Szwajcarska firma farmaceutyczna Neocutis używa w niektórych swoich produktach komórek z ciał dzieci zabitych podczas aborcji – taką oto makabryczną informację podały niedawno światowe media. Niestety, nie jest to jedyny przypadek wykorzystywania zwłok abortowanych dzieci przez branżę kosmetyczna.
Czyste sumienie Szwajcarów
Kilka tygodni temu amerykańska organizacja Children of God for Life (Dzieci Boga za Życiem) odkryła, że komórki pobrane z ciał abortowanych dzieci wykorzystuje się również w przemyśle kosmetycznym jednego z najbogatszych państw Europy: Szwajcarii. Najbardziej szokujący był jednak fakt opublikowania tych informacji przez producenta (firmę Neocutis) na ulotkach swoich produktów i w internecie. Debi Vinnedge, dyrektor wykonawczy Children of God for Life, powiedziała „Catholic News Agency”: „Żałosne i straszne jest wykorzystywanie przez Neocutis poćwiartowanych dzieci w celach zarobkowych. Nie ma dla czegoś takiego żadnego usprawiedliwienia”.
Specjalizująca się w dermatologii firma Neocutis podała mianowicie, że "kluczowym składnikiem" jej kremów jest "przetworzone białko skórne" (PSP), sporządzone na Uniwersytecie w Lozannie z tkanki skórnej pobranej od 14-tygodniowego abortowanego dziecka płci męskiej. Fragmenty ciała dziecka posłużyły do stworzenia komponentu, który ma pomagać w odbudowie starzejących się komórek. W ulotkach czytamy, że „komórki płodu mają zdolność niezwykłego rozwoju i są bardzo odporne przed stresem oksydacyjnym i fizycznym w porównaniu do komórek skóry dorosłych, co czyni je doskonałym źródłem do eksploatacji i wymiany na inny, choć mniej kontrowersyjny, środek do produkcji PSP”.
Szwajcarska firma używa oczywiście języka, który nie kojarzy się z procederem zabijania nienarodzonych dzieci. Jak słusznie zauważyło wielu działaczy organizacji pro-life, słowo dziecko zostało zastąpione terminem „komórki embrionu”, a „abortowane” na „przetransferowane poza organizm matki”. Firma Neocutis, po protestach ruchów pro-life, oświadczyła, że nie kupuje bezpośrednio abortowanych zwłok, natomiast postępuje zgodnie z prawami człowieka. „Nie jesteśmy aborcjonistami, nie usprawiedliwiamy dobrowolnego poddania się aborcji, i mamy czyste sumienie, bo nie popełniamy ani nawet nie uczestniczymy w złym czynie. Żaden z naszych produktów nie zawiera oryginalnych tkanek bądź komórek płodu. Żaden z naszych produktów nie zawiera również abortowanych dzieci” – można przeczytać w oświadczeniu na stronach internetowych korporacji.
Jednak organizacje pro-life apelują, by nie kupować produktów kosmetycznych z logo Neocutis. – To oczywiste, że krem nie może „zawierać dzieci”, więc zdanie to będzie prawdziwe, nawet gdyby w tubce były zmielone zwłoki. Co do oryginalnych tkanek, trzeba by zapytać, co firma definiuje jako "oryginalne tkanki", i dlaczego uznała za konieczne użycia słowa "oryginalne". Moim zdaniem dlatego, że stwierdzenie, iż krem nie zawiera "tkanek", mogło nie być już prawdziwe – twierdzi w rozmowie z „NP” działaczka pro-life Joanna Najfeld. I przypomina, że kilka lat temu popularny amerykański program „60 minut” ujawnił, że w USA i Europie bez przeszkód można kupić różne części ciała abortowanego dziecka. Ich ceny uzależnione są od wieku i stanu.
- Przemysł kosmetyczny współpracuje z biznesem aborcyjnym na szerszą skalę niż tylko ten konkretny przypadek. Ponieważ jednak właśnie ta sprawa wyciekła do opinii publicznej, firma próbuje ratować się manipulacją językową – mówi Najfeld.
Uśmiech na pomarszczonej twarzy
Niestety wiele kobiet, mimo apeli i dowodów, jakie przedstawiają walczące z aborcją organizacje, nadal korzysta z produktów firm, których kosmetyki zawierają składniki pochodzące z ciał dzieci.
Kilka lat temu brytyjski dziennik „Daily Mail” opublikował wstrząsający reportaż o wykorzystywaniu komórek macierzystych w przemyśle kosmetycznym. „52-letnia gospodyni domowa wychodzi z kliniki uśmiechnięta. Mało ją obchodzi, że do odmłodzenia jej twarzy używano kontrowersyjnej i zabronionej metody”- czytamy w tekście. Autorzy wymienili miejsca, gdzie można poddać się zabiegowi, do którego używa się komórek macierzystych. Na Barbadosie za 24 tysięcy dolarów, w luksusowych hotelach należących do obywateli byłych republik radzieckich, Europejczycy i Amerykanie mogą poddać się upiększającym zabiegom, korzystając z tkanek poronionych płodów. Placówki są tak oblegane, że na zabieg czeka się nawet kilka miesięcy. Klinika chwali się, że wstrzykuje swoim pacjentom szybko regenerujące się komórki z wątroby 6-12 tygodniowego „poronionego”płodu.
