"Stawiam tezę, iż „Mein Kampf” przez całe dziesięciolecia był zakazany z innego powodu niż się to oficjalnie przedstawia. Obowiązujący po II wojnie światowej paradygmat niemieckiego rozrachunku z przeszłością klasyfikuje hitleryzm jako fenomen „skrajnej prawicy”. Tymczasem lektura książki Adolfa Hitlera mogłaby pokazać czarno na białym, że narodowy socjalizm był zjawiskiem lewicowym. Mało tego, mogłoby się okazać, że dzisiejsza niemiecka socjaldemokracja nie różni się wcale – w sferze programu społeczno-gospodarczego – od rzekomo „skrajnie prawicowego” Adolfa Hitlera." - pisze Stefan Sękowski.
"Rozumiem każdego socjaldemokratę i komunistę w jego wewnętrznym obrzydzeniu do partii mieszczańskich."
Adolf Hitler (z przemówienia 20 listopada 1929 roku)
"Czyż istnieje wspanialszy, piękniejszy socjalizm i prawdziwsza demokracja niż narodowy socjalizm?"
Adolf Hitler (z przemówienia 30 stycznia 1937 roku)
"Moja ówczesna partia składała się w 90 proc. z ludzi lewicy."
Adolf Hitler (wypowiedź z 30 listopada 1941 roku)
O socjalistycznym światopoglądzie Adolfa Hitlera może przekonać się każdy, kto przeczyta jego „Mein Kampf”. Od 2015 roku stanie się to łatwiejsze, gdyż wówczas rządowi bawarskiemu wygasają wyłączne prawa do wydawania tej książki. Oznacza to, że każdy, kto będzie miał ochotę, będzie mógł opublikować opus magnum Hitlera, a także bez przeszkód prawnych je przetłumaczyć. Każdy – zarówno jego współcześni ogoleni apologeci, jak i historycy zajmujący się ideową spuścizną narodowego socjalizmu. Do tej pory mieli bowiem mocno ograniczony dostęp do tego wydawnictwa.
Ponieważ Adolf Hitler aż do swojej śmierci był zameldowany w Monachium, cały jego majątek przeszedł na własność Wolnego Państwa Bawarii. W ramach tego mienia znajdowały się także prawa autorskie do „Mein Kampf”. Rząd bawarski wpisał tą lekturę na listę ksiąg zakazanych o zaostrzonym rygorze i ściga prawnie każdego, kto odważy się ją w jakiejkolwiek formie opublikować. Warto w tym kontekście dodać, że podobnymi działaniami nie objęto nigdy żadnych pism Józefa Stalina czy Włodzimierza Lenina. W efekcie „Mein Kampf” zdobył status białego kruka, zepchniętego do antykwarycznego podziemia, zaś tłumacze nie mogli czerpać z niemieckojęzycznego oryginału, a jedynie z wersji anglojęzycznej, wydanej jeszcze przed II wojną światową.
W Polsce ukazały się do tej pory dwa tłumaczenia „Mein Kampf” – trudno dostępne, szczególnie, iż Wydawnictwo Książki Niezwykłej, które odważyło się opublikować wersję przełożoną z oryginału, zostało pozwane przez rząd Bawarii za naruszenie praw autorskich. I choć pojawienie się internetu zmieniło tę sytuację, to jednak nadal zainteresowani lekturą muszą przedrzeć się przez liczne strony neonazistowskie lub okultystyczne, by w końcu móc ściągnąć plik z książką na swój twardy dysk.
Wkrótce jednak sytuacja ta się zmieni. Zatem już teraz, gdy zbliża się nieuchronnie koniec okresu prawnego przemilczania „Mein Kampf”, niemieccy historycy głowią się, co zrobić, by monopolu na tę publikację nie przejęli neonaziści. Naukowcy przygotowują więc pod patronatem Instytutu Historycznego z Monachium krytyczne wydanie książki Hitlera, opatrzone licznymi komentarzami, dzięki którym czytelnik nie padnie ofiarą manipulacji post mortem ze strony Adolfa Hitlera. Chcą zdążyć z masowym wydaniem przed rokiem 2015, zanim legalna publikacja stanie się możliwa dla każdego.
Pojawia się jednak pytanie: dlaczego rząd Bawarii tak długo nie pozwalał na ponowną publikację książki Hitlera? Odpowiedź wydaje się oczywista: chodziło o to, by Niemcy nigdy nie wrócili do jej lektury. By publikacja, która zatruła umysły narodu filozofów, nie doprowadziła ponownie do krwawej rzezi. By nie tworzyła kolejnych zastępów fanatycznych SS-manów i żołnierzy Wehrmachtu gotowych umierać w celu zdobycia Lebensraumu dla swojego narodu.
Teza ta wydaje się być słuszna, ale trudno wyobrazić sobie, by pojedyncza książka miała aż tak wielkie oddziaływanie na masy. Popularność socjaldemokracji na Zachodzie nie wynikała z dogmatycznego trzymania się przykazań wiary stworzonej przez Karola Marksa, który choćby w „Krytyce programu gotajskiego” atakował zbytnie zbaczanie z jedynej właściwej drogi niemieckiego ruchu robotniczego. Wynikała ona raczej z faktycznego reformizmu socjaldemokratów i ich układów ze związkami zawodowymi. „Manifest Komunistyczny”, „Kapitał”, czy „Ideologia niemiecka” posłużyły do stworzenia jednolitej wiary marksistowskiej, ale dopiero zostały rozpowszechnione w zwulgaryzowanej wersji przez Lenina i Stalina oraz wykorzystane jako źródła cytatów z dzieł, do których nikt nie sięga. A i one mają tę przewagę nad „Mein Kampf”, że mimo wielu błędów i wieloznaczności, stanowią przynajmniej podstawę, na której można było budować w miarę spójny światopogląd.
W odróżnieniu od prac Marksa książka Hitlera jest bałaganiarskim połączeniem jego autobiografii z historią i założeniami organizacyjnymi Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotniczej, antysemickimi sloganami, krótkoterminowymi poglądami na temat skutków traktatu wersalskiego oraz krytycznymi uwagami wobec marksizmu. W dodatku „Mein Kampf” stanowi zapis sprytnego planu politycznego pokazującego, w jaki sposób zdobyć władzę. Nic dziwnego, że książka wodza Trzeciej Rzeszy służy dziś Hindusom jako... podręcznik biznesu.
Stawiam tezę, iż „Mein Kampf” przez całe dziesięciolecia był zakazany z innego powodu niż się to oficjalnie przedstawia. Obowiązujący po II wojnie światowej paradygmat niemieckiego rozrachunku z przeszłością klasyfikuje hitleryzm jako fenomen „skrajnej prawicy”. Tymczasem lektura książki Adolfa Hitlera mogłaby pokazać czarno na białym, że narodowy socjalizm był zjawiskiem lewicowym. Mało tego, mogłoby się okazać, że dzisiejsza niemiecka socjaldemokracja nie różni się wcale – w sferze programu społeczno-gospodarczego – od rzekomo „skrajnie prawicowego” Adolfa Hitlera. Gdy bowiem zapoznamy się z tymi niewieloma fragmentami „Mein Kampf”, które mówią na temat ekonomicznych poglądów narodowych socjalistów, a także z programem samej NSDAP, to okaże się, że skądś już te postulaty dobrze znamy.
Hitler wyraźnie zainteresowany był kwestią społeczną i martwił go fakt socjalnego zaniedbania robotników, którzy ze względu na swą liczebność stanowili trzon narodu. Zarzucał ugrupowaniom narodowym, że odrzucały większość postulatów związków zawodowych i socjalistów, będąc przedstawicielami politycznych interesów posiadaczy ziemskich i kapitalistów. W „Mein Kampf” pisał: „Obecny rozwój ekonomiczny prowadzi do zmian w socjalnym rozwarstwieniu narodu. Gdy drobny przemysł stopniowo obumiera, robotnik ma coraz rzadziej możliwość bezpiecznej egzystencji, nawet skromnej, i w sposób widoczny staje się proletariuszem. Rezultatem tego jest >>robotnik fabryczny<<, którego cechą charakterystyczną jest brak zdolności do podjęcia życia, jako jednostki.”
W robotnikach widział Hitler grupę społecznie upośledzoną. Dlatego głosił konieczność zakładania narodowosocjalistycznych związków zawodowych, które „powinny służyć obronie i reprezentacji robotników”. „Nie ma takich rzeczy jak nacjonalizm wyróżniający jakąś klasę. Być dumnym ze swojego narodu można wtedy, jeżeli nie ma klasy, która by zawstydzała; ale naród, którego połowa jest w biedzie, wyczerpany troską czy rzeczywiście skorumpowany, przedstawia tak zły obraz, że nikt nie może czuć się z niego dumny” – pisał w innym miejscu.
