Z Jerzym Targalskim rozmawia Dariusz Jarosiński. Dariusz Jarosiński: Dzięki nagraniom kelnerów zajrzeliśmy za kulisy III RP, rządu Platformy Obywatelskiej Donalda Tuska. Czy coś pana zaskoczyło, zdziwiło, poruszyło?
Jerzy Targalski: Nic mnie nie zaskoczyło, nic mnie nie zdziwiło. Od wielu lat twierdzę, że państwo polskie nie istnieje. Pisałem wielokrotnie, że administracja, która jest w Polsce, to nie jest żadne państwo, tylko rodzaj konfederacji gangów złodziei i pasożytów. Gangi te wynajmują ludzi do administrowania, a nie do rządzenia. Administrowanie odbywa się na terytorium zależnym od bezpieczniackich gangów, ale też i od krajów ościennych – od Rosji w sferze politycznej, i Niemiec – w sferze gospodarczej. Tak więc, nic mnie nie zaskoczyło. Ludzi, którzy są wynajmowani do administrowania uważam za hołotę, całkowicie zdegradowaną i zdegenerowaną. Uzyskałem tylko i wyłącznie potwierdzenie swoich analiz.
Czyli pana zdaniem Donald Tusk nie jest szefem szefów?
No skąd. Tusk został wynajęty przez bezpieczniackie lobby do administrowania krajem, pilnowania żeby złodzieje mogli spokojnie kraść. Żeby ścigano na przykład babcię, która zjadła precelka w sklepie, a nie tych wielkich, którzy okradają państwo. Poza tym opozycja ma być niszczona do likwidacji. I wszystkie te zadania Tusk spełnia. Rosja ma też czuć się w Polsce bezpiecznie.
Najgorsze jest to, że Polacy nagradzają Tuska jak mogą – żeby złodzieje czuli się bezpiecznie, spokojnie kradli, żeby Tusk blokował śledztwo smoleńskie. W nagrodę Polacy na niego głosują.
No właśnie. Przecież w tzw. normalnym kraju ujawnienie treści nagrań z knajpy „Sowa i przyjaciele", czy innych knajp, wywołałoby trzęsienie ziemi opinii publicznej. U nas opinia publiczna głowi się kto śmiał nagrać jegomościów przy ośmiorniczkach i alkoholu.
Kto ma trząść tą ziemią, panie Dariuszu? Przecież na większości Polaków wyhodowanych w Polsce Michnika i Kiszczaka nie sprawia to większego wrażenia. To im nie przeszkadza. Po prostu dla nich to normalne, tak powinno być. Nic nie powinno się zmieniać.
Jakie warunki według pana powinna spełnić opozycja, by przejąć władzę w Polsce?
- Żeby była jasność - jedynie Prawo i Sprawiedliwość uważam za opozycję w Polsce. Należy odróżnić wygranie wyborów od przejęcia władzy. To są dwie różne rzeczy. Żeby wygrać wybory, przede wszystkim trzeba być sprawnym organizacyjnie – żeby m.in. ujawnić lub uniemożliwić fałszerstwa wyborcze. PiS okazało się niesprawne organizacyjnie i niezdolne do wygrania wyborów – w przypadku kiedy fałszerstwa wyborcze są w granicach 3 do 5 procent. Zapowiadało organizację alternatywnego liczenia głosów. PiS nie było zdolne do policzenia głosów na terenie całego kraju – i to jest zrozumiałe – ale nie było też zdolne żeby wybrać cztery powiaty w różnych częściach kraju i tam dokładnie przypilnować, żeby nie było fałszerstw. Z tych fałszerstw, o których wiemy, widać że najbardziej popularną metodą jest głosowanie za kogoś, kto nie głosował oraz uznanie głosu za nieważny lub za oddany na inną osobę. PiS okazało się niezdolne do zablokowania fałszerstw. Moim zdaniem fałszerstwa rzędu 3 do 5 procent są stale dokonywane w Polsce.
Po wygraniu wyborów staje zadanie przejęcia władzy, trzeba mieć opracowaną strategię uderzenia w kluczowe punkty przeciwnika uniemożliwiające mu zniszczenie nowych rządów. Trzeba po prostu umieć zbudować państwo polskie. PiS nie jest do tego zdolne, bo trzeba mieć sprawną organizację. W PiS istnieje dobór kadr na zasadzie selekcji negatywnej, polegający na eliminowaniu ludzi samodzielnych, sprawnych organizacyjnie. W innych partiach mamy oczywiście też do czynienia z selekcją negatywną, ale opartą na innych zasadach: im większy złodziej, kłamca, kanalia, tym wyżej i tym szybciej awansuje. To jest dla tych partii pasożytniczych, antywolnościowych zrozumiałe. To jest ich siłą, bo ich celem jest okradanie państwa.
Oprócz sprawnej organizacyjnie opozycji, posiadającej strategię, kadry, i to gotowe już następnego dnia po wyborach przejąć władzę, musi być też spełniony warunek zmiany sytuacji geopolitycznej, czyli powrót Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, które powinny dojść do wniosku, że Polska jest im potrzebna do realizacji ich interesów w tej części Europy. Ten warunek, niezależny od opozycji, jest spełniony. Obawiam się jednak, że sprzyjająca sytuacja zewnętrzna nie zostanie wykorzystana przez opozycję.
Istotnym elementem władzy III RP, rządu Tuska, są media. Trudno sobie wyobrazić zdobycie władzy bez niezależnych mediów, a później utrzymanie się przy ewentualnie zdobytej władzy.
- Media w systemie władzy odgrywają taką samą rolę jak bezpieka. Zamiast zrywania paznokci, co było niehumanitarne, teraz mamy sądy, prokuraturę – to są bezpieczniki systemu, z Trybunałem Konstytucyjnym włącznie. Te instytucje pilnują, żeby opozycja była cały czas represjonowana i nic nie mogła zrobić. Media opozycyjne wobec władzy nie mogą przebić się do opinii publicznej. Tworzenie mediów niezależnych od układu władzy, tej bezpieczniackiej, antypolskiej, jest oczywiście elementem podstawowym, ale te media nie powstaną jeżeli nie wygra się wyborów. To jest element walki powyborczej nowego rządu o władzę. Przecież tak naprawdę rząd Jarosława Kaczyńskiego rządził, ale władzy nie sprawował. Władzę miały układy pozarządowe. One pokonały ten rząd, oczywiście przy wsparciu większości społeczeństwa, które biadoliło nad ciężkim losem Beaty Sawickiej, Weroniki Marczukowej, doktora G., biznesmena Ryszarda Krauzego. Pamiętam też te dyskusje: głosuję na PO, bo Tusk nie podskoczy Putinowi, a Kaczyński będzie się stawiał, czyli głosuję na zależność od Rosji, nie chcę żeby Polska broniła własnych interesów. Taka była wola większości społeczeństwa.
Czy zdaniem pana dwuletnie rządy PiS, a wcześniej Jana Olszewskiego, to był wypadek przy pracy w czasie 25 lat postkomunizmu?
- To była sytuacja kiedy doszło do spełnienia warunków, o których między innymi wcześniej mówiłem. Powstała próżnia i PiS mogło wygrać wybory. Po wtóre, druga strona popełniła błąd – myślała że takim kontrolerem PiS będzie PO, a potem Samoobrona i Liga Polskich Rodzin. Ale kiedy okazało się, że PiS nie może być kontrolowane, rząd został obalony.
W politycznym obozie Donalda Tuska istnieje silna determinacja aby utrzymać władzę. Tusk boi się choćby porządnego śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej.
- To nie tylko chodzi o Smoleńsk. Jest tyle win, że w kraju niepodległym siedziałby już za zdradę główną. Tu już chodzi o całokształt. Tak naprawdę od roku 1939 Polska nie była niepodległa – były dwie próby budowy państwa polskiego, państwa niepodległego – Jana Olszewskiego i Jarosława Kaczyńskiego. I obie te próby zakończyły się klęską. Rząd Jana Olszewskiego mógł powstać dlatego, że kontrola Moskwy nagle znikła w związku z rozpadem Związku Sowieckiego i walką o władzę Jelcyna z Gorbaczowem. Mniej więcej na rok znikła kontrola Moskwy. Ci, którzy traktowali Moskwę jako gwaranta swoich przywilejów i władzy, nie wiedzieli co robić.
Potrzebna jest po stronie obozu opozycji siła woli, potrzebni są ludzie, którzy potrafią walczyć. To nie mogą być ludzie, którzy patrzą, co druga strona powie. Druga strona ma przegrać. Wszyscy mają widzieć, że my jesteśmy silniejsi. To jest wojna o Polskę. I wojna o wolność.
(wywiad ukazał się w lipcowym nr miesięcznika "Debata")
Skomentuj
Komentuj jako gość