Mamy klucz do sukcesu województwa warmińsko-mazurskiego! Na razie zapakowany w eleganckie etui dokumentu pod nazwą „Strategia rozwoju województwa do roku 2025”, który marszałek województwa przedstawił na ostatniej sesji sejmiku. Będzie pięknie. Będziemy rozwijać „inteligentne specjalizacje, czyli istniejące już atuty naszego regionu: ekonomię wody, żywność wysokiej jakości oraz drewno i meblarstwo.” Osobiście urzekła mnie „ekonomia wody”, bo że jedzonko mamy smaczne i zdrowe, a meble w świecie się rozchodzą – to rzecz znana, ale woda kryje w sobie szereg tajemniczych możliwości.
Urzędnicy marszałkowscy ukuli także nowy slogan głoszący - "Warmia i Mazury regionem, w którym warto żyć, niezależnie od wieku, wykształcenia, stanu posiadania, pochodzenia, miejsca zamieszkania czy płci". Trochę długie i nie łatwe do zapamiętania, w przeciwieństwie do hasła „Mazury cud natury”. Wzruszyło mnie końcowe wskazanie na płeć. Bez kropli genderyzmu nic dziś nie jest ważne. Brzmi to jak jakaś mantra wyznawców nowej ideologii. Kiedyś takim niezbędnym słowem był komunizm, komunizm, komunizm, dzisiaj - płeć.
Aliści bardziej niż termin „ekonomika wody” ( cokolwiek by nie znaczył ) zachwyciło mnie określenie „tygrys warmińsko-mazurski”. I wcale tu nie chodzi o wprowadzenie do naszego ekosystemu nowego gatunku w celu przynęcenia spragnionego mocnych wrażeń turysty ( bo turystyka nadal jest bezwzględnym priorytetem ). Chodzi o tygrysa gospodarczego – ot taka niezbyt odkrywcza paralela z Koreą Południową nazywaną niegdyś tygrysem Azji. Żeby odsłonić sedno strategii trzeba posłużyć się szerszym cytatem, a zatem cytuję za lokalnym dodatkiem do Gazety Wyborczej: Wśród dziewięciu Obszarów Strategicznej Interwencji znalazł się m.in. tygrys warmińsko-mazurski, czyli przyspieszenie rozwoju terenów leżących w pobliżu krajowych dróg nr 7 i 16. Na interwencje mogą też liczyć Ełk i Elbląg mające stać się subregionalnymi ośrodkami rozwoju, a także aglomeracja olsztyńska. Władze województwa zakładają, że dzięki umieszczeniu jej na liście Obszarów Strategicznej Interwencji nastąpi "wzrost funkcji metropolitalnych Olsztyna". Zaniemówiłam na widok tygrysa zdając go wszakże na dziennikarską fantazję, ale dla pewności zajrzałam do projektu strategii, a tam na str. 54 jak się patrzy „Tygrys Warmińsko-Mazurski” i to z dużej litery, skubany, pisany. W dokumencie jest nawet mapa skazanego na sukces obszaru, sylwetką zbliżony do jakiegoś zwierzęcia, bardziej niż tygrysa przypominający kucyka ( może nawet warmińskiego ) puszczającego bąki. Zdarza się, także kucykom.
Nie wiem tylko jak pan marszałek i jego urzędnicy planują zwiększyć metropolitalne funkcje stolicy regionu skoro jednocześnie wsłuchani w głos ludu ( czyli przeprowadzając demokratyczną zmyłę pt. społeczne konsultacje ) bez namysłu odrzucili wniosek o wpisaniu do strategii obwodnicy dla Olsztyna. Wyobrażacie sobie Państwo? W strategii, która swym planem obejmuje okres najbliższych ponad 10 lat, nie ma miejsca na realizację najważniejszego rozwiązania infrastrukturalnego dla blisko 180-tysięcznego miasta, przez które przechodzą szlaki prowadzące do dwóch ważnych przejść granicznych w kierunku Litwy i obwodu kaliningradzkiego FR?
