Ostatnio przeprowadzone wybory zdają się to potwierdzać. Ale czy rzeczywiście? Anglicy mają takie powiedzenie, że smak puddingu sprawdza się przy jedzeniu. Pierwsze, co można zobaczyć w demokracji, to jest odrzucenie opcji skrajnych. Wybieramy jak chcemy, ale ciągle wychodzi nam jakoś tak środeczkiem, żadnych eksperymentów czy rewolucji. A już o poważniejszych reformach, to nawet pomarzyć nie można.
Mamy oczywiście wolność słowa. Przejawia się ona w najdalej posuniętym prawie do obrażania ludzi. Jednak gdy chcemy głosić jakieś niedemokratyczne poglądy, to okazuje się, że wprawdzie nie ma cenzury, ale jest coś znacznie gorszego, bo poprawność polityczna. Wychodzi na to, że od demokracji demokratycznie odejść się nie da. A wolny wybór mamy w głosowaniach do parlamentu, ale już nie w sprawach osobistych.
Możemy, oczywiście, decydować o takich sprawach jak konstytucja, ale o zapięciu pasów w samochodzie to już nie. Albo o rezygnacji z ubezpieczenia, o zapaleniu papierosa w pracy, czy samochodzie - to nawet pomyśleć nie można. Dorobiliśmy się już pierwszego miasta na świecie gdzie obowiązuje demokratyczny zakaz palenia we własnym mieszkaniu. Wszystkie te zakazy ustanowiono dla naszego dobra, jakże by inaczej.
Ta nasza wolność zamieniona została w totalitarną tyranię większości. I, co gorsza, nawet nie można się poskarżyć. Za tyranii komuny można było liczyć na sympatię ogółu obywateli, czasem nawet jakiegoś ubeka. Za obecnej tyranii odszczepieńcy nie mogą liczyć na współczucie tłumu. Przecież próbują się wyłamać.
Adam Kowalczyk
Skomentuj
Komentuj jako gość