„Pisałem już kiedyś o wielkiej, choć nigdzie nieskodyfikowanej władzy, jaką skupili w swoim ręku, dzięki dystrybucji unijnych środków, marszałkowie województw. Przyznana im nieformalnie władza zaburzyła przewidziane prawem ustrojowe mechanizmy kontroli nad poczynaniami marszałków wybranych głosami ich partyjnych i koalicyjnych kolegów.”- pisze Bogdan Bachmura
Wydana niedawno decyzja środowiskowa na budowę portu lotniczego w Szymanach wskazuje, że forsowany od 1996 r. pomysł lokalizacji na tym poniemieckim lotnisku portu cywilnego na przekór wszelkim przeciwnościom i elementarnemu rozsądkowi najprawdopodobniej dojdzie do skutku. Koszty kroplówki podtrzymującej przy życiu tego wiecznego finansowego trupa trudno dziś nawet oszacować. Jednak najnowszym, cywilnym rozdziałem historii lotniska warto zapamiętać nie tylko z powodu wieloletnich i kosztownych perturbacji, ale przede wszystkim dlatego, że otrzymaliśmy w pigułce doskonałą lekcję wiedzy na temat przyczyn wiecznego zapóźnienia rozwojowego naszego regionu.
Czystą stratą czasu jest udowadnianie, że lokalizacja lotniska regionalnego na terenie byłego niemieckiego lotniska wojskowego, celowo budowanego w miejscu ustronnym nigdy nie miała żadnego biznesowego uzasadnienia. Tym dziwniejsze może się wydawać, że nikt na ten temat nie toczył specjalnych dyskusji czy sporów. Owszem, znaczący w lokalnej polityce mówią o tym wprost, ale prywatnie. Do dziennikarskiego mikrofonu (za wyjątkiem wicewojewody Jana Maścianicy) ze strachu nawet w głowę nikt się nie popuka, bo urządzenia dziś czułe… Wątpliwości PiS-owskiej opozycji w samorządzie województwa tyle trwały, że marszałek Protas nie zdążył nawet brwi zmarszczyć. Dzięki zgodnej zmowie milczenia sprawy zaszły tak daleko, że Urząd Marszałkowski oraz Ministerstwo Środowiska mogli bezkarnie i bez rozgłosu blokować decyzję o lokalizacji lotniska w Wilkowie, czym zainteresowany był niemiecki inwestor. Przeczołgany w ten sposób przez urzędniczą brać, z gotowym raportem oddziaływania na środowisko, wycofał się z przedsięwzięcia, które nie obciążało żadnym ryzykiem polskiego podatnika. Owszem, prywatny inwestor był mile widziany, ale w Szymanach.
Fiksacja na tę właśnie lokalizację lotniska doprowadziła do skandalu z przekazaniem przez zarząd województwa 61% udziałów w spółce Port Lotniczy Mazury prywatnej spółce European Business Partners Sp. z o.o. Przed nafaszerowaną agentami służb specjalnych PRL i III RP spółką ostrzegali zarząd województwa dwaj kolejni ministrowie obrony oraz minister transportu. Naiwnym (?), niczym dzieci we mgle, włodarzom województwa udało się z tego toksycznego związku wyplątać dopiero po wielu kosztownych procesach. O budowie lotniska w Wilkowie, położonym optymalnie: przy drodze E7, idealnie skomunikowanym ze strategiczną siecią dróg krajowych w regionie, blisko Ostródy, Szczytna, Działdowa, Nidzicy czy Działdowa, o Olsztynie nie wspominając, z możliwym pasem startowym do 2900 metrów (w Polsce dłuższe jest tylko Okęcie) nadal marzy 12 gmin zrzeszonych w radzie olsztyńskiego obszaru aglomeracyjnego, a także starostwo olsztyńskie i miasto Olsztyn.
Jednak czujności marszałka nie udało się zmylić publicznymi zapewnieniami, że projekt dotyczy tylko lotniska lokalnego, które interesom lotniska regionalnego w Szymanach nie zaszkodzi. Wizjonerzy z Urzędu Marszałkowskiego lotniska w Wilkowie w najnowszej Strategii rozwoju społeczno-gospodarczego województwa nie przewidzieli oraz skrzętnie też dopilnowali, aby wnioski dotyczące korekty Strategii zgłoszone w tej sprawie przez samorządy i kilka lokalnych stowarzyszeń zostały pominięte, choć znalazły się tam lotniska lokalne w Dajtkach, Elblągu, Kętrzynie czy Ełku.
