Sąd skazał Pana z art. 212 Kodeksu karnego. Spakował Pan już piżamę i szczoteczkę do zębów?
(śmiech) Takiego dramatu nie ma. Wyrok jest nieprawomocny, więc tak, jakby go jeszcze nie było. Odwołam się i dopiero Sąd Okręgowy w Olsztynie orzekać będzie ostatecznie.
Jeśli i ten wyrok okaże się dla mnie niekorzystny, będę miał szansę na odwołanie do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka.
Sędzia sądu rejonowego wymierzył karę 5 miesięcy pozbawienia wolności z obowiązkiem 20 godzin nieodpłatnej pracy na cele społeczne. Podwinie Pan rękawy? Sięgnie po szpadel?
Jeśli zostanę zmuszony, dostosuję się do wyroku. Ale na razie nie przesądzajmy. Nie podważam niezawisłości sądu, ale – biorąc pod uwagę wartość materiału dowodowego i to, na co skarży się starosta - wyrok powinien być uniewinniający.
Starosta zarzucił Panu manipulację, poniżanie w oczach opinii publicznej, grożącą utratą zaufania.
To nie jest prawda, to jego opinia. W pierwszym punkcie oskarżenia zarzuca mi, że napisałem nieprawdę o imprezie straży pożarnej sfinansowanej przez starostwo.
Chodzi o pożegnanie odchodzącego na emeryturę szefa straży. Sfinansował je starosta czy nie?
Według dokumentów sfinansował. Potwierdził to świadek. W tym sporze chodzi o grę słów, bo oficjalnie były to obchody Dnia Strażaka, a nie pożegnanie komendanta. Ale starosta w przemówieniu żegnał też komendanta i tak to odebrała opinia publiczna.
To gra semantyczna. Jak Pan myśli, dlaczego sąd przychylił się do punktu widzenia starosty?
Sąd jest mentalnie bliski starostwu, nawet siedzibę ma naprzeciw. Jeden z adwokatów żartobliwie skomentował, że być może wcześniej starosta z sędzią byli „u cioci Krysi na imieninach".
System powiązań jest tak silny, że wymiar sprawiedliwości chodzi na pasku władzy?
Nie twierdzę, że tak jest, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa tak może być.
Dogadują się jak w „Układzie zamkniętym" Ryszarda Bugajskiego?
(śmiech) Tak, genialny film. Prokuratura, sąd, policja skupiają się wokół jedynie słusznej partii politycznej, jednej władzy.
Partii czy władzy?
W Lidzbarku nie można rozdzielać interesu partii od władzy. W mojej ocenie na pierwszym miejscu stoi interes partii, w tym przypadku Platformy Obywatelskiej, na drugim planie jest interes mieszkańców. Uważam, że prawdziwe wybory samorządowe odbywają się podczas konwencji partii. Potem rozdziela się stanowiska. Przewodniczący Platformy ustala, kto ma być wójtem, kto burmistrzem.
Mówi Pan serio? Brzmi, jak roszady personalne w PRL-u. Jakby stanowiskami żonglowała egzekutywa PZPR.
Tak dokładnie jest. Napisałem nawet o tym kilka artykułów. Taka jest smutna polska rzeczywistość. PRL wbrew pozorom tak bardzo nie odszedł do lamusa. Marszałek rozdaje karty. W sejmiku, w radach miast i powiatów sto procent foteli należy do partii rządzącej. Jedna osoba jest w opozycji.
Ponadto Platforma Obywatelska ma w swym regulaminie instrukcję finansową, z której wynika nakaz odprowadzania 10 proc. wynagrodzenia na rzecz partii, jeśli ktoś dostał pracę - jakąkolwiek pracę - z partyjnej rekomendacji. Publikowałem te dokumenty.
Płacą haracz?
Oczywiście, że tak. Było to napisane wprost w wewnętrznej oficjalnej instrukcji finansowej. Dopiero niedawno wykreślono z tej instrukcji zapis o 10 procentach, zastąpiono innym zwrotem.
To jakiś bantustan, państwo prywatne. Czy inne partie w Lidzbarku też mają takie zapisy?
Tego nie wiem, nie analizowałem. Ale inne partie w Lidzbarku się nie liczą. Tu jest „zagłębie platformiane".
Nie informują o tym media niezależne?
Na lokalnym podwórku jest „Gazeta Lidzbarska". Jej właścicielem na końcu łańcucha pokarmowego jest Niemiec. Ta gazeta jest całkowicie podporządkowana władzy. Złego słowa nie napiszą. Żeby krytykować władzę, trzeba być w pełni niezależnym od lokalnego rynku pracy, którym sterują burmistrz ze starostą. Znam przypadki, kiedy ludzie poszli na referendum w sprawie odwołania wójta gminy i stracili pracę. Tylko za to, że wzięli udział w głosowaniu! Potem wygrywali procesy w sądach pracy.
Nie ma wolnego słowa?
Prowadzę jedyne niezależne medium, które opiera się naciskom. Lidzbark jest na poziomie białoruskiej demokracji.
Nie boi się Pan?
Czego mam się bać? Jedyną ceną za niezależne dziennikarstwo może być utrata pracy, a ja jestem zarejestrowany jako bezrobotny.
Rozmawiał Błażej Torański
Andrzej Pieślak, rocznik 1969; absolwent Wyższej Szkoły Informatyki Stosowanej w Warszawie. Społeczny Wydawca i Redaktor Naczelny gazety internetowej NaszLidzbark.pl.
PS.(od redakcji "Deb@ty")
Na zebraniu zarządu olsztyńskiego oddziału SDP 21 marca br. wiceprezes Andrzej Dramiński był przeciwny przyjęciu Andrzeja Pieślaka do SDP. Argumentował to tym, że przegrał on proces ze starostą oraz, że jest dziennikarzem obywatelskim. A. Pieślaka rekomendował prezes O/O SDP ks. dr Ireneusz Bruski i Adam Socha. Większością głosów A. Pieślak został przyjęty. (sa)
CZYTAJ TEŻ OŚWIADCZENIE KONGRESU MEDIÓW NIEZALEŻNYCH
Skomentuj
Komentuj jako gość