Nie wiem, może jest w tym jakiś machiawellistyczny zamysł. Może brak obwodnicy jest elementem wyrafinowanej strategii? Ma doprowadzić do sytuacji, żeby wszyscy, czy chcą, czy nie chcą, będą wpadali do Olsztyna i jak K. w „Zamku” Franza Kafki zapadali w wszechpotężną niemożność. Udając się do Biskupca, Mrągowa czy Gołdapi sine qua non zajeżdżamy do Olsztyna, a następnie błąkamy się po Liedlach, Biedronkach, Tescach i Realach etc, itp., tudzież przyszłej Galerii Warmińskiej, w ramach ulubionej przez Polaków formy aktywności ( rajd z koszykiem wśród półek ), aż po skrajne wyczerpanie organizmów, portfeli i kart kredytowych. I w ten sposób następuje wyczekiwany "wzrost funkcji metropolitalnych Olsztyna", bo doliczając klientelę do stałych mieszkańców i studentów dobijemy do 200 tys. olsztynian, a nawet lekko przeskoczymy tę liczbę. Gdzieś, tam, przy 7. I 16, bez wątpienia wyrosną i będą prężyły się do skoku warmińsko-mazurskie tygrysy w postaci kolejnych sklepów i marketów wypełnionych bogatymi kolekcjami artykułów made in PRC, wyczekujących lawiny klientów, którzy jak wiadomo utkną na wiek wieków w Olsztynie.
Cytowany cel, jak i inne, zawarte w strategii a nie zacytowane, samorząd województwa, pod światłym przywództwem pana marszałka, zamierza zrealizować za unijne pieniądze pochodzące z nowego okresu finansowego. Według wspomnianej już olsztyńskiej GW: Jeśli coś zapisane jest w "Strategii", łatwiej na to uzyskać pieniądze. I to duże pieniądze, bo poziom dofinansowania z Unii Europejskiej sięgać będzie 85, a nie jak początkowo zakładano - 70 proc. inwestycji - mówił Jacek Protas, marszałek województwa.
Zastanawiam, czy aby pan marszałek czasem się nie rozczaruje. Chyba, że ma na podorędziu cudowny pomysł na pozyskanie środków własnych przez zadłużone samorządy i zmuszonych do samoograniczania się przedsiębiorców. Skąd mój pesymizm? Ano z różnych źródeł, m.in. z materiału WUS w Olsztynie „Koniunktura gospodarcza w maju 2013 r.”, zawierającym dobre i złe wieści, gdzie czytamy: „Przedsiębiorstwa z siedzibą w województwie warmińsko-mazurskim ogólny klimat koniunktury w przetwórstwie przemysłowym oceniają w maju negatywnie, podobnie jak przed miesiącem.” Jakkolwiek „Oceny dotyczące bieżącego portfela zamówień, produkcji i sytuacji finansowej są mniej pesymistyczne niż w kwietniu.” Jednakże „Firmy z sekcji transport i gospodarka magazynowa oceniają koniunkturę negatywnie, podobnie jak w maju ubiegłego roku, ale gorzej wobec pozytywnych ocen z kwietnia bieżącego roku. Oceny koniunktury formułowane przez firmy z sekcji działalność związana z zakwaterowaniem i gastronomią są niekorzystne, gorsze od pozytywnych opinii sprzed miesiąca i sprzed roku.” Przedsiębiorcy skarżyli się na bariery związane z kosztami zatrudnienia oraz wskazywali na niepewność ogólnej sytuacji gospodarczej. Czy zatem będą w stanie wysupłać pieniądze na wkład własny niezbędny do otrzymania środków unijnych – jak do tej pory - w wysokości 50 proc. wartości projektu? Na pewno nie wszyscy.
Również dla gminnych budżetów wkład własny może okazać się wyzwaniem ponad ich możliwości. Znalezienie pieniędzy na sfinansowanie 25 – 30 proc. wartości projektu nie będzie łatwe, a w przypadku kiedy w nowej perspektywie finansowej UE wkład własny samorządów może być podniesiony – jak się słyszy - nawet do 50 proc., zgoła beznadziejne. Zwróćmy uwagę, że marszałek przedstawia optymistyczny scenariusz, wg którego wysokość unijnego dofinansowania sięgnie 80 proc. Jeśli miał na myśli nowy RPO WiM, a nie POKL, w którym takie dofinansowanie było obowiązującą zasadą, byłoby się z czego cieszyć. Na razie są to gruszki na wierzbie i czary mary, jakimi politycy PO zwykli się z posługiwać. Tygrys, jaki będzie, każdy zobaczy, oby tylko na koniec nie zamienił się w kucyka.
Kto wie, może lepiej byłoby 1,5 mld euro z nowego RPO poddać innej dystrybucji. Proponowałabym innowację ( innowacja jest szalenie ceniona przez UE ) i te 1066 euro per capita mieszkańca, rozdysponować poprzez celową i bezpośrednią dotację pomiędzy obywateli regionu. Nawet moja dwuosobowa podstawowa komórka społeczna, łącznie z psem i kotem, byłaby nad wyraz kontenta, a co dopiero mówić o rodzinach wielodzietnych i wielopokoleniowych.
Bożena Ulewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość