko jedną władzę zwierzchnią – księdza prymasa Wyszyńskiego. Utrzymywał stały i bliski kontakt z księdzem prymasem
Jak się wkrótce okazało, obaj wykazali się przed Bogiem nie tylko nie zachwianą wiarą, ale i odwagą. Przeszli ciężką próbę charakteru.
8 maja 1953 roku, Konferencja Episkopatu Polski uchwaliła list do komunistycznego rządu, który przeszedł do historii pod nazwą Non possumus, a którego autorem i wnioskodawcą był ks. prymas Wyszyński.
„Jestem gotów”
We wrześniu 1953 roku ks. prymas został aresztowany. Ks. Zink stanął zdecydowanie w jego obronie, choć zdawał sobie sprawę z tego, jakie grożą mu za tę postawę konsekwencje. 2 października 1953 roku komunistyczni funkcjonariusze zażądali, by ksiądz Zink podpisał Deklarację i wezwanie Episkopatu Polski do wiernych oraz Komunikat Rady Ministrów w sprawie aresztowania Prymasa Polski. 4 października, w niedzielę, dokumenty te miały być odczytane we wszystkich kościołach. Zdecydowanie odmówił. Został wezwany do stawienia się w gabinecie przewodniczącego Prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej w Olsztynie na godzinę dwudziestą. Próbowano wpłynąć na zmianę jego decyzji, przekonując że przecież już wszyscy członkowie Episkopatu złożyli stosowne podpisy. Połączono go telefonicznie z sekretarzem Konferencji Episkopatu biskupem Choromańskim. Miał mu tylko do zakomunikowania, iż nie zmienia decyzji i żadnej deklaracji nie podpisze. Ksiądz Zink uznawał za bezpodstawne i bezprawne uwięzienie prymasa.
Wieczorem ubowcy otoczyli budynek, w którym mieszkał rządca diecezji warmińskiej. Dostali się do mieszkania przez wybite szyby, ponieważ ks. Zink nie pozwolił na otwarcie drzwi funkcjonariuszom. Mieszkanie zostało splądrowane i przeszukane. Po rewizji ksiądz zapalił papierosa i oznajmił ze spokojem: „jestem gotów”.
Początkowo nie wiedział dokąd go zabierają komunistyczni oprawcy. Miał prawo myśleć o najgorszym. Został wywieziony do mokotowskiego więzienia przy ulicy Rakowieckiej w Warszawie. Oskarżony o „sabotowanie poleceń władz”, „wykorzystywanie wszelkiego rodzaju świąt i uroczystości w celu szerzenia antypaństwowych nastrojów wśród księży i społeczeństwa”. W mokotowskim więzieniu przebywali już ks. bp Antoni Baraniak i ks. bp Czesław Kaczmarek.
Siedzący w pobliskich celach duchowni wynaleźli świetną metodę komunikowania się, porozumiewania – przy pomocy śpiewanych w języku łacińskim informacji. Klawisze traktowali te śpiewy jako modlitwy.
Chociaż więzienie ks. Zink opuścił w lutym 1955 roku, to do ukochanej diecezji warmińskiej komuniści zezwolili mu na powrót dopiero w grudniu 1956 roku, po tzw. „polskim Październiku”. 6 grudnia otrzymał godność wikariusza generalnego. Pamiętał o nim papież Jan XXIII – nadał mu tytuł pronotariusza apostolskiego (infułata) w dowód uznania zasług dla Kościoła na Warmii. Zmarł 8 września 1969 r. w Olsztynie. Został pochowany obok swojej ukochanej matki na cmentarzu w Gietrzwałdzie.
Dobre imię Kościoła
Część biskupów, którzy podpisali deklarację i wezwanie do wiernych, w tym przewodniczący Episkopatu bp Michał Klepacz, próbowali deprecjonować odważnego duchownego warmińskiego, m.in. drwiąc iż ks. Zink tylko dlatego nie podpisał deklaracji ponieważ nie znał języka polskiego. We własne piersi nigdy nie uderzyli się, nie okazali publicznie skruchy.
Ks. arcybiskup Ignacy Tokarczuk, kapłan nieugięty wobec komunistów, który w roku 1952 podjął pracę dydaktyczną w Seminarium Duchownym „Hosianum” w Olsztynie, tak wspomina tamten czas i ks. Zinka: „W całej diecezji odczuwało się dobroczynne wpływy niezwykłej wprost szlachetności człowieka - ks. infułata Wojciecha Zinka. Jego rządom diecezja zawdzięcza bardzo wiele, ale przede wszystkim jasną, pełną odwagi postawę kościelną. Autorytet tego wspaniałego Duszpasterza trwał długo jeszcze po jego aresztowaniu przez ówczesne władze polityczne". "Bolesnym faktem dla mnie, ale nie tylko dla mnie, był stosunek i potraktowanie ks. infułata Wojciecha Zinka po jego powrocie z więzienia. Bohaterska postawa ks. infułata obróciła się przeciwko niemu. Upokorzeni bohaterską postawą ks. infułata biskupi, przede wszystkim bp Michał Klepacz i bp Zygmunt Choromański zaczęli rozpowszechniać wieści, iż ks. infułat W. Zink odmówił podpisania dokumentu, ponieważ był z pochodzenia Niemcem. Wyszukiwano w Jego życiorysie różnych
Ks. infułat nigdy nie szczędził swoich sił i umiejętności, aby oprzeć się destrukcyjnym, złowrogim działaniom władz totalitarnych. Zabiegał o jak największą przestrzeń wolności dla Kościoła i wiernych – niezależnie od ich pochodzenia, języka czy przeszłości. W roku 1953, jako jeden z nielicznych kapłanów – członków Episkopatu Polski uratował honor polskiego Kościoła. Szkoda, że jest niemal zupełnie zapomnianym duszpasterzem.
Dariusz Jarosiński
Publicysta, redaktor naczelny „Debaty”
Skomentuj
Komentuj jako gość