Wielokrotnie myliłem się co do Janusza Palikota. Może więc i tym razem. Przede wszystkim myliłem się, co do tego, że nie ma szans. Jeszcze kiedy był w ekipie Tuska zdumiewała mnie niesłychana pobłażliwość, z jaką taktowały go media. Sam odbierałem go trochę jak miastowy odpowiednik Leppera, polityczna mierzwa, produkt sezonowy, cudak, w typie przytrafiającym się i w ‘lepszych’ krajach. Tylko – tamtego media nie cierpiały; tego kochają. Warum, zum Teufel ?
Wciąż nie mogę uwierzyć w nowe wcielenie takich ludzi jak Monika Olejnik i Tomasz Lis. Panią Olejnik kojarzę jeszcze z odległych, Trójkowych czasów. Wtedy każdy, kto miał związek z PR III., wydawał się jakiś lepszy, sympatyczniejszy, rozsądniejszy. Lisa pamiętam jako energicznego redaktora, który porzuca ciepłą państwową posadkę i idzie w media prywatne, aby robić tam prawdziwą, ‘zachodnią’ telewizję. Prywatna telewizja w Polsce lat ’90-tych XX w. to była żenada i popelina. Lis, mocno już zamerykanizowany, wydawał się właściwym człowiekiem do przeprowadzenia rewolucji. Pamiętam doskonale ton jego komentarzy: był to raczej lekki przechył na prawo. Na pewno nie na lewo. Jego ówczesne wpadki („skąd ci biedni ludzie mają, kurwa, to zrozumieć ?”), jakoś mnie od niego nie odstręczały. Widać trzeba silnej ręki w tym ‘kraju jakoś to będzie’, żeby coś zrobić z sensem.
I nagle Palikot, facet wypijający małpki na ulicy, potrząsający sztucznym penisem, łażący po studiach ze świńskim łbem pod pachą - nagle on staje się idolem takich ludzi jak Lis i Olejnik. Można odnieść wrażenie, że posiada (zwłaszcza u Olejnik) jakąś subskrypcję na występy. Lepper nazywał Kwaśniewskiego „największym nierobem w Polsce”, do telewizora był zapraszany głównie po to, aby państwo redaktorzy mogli nim pogardzić. Palikot publicznie zarzucał Kaczyńskiemu alkoholizm (również pośmiertnie), redaktorstwo zapraszało go wówczas, aby się z nim pozgadzać.
Przemiana duchowa obydwu państwa redaktorów przebiegła równocześnie z przemianami bardziej zewnętrznymi. Olejnik z dość przeciętnej pani (ale w typie uwielbianym przez cały świat: długowłosa blond), stała się divą z odbarwionymi włosami, botoxem i starannie dobraną szatą. But Moniki Olejnik na ekranie znaczy więcej niż jej słowa, czy zaproszony gość. Lis porzucił żonę; nigdy nie brakowało mu buty i arogancji, ale kompletnie utracił luz: już nie potrafi być sympatyczny. Częściej bywa gejzerem wściekłości, jak w przedwyborczej rozmowie z Jarosławem Kaczyńskim.
Oboje stali się celebrytami: są najważniejsi w prowadzonych przez siebie programach; goście to tylko tło, pretekst. Nieraz obserwowałem ‘rozmowy’ / ‘wywiady’, w których mówili wielokrotnie więcej niż wywiadowany.
Dlaczego oboje są tacy ważni ? Kiedy piszę, że tzw. ‘normalny człowiek’ już nazajutrz nie pamięta, co było wczoraj, nie ma w tym cienia pogardy. ‘Normalny człowiek’ ma za dużo na głowie, by politykę śledzić, analizować. Czasem przejrzy gazetę, ale jego stan świadomości urabiają sekundowe migawki, urwane zdania i sentencje zadufanych w sobie gwiazd ekranu. Od wykładni są dziennikarze, to ich robota. Problem zaczyna się, kiedy ci ostatni stają się właśnie gwiazdami ekranu: zmiana statusu wpływa na przekaz. Już nie ma informacji, jest propaganda. Pijar.
Palikot to człowiek z planem. Od wielu lat realizuje ten plan, a jego głównym i chyba jedynym celem jest dopieszczenie własnego ego. Traf chciał, że padło na politykę. „Ozon” i prawicowy sztafaż zaprowadziły Palikota donikąd. Dołączył zatem do partii rządzącej. Ruch logiczny. Został posłem, ale to nie wystarczyło. Zaczął stawać na głowie, byle tylko przestać być anonimowy: dawał się fotografować w koszulce z napisem „jestem gejem” i „jestem z SLD” (będąc w Platformie); wystąpił przed kamerami z penisem w dłoni (nie swoim). Jednak nawet wiceszefostwo partii mu nie wystarczało. Chciał więcej. Sięgnął po ludyczne sposoby i to go wyniosło na świecznik: media go pokochały. Facet powinien Kaczyńskim wznieść pomnik. Bez nich, nie miałby szans znaleźć się na Olimpie w takim tempie. Od zera do bohatera.
Ważne, że pokonał ową drogę, nie proponując kompletnie nic. Nie mając żadnej oferty. Jedynym instrumentem Palikota był ludyczny show. W demokracji to wystarcza. Nie da się nie zauważyć, że jedyna namacalna, konkretna działalność Palikota (sejmowa komisja „przyjazne państwo”) skończyła się klapą absolutną. Ale Palikot nie był postrzegany jako nieudacznik. Przeciwnie: rósł w siłę.
Kiedy jesienią posmoleńską ogłosił swