Oto doczekaliśmy czasów, kiedy dawni bojownicy właśnie się pourządzali i bronią swej pozycji. Oto właśnie lody, które kręcą, są realizacją pięknej idei „Solidarności’ i historycznym zwycięstwem jej etosu.
Otwartość jest wielką wartością w stosunkach międzyludzkich. Szczególnie w polityce, gdzie zdarza się rzadko. Dlatego wysoko cenić sobie trzeba tych uczestników życia publicznego, którzy posługując się otwartym tekstem, niejako „wynoszą” do mediów to, co naprawdę mówi się w ich środowisku, gdy nie ma w pobliżu obcych. Fakt, że zazwyczaj czynią to z powodu, delikatnie mówiąc, słabego refleksu, czyni ich wypowiedzi jeszcze ważniejszymi.
Trzeba doceniać słowa takie jak te, które wyrwały się posłowi Urbaniakowi z PO podczas niesławnego przesłuchania Zbigniewa Wassermanna. Gdy Wassermann perorował w duchu: nie uda wam się odwrócić kota ogonem, nie uda wam się wybielić partyjnych kolegów i wmówić społeczeństwu, że jest jakaś afera PiS, Urbaniak z cynicznym uśmiechem mruczał niby to pod nosem, ale wystarczająco głośno, by uchwycił to mikrofon: „co się nie uda, co się uda...” Sam jestem ciekaw, czy się uda, i który z panów miał rację. Na razie, kto wie, czy szczerość nie przysporzy panu Urbaniakowi sympatii. Swego czasu żebrzący menele stosowali ten chwyt, dopraszając się datku hasłem: „nie będę ściemniał, kierowniku, potrzebuję na winko”, i póki rzecz nie spowszedniała, szło im całkiem nieźle.
Przypływ szczerości Urbaniaka to jednak zupełnie nic wobec otwartości, z jaką w radiu Tok FM referował cele nowej ustawy o IPN poseł Arkadiusz Rybicki. Bez cienia zażenowania wyjaśnił, że trzeba wyrzucić z IPN „pisowskich” historyków. Słowo „pisowski” w mowie jego całej jego formacji znaczy oczywiście tyle, co „niebłagonadiożnyj” – tak jak za komuny wystarczyło zauważyć, że kierownik punktu skupu kradnie albo że w fabryce panuje bałagan i marnotrawstwo, żeby stać się agentem CIA, tak dziś każdy, kto nie wykazuje entuzjazmu dla III RP jako idei i państwa najlepszego z możliwych, staje się automatycznie „pisowcem”; w końcu dotknęło to nawet tak zajadłą udeczkę jak Agnieszka Holland.
Rybicki poszedł zresztą dalej. Trzeba nie tylko wyrzucić „pisowców”, których widzi zresztą raptem kilku, mniej niż dziesięciu (Pan Bóg gotów był ocalić Sodomę dla dziesięciu sprawiedliwych, Tusk nie jest tak łaskawy, rozp... nawet instytucję ważną dla narodu, żeby dopaść kilku „pisowców”), ale jeszcze – tak powiedział, dokładnie tak – trzeba „ustawić” młodych historyków, aby wiedzieli, „jak czytać dokumenty” i jak pisać o Peerelu i początkach III RP.
Śpiewał przed laty Jan Krzysztof Kelus, że „w swoim czasie trzeba walczyć, w swoim czasie się urządzić” – i oto doczekaliśmy czasów, kiedy dawni bojownicy właśnie się pourządzali i bronią swej pozycji. W tym urządzaniu się dla niektórych bardzo pomocna okazała się budująca obecny establishment symbioza rozmaitych cwaniaczków, często z rodowodem sięgającym peerelowskiej nomenklatury i służb, z ludźmi mogącymi dostarczyć im ideologicznej podkładki – że oto właśnie lody, które kręcą, są realizacją pięknej idei „Solidarności’ i historycznym zwycięstwem jej etosu.
Niby wiemy, ale tak rzadko mówi się to otwarcie.
Rafał A. Ziemkiewicz
Autor jest publicystą „Rzeczpospolitej”
Skomentuj
Komentuj jako gość