W jednej z moskiewskich klinik, której specjalnością jest walka z cellulitem, można z kolei za 16 tysięcy funtów wstrzyknąć sobie preparaty pochodzące z płodów w pośladki i uda. W Rosji w ostatnich latach powstało około 50 podobnych klinik; z ich usług korzystają chętnie żony bogatych oligarchów. „Tkanki z płodów są bardzo bogate w regeneracyjne komórki macierzyste i pomagają organizmowi w procesie walki ze starzeniem się”- przekonuje jedna z rosyjskich klinik. Natomiast na Dominikanie centra urody obiecują, że wstrzykiwane komórki macierzyste pochodzą od dzieci nie starszych niż 12 tygodni. Autor tekstu w „Daily Mail”, który zgłosił się jako klient do jednej z takich klinik, został poinformowany, że płody pochodzą z Gruzji lub innego postkomunistycznego kraju.
Oczywiście właściciele wszystkich tych ośrodków przekonują, że komórki macierzyste pochodzą tylko i wyłącznie z płodów, które zostały poronione Jednak działacze pro-life zwracają uwagę, że na Ukrainie już za kilkaset dolarów można zmusić kobietę do aborcji i sprzedaży zwłok swojego dziecka. Można sobie wyobrazić, jak tanie muszą być płody w znacznie biedniejszych krajach, np. w Afryce czy na Dalekim Wschodzie.
W czerwcu ubiegłego roku policja zamknęła w Budapeszcie nielegalnie działającą klinikę, w której leczono ludzi pochodzącymi z dzieci zabitych podczas aborcji komórkami macierzystymi. Klientelę placówki stanowili tzw. „turyści komórkowi”, pochodzący głównie z USA, którzy widzieli w niej jedyną szansę wyleczenia swoich dolegliwości. Taka turystyka jest zresztą coraz popularniejsza. Amerykańska prasa opisywała niedawno przypadek rodziców, którzy skłonni byli wydać 75 tysięcy dolarów, by wyleczyć w Chinach swoje dzieci. "Jest to kolejny przykład pokręconej mentalności, która powoduje, że aby pomóc własnemu dziecku, decydujemy się korzystać ze zwłok innego” - powiedziała jednemu z serwisów internetowych pro-life Judie Brown, prezes American Life League
Prawo dla dzieci czy biznesmenów?
Bioetycy chrześcijańscy zwracają uwagę, że problem z wykorzystywaniem abortowanych ciał dzieci do celów komercyjnych (jak produkcja kosmetyków) czy leczniczych ma swoje źródło w zezwoleniu na eksperymenty nad embrionalnymi komórkami macierzystymi.
- W mentalności społecznej pojawia się zapewne przekonanie, że skoro można wykorzystywać żywe embriony, a nawet produkować je w celu ich „zużycia” w badaniach, to dlaczego nie można by tego robić z martwymi już przecież płodami? Każda liberalizacja prawa w zakresie traktowania ludzkich embrionów będzie prowadziła generalnie do osłabienia szacunku wobec człowieka w całej fazie przedurodzeniowej – mówi „Nowemu Państwu” ks. prof. Marian Machinek, znany bioetyk.
W rezolucji z 7 września 2000 roku Parlament Europejski wyraził sprzeciw wobec tworzenia embrionów do celów badawczych i wobec klonowania terapeutycznego. Rezolucja nie ma jednak wiążącej mocy prawnej. Na lata 2007-2013 przyjęto 7 Ramowy Program Badań i Rozwoju Unii Europejskiej, który określa rozdział funduszy unijny na badania naukowe. Budżet programu wynosi 50 miliardów euro, z czego mniej więcej 0,1 proc. planowane jest na wspieranie badań nad zarodkowymi komórkami macierzystymi. Kraje, które zezwalają na badania nad embrionami, to m.in. Szwecja, Wielka Brytania, Belgia, Izrael, Indie, Iran, Singapur, Japonia, Chiny i RPA. Prezydent USA George W. Bush w 2005 r. zawetował ustawę zezwalającą na finansowanie z publicznych środków badań z użyciem nowych linii komórkowych wyprowadzanych z „nadwyżkowych” embrionów. Niestety, zwolennik aborcji i eksperymentów na dzieciach Barack Obama zniósł w zeszłym roku zakaz - i dziś USA dołączyły do tak „postępowych” krajów jak Iran czy Chiny. Przypomnijmy, że w tym ostatnim kraju – jak pisała niedawno w „Nowym Państwie” Hanna Shen - z abortowanych płodów pozyskuje się m.in. kolagen, wykorzystywany do produkcji kremów i maści przeciwzmarszczkowych.
W polskim prawie nie ma przepisów, które regulowałyby w sposób jednoznaczny kwestię badań nad embrionami wytworzonymi w warunkach in vitro, nie ma też zapisów regulujących ich status prawny. Art. 26. Konstytucji RP stanowi jednak, że „dzieci poczęte, osoby ubezwłasnowolnione, żołnierze służby zasadniczej oraz osoby pozbawione wolności nie mogą uczestniczyć w eksperymentach badawczych”.
Makabryczna działalność niektórych firm kosmetycznych wynika niewątpliwie z przyzwolenia na eksperymentowanie na płodach ludzkich. – Większość konsumentów nie zdaje sobie sprawy z tego, jak są produkowane produkty, które nabywają. Szeroka informacja w tej materii może przyczynić się do przebudzenia sumień. Przy okazji należy podkreślić, że w skali światowej aborcja po raz kolejny okazuje się lukratywnym biznesem. Brak „towaru”, jakim są zwłoki abortowanych dzieci, może skutkować utratą znacznych korzyści finansowych. Trudno się więc dziwić, że inicjatywy zmierzające do ograniczenia rozmiarów tego procederu, napotykają na tak gwałtowny sprzeciw – mówi ks. prof. Machinek.
Łukasz Adamski, redaktor Frondy, redaktor naczelny portalu Debata
Tekst pojawił się w lutowym numerze miesięcznika Nowe Państwo
Skomentuj
Komentuj jako gość