Pisałem już kiedyś o wielkiej, choć nigdzie nieskodyfikowanej władzy, jaką skupili w swoim ręku, dzięki dystrybucji unijnych środków, marszałkowie województw. Przyznana im nieformalnie władza zaburzyła przewidziane prawem ustrojowe mechanizmy kontroli nad poczynaniami marszałków wybranych głosami ich partyjnych i koalicyjnych kolegów. W tej sytuacji pozostaje nadzieja, że rządząca w województwie partia postawi na czele wojewódzkiego samorządu człowieka, który potrafi sprostać tutejszym, trudnym wyzwaniom. Nasze województwo, niestety, do takich szczęśliwców nie należy. Warto w tym miejscu przytoczyć fragment raportu „Kultura pod chmurnym niebem” opracowanego na zlecenie Urzędu Marszałkowskiego w grudniu tamtego roku przez zespół pod kierownictwem prof. Barbary Fatygi: „W relacjach społecznych toczy się – mniej lub bardziej jawna – walka o miejscową pulę korzyści, na którą składają się bezpieczna praca, najlepiej na etacie, zajęcie maksymalnie wysokiej pozycji w strukturach formalnych instytucji i gry o prestiż podszyte resentymentem. Jednostki są tu słabo zintegrowane i bezradne wobec swoich problemów oraz skoncentrowane na obronie i ochronie własnej egzystencji. Cała społeczność jest podszyta lękami i niezdolna do uwierzenia we własną wartość wytwarzaną na bazie sensownego wysiłku”.
Strategia rozwoju województwa, której istotnym elementem jest budowa lotniska regionalnego, ma wskazanym celnie przez prof. Fatygę zjawiskom skutecznie przeciwdziałać. Tymczasem cała długa historia dzielnych zmagań lokalnej władzy o Szymany i wieloletniego trwonienia publicznych pieniędzy na jego deficytowe utrzymanie to modelowy przykład „walki o miejscową pulę korzyści” politycznych i finansowych. „Skoncentrowane na obronie i ochronie własnych interesów jednostki” nie dociekają, dlaczego nasi polityczni „biznesmeni” zapomnieli o tzw. zasadzie prywatnego inwestora, która służy ocenie, czy prywatny inwestor opierając się na prognozie wyniku finansowego i niezależnie od względów politycznych dokonałby takiej inwestycji. „Bezradni wobec swoich problemów” mieszkańcy mogą tylko zrzucić się na „pulę korzyści”, albo ruszyć za chlebem daleko stąd. Jedynymi ludźmi, których stać na takie przedsięwzięcia są politycy. Jednak gdyby dzisiaj zapadały decyzje o przyznaniu unijnych środków na lotnisko w Szymanach to inwestycja ta, podobnie jak lidzbarskie zimne termy, najprawdopodobniej nie doszłaby do skutku. Plaga mnożących się w całej Europie nierentownych, pozostających w rękach publicznych lotnisk, zmusiła Komisję Europejską do rewizji przepisów w zakresie pomocy publicznej dla lotnisk regionalnych. Dla nas, niestety, za późno.
Takich miejsc w Polsce i w Europie, gdzie strategią władzy lokalnej jest szkodzenie prywatnemu inwestorowi, aby wybudować „swoje” lotnisko za nasze pieniądze pewnie próżno szukać. Tutaj karawana jedzie dalej, choć wydawało się, że przeszkodą nie do pokonania będzie lokalizacja lotniska w obszarze Natura 2000 (Puszcza Napiwodzko-Ramudzka). Jednak wydana właśnie decyzja środowiskowa przewiduje zatrudnienie sokolnika oraz ornitologa do płoszenia ptaków z użyciem sokoła, nadawania przez głośniki odgłosów ptaków drapieżnych, wystrzałów z urządzeń hukowych i użycia psów do płoszenia ptaków wzdłuż pasów startowych. Ostatecznie Mazury, jako „cud natury”, zrobiły swoje, teraz czas na „pulę korzyści” z żelaznych ptaków. A kto nie z nami, tego psami.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość