2 grudnia na ekrany naszych kin wchodzi pierwszy polski film o kulisach przemysłu porno. „Z miłości” to brutalne i mocne kino, które uświadamia nam, jaki brud i dramat stoją za filmami dla dorosłych. Film pokazuje to, co od lat mówią niektóre byłe amerykańskie gwiazdy porno.
Film Anny Jadowskiej opowiada o młodym małżeństwie, które decyduje się z powodu problemów finansowych zagrać w filmie porno. Ewelina (doskonała Marta Nieradkiewicz) jest niechętna pomysłowi swojego męża Piotra (Wojciech Niemczyk) i będąc już na planie, chce się wycofać z przedsięwzięcia. Niestety, mężczyzna wymusza na niej szantażem udział w scenie. Orgazm, którego doświadcza kobieta podczas zdjęć, i reakcja męża zupełnie przewartościowują życie małżeństwa.
Polski strzał w przemysł porno
Wkroczenie w świat pornobiznesu uruchamia serię zdarzeń, które nie tylko zmieniają ich wzajemne relacje, ale prowadzą również do degeneracji moralnej. I to jest istota filmu Jadowskiej. Świat przedstawiony przez reżyserkę jest brudny, skorumpowany, wyprany z moralnych zasad i realnie upadły. W niezwykle surowym i ostrym filmie reżyserki „Teraz ja” nie ma pozytywnych bohaterów. Jadowska nie idzie na szczęście prostą drogą i nie potępia ich. Pokazuje skomplikowany świat, który nie pozwala im wyrwać się z matni. Każdy z tych bohaterów ma zniszczone życie przez przemysł pornograficzny. Nawet ci, którzy są jego kreatorami, w rzeczywistości są jego wytworami.
Film Jadowskiej uświadamia nam, że za wyreżyserowanymi scenami porno kryją się uczucia każdego z „aktorów”. Dzięki niemal dokumentalnym obrazom uświadamiamy sobie również, że zmuszana (w ten czy inny sposób) do odczłowieczonego seksu przed kamerą dziewczyna jest osobą, która jest w realnym świecie czyjąś córką albo czyjąś mamą. Takie kobiety możemy mijać na ulicy, gdy idą zapłakane po kolejnym dniu zdjęć, który ma później pomóc „wyładować się” napalonym facetom. I to jest główna siła tego potrzebnego i odważnego obrazu. Myślę, że po jego obejrzeniu żaden zdrowy na umyśle mężczyzna nie weźmie do ręki ze swobodą DVD z polskim porno. Mam nadzieję, że „Z miłości” zostanie obejrzany przez wielu Polaków (mimo że nie został kupiony z wiadomych względów przez multipleksy), ponieważ ma on siłę większą niż kazanie najlepszego Savonaroli.
„Z miłości” jest pierwszym polskim filmem opowiadającym o kulisach tej z pozoru nieszkodliwej gałęzi show-biznesu. W USA ponad dekadę temu Paul Thomas Andersson zaprezentował piorunujący obraz „Boogie Nights”, który mimo innej wymowy był chyba pewną inspiracją dla twórców polskiego filmu. Zarówno amerykański twórca, jak i polska reżyserka zwracają problem na coś, co można od dawna wyczytać w konserwatywnej prasie, ale rzadko trafia do młodych ludzi, którzy dziś jednym kliknięciem myszki mogą przenieść się w najbardziej perwersyjny świat pornografii.
Głębokie gardło i Kościół XXX
Coraz częściej możemy przekonać się, co rzeczywiście dzieje się za kulisami przemysłu porno. Pierwszą osobą, która ujawniła brutalny świat pornografii, była słynna bohaterka „Głębokiego gardła” Linda Lovelace. Aktorka wychowała się w religijnej rodzinie i chodziła nawet do katolickiej szkoły. Jej życie uległo niespodziewanej zmianie, kiedy poznała mężczyznę, który wprowadził ją w tajniki pornobiznesu i zmuszał do prostytucji. Gdy dziewczyna mu się sprzeciwiała, bił ją i gwałcił. W efekcie w 1972 r. aktorka została nakłoniona do wzięcia udziału w „Głębokim gardle” – filmie, który okazał się kamieniem milowym w historii pornografii. W produkcję obrazu była zaangażowana prawdopodobnie włoska mafia i do dziś zarobił on ponad 600 mln dolarów. 8 lat po sukcesie filmu Linda dołączyła jednak do antypornograficznego ruchu. W wywiadach podkreślała, że do udziału w filmach dla dorosłych była każdorazowo zmuszana, a jej były mąż wielokrotnie przystawiał jej broń do skroni – także podczas kręcenia „Głębokiego gardła”. To właśnie Lovelace, która zginęła w 2002 r. w wypadku, powiedziała, że za każdym razem, gdy brała udział w scenie pornograficznej, była gwałcona. Drugi raz ten gwałt zadawali jej ci, którzy podniecali się tymi scenami, oglądając je na wideo.
Mniej więcej do takiego samego wniosku doszedł były fotograf porno Donny Pauling. Po nawróceniu się na chrześcijaństwo podzielił się ze światem wiedzą o tym przemyśle. Mimo że zbił fortunę na pornobiznesie, przyznał, że „nie ma nic pociągającego w widoku dziewczyny, która po odegranej scenie siedzi skulona i przerażona w kącie i ssie kciuk”. Problem wykorzystywania w świecie porno jest zresztą tak wielki, że w USA powstał nawet Kościół protestancki, który głównie zajmuje się wyrywaniem ludzi z tego środowiska. XXXChurch, założony przez dwóch pastorów z Kalifornii, z powodzeniem ewangelizuje pracowników tej branży. Członkowie Kościoła rozdają swoje broszurki i Pismo Święte na zjazdach, targach erotycznych czy festiwalach filmów porno. Jednym z uratowanych przez nich ludzi był wspomniany Donny Pauling.
Czytając opowieści o branży porno byłych amerykańskich aktorek nie można nie zauważyć, że opowiadają one mniej więcej tą samą historię, którą podjęła w swoim filmie Anna Jadowska. Mroki pornografii mają twarz uniwersalną i w różnych wymiarach dotykają ludzi żyjących na wszystkich kontynentach. Pornografia zawsze jest odhumanizowaniem aktu seksualnego i zniewoleniem kobiety, która staje się przedmiotem seksualnym. W przerażający sposób widzimy to w scenie pobijania rekordu seksualnego przez zniszczoną psychicznie i fizycznie Joannę. Niesamowite jest to, że reżyserka pokazuje scenę w podobny sposób jak ronią to twórcy filmów porno. Jest jednak jedna różnica. Otóż w filmie Jadowskiej słyszymy i widzimy co aktorka mówi i robi w przerwach między odkrywaniem roli mięsa dla napalonych facetów. Świadomość, że mamy do czynienia z człowiekiem jest najbardziej przerażająca.
Łukasz Adamski
Tekst pochodzi z Gazety Polskiej
Skomentuj
Komentuj jako gość