Hitler, podobnie jak Marks, postawił na robotników, by uzyskać władzę i odcisnąć swoje piętno na historii świata. Zasadniczo różnił się jednak zarówno od autora „Kapitału”, jak i jego duchowych uczniów, czy to komunistycznych ortodoksów, czy też reformistów, którzy z czasem stali się siłą przewodnią socjaldemokracji. Zauważył bowiem, że robotnicy nie chcą zgodnego z „nieuchronną koniecznością dziejową” dążenia do komunistycznego raju. Chcą pracy, chleba i bezpieczeństwa socjalnego. Nic więc dziwnego, że program NSDAP wychodził naprzeciw tym robotniczym oczekiwaniom.
Oto niektóre z najważniejszych punktów programu niemieckiej partii narodowych socjalistów:
- „ożywienie przemysłu i poprawa warunków życia obywateli państwa” (pkt. 7),
- „niehonorowanie dochodów nie osiągniętych przez pracę” (pkt. 11),
- „nacjonalizacja wszelkich przedsięwzięć, które dotychczas ukształtowały się w formie kompanii (trustów)” (pkt. 13),
- „wszechstronne zabezpieczenie socjalne dla ludzi w wieku emerytalnym” (pk. 15),
- „reforma własności ziemskiej zgodnie z naszymi narodowymi potrzebami, uchwalenie prawa konfiskaty ziemi na cele społeczne bez odszkodowania, zniesienie odsetek od pożyczek przeznaczonych na rolnictwo oraz zapobieganie wszelkim spekulacjom ziemią” (pkt. 17),
- „dbałość państwa o utalentowane dzieci ubogich rodziców, bez względu na ich kategorię społeczną czy zawód. Państwo jest zobowiązane kształcić je na swój koszt” (pkt. 20),
- „obowiązek troski państwa o podniesienie poziomu zdrowia narodu przez objęcie opieką matki i dziecka, zakazanie pracy dzieciom, wzrost sprawności fizycznej przez ustanowienie w szkołach na mocy prawa obowiązku ćwiczeń gimnastycznych i uprawiania sportu, a także przez udzielenie szerokiego poparcia klubom zajmującym się rozwojem fizycznym młodzieży” (pkt. 21).
W programie NSDAP widzimy więc i politykę antymonopolową, i obowiązkowe emerytury, i państwową edukację z centralistycznym programem szkolnym. Nic więc dziwnego, że reżim Hitlera opierał się w większości na poparciu mas robotniczych, związków zawodowych a zwłaszcza dawnego elektoratu socjaldemokratów i komunistów, który przeszedł do narodowych socjalistów. Przez większość czasu polityka gospodarcza III Rzeszy nie różniła się zresztą właściwie od tej, jaka była prowadzona w innych państwach Zachodu – oprócz jednego: była bardziej socjalistyczna. Hitlera można więc zaliczyć do ojców współczesnego welfare state – opiekuńczego państwa dobrobytu, które nie tylko rozdaje wypracowany dobrobyt, ale także szeroko interweniuje w jego wytworzenie. Warto też pamiętać, że to właśnie na hitlerowskich metodach zwalczania Wielkiego Kryzysu wzorowany był rooseveltowski New Deal, a nie odwrotnie.
Götz Aly w swej książce „Ludowe państwo Hitlera” udowadnia, że Trzecia Rzesza była pierwszym socjalnym państwem na świecie. To właśnie narodowi socjaliści wprowadzili obowiązkowe ubezpieczenia samochodowe, zasiłki dla dzieci, wspólne rozliczanie podatków przez małżeństwa, płatny urlop wypoczynkowy, ochronę najuboższych przed egzekucją komornika, przepisy chroniące przyrodę itp. Wiele z tych rozwiązań było pionierskich w skali światowej.
Tak więc współcześni zwolennicy „państwa dobrobytu” mają twardy orzech do zgryzienia. Powszechny dostęp do „Mein Kampf” może bowiem wykazać, że mają oni z Adolfem Hitlerem więcej wspólnego niż skłonni byliby uważać. Może się też okazać, że ich wyborcy dojdą do wniosku, iż także inne poglądy Führera były słuszne. A to byłoby rzeczywiście niebezpieczne.
Stefan Sękowski, dziennikarz, publicysta portalu Fronda. Autor książki "W walce z wujem Samem".
Tekst pochodzi z 56 numeru kwartalnika Fronda. Do nabycia w salonach prasowych i empikach.
Skomentuj
Komentuj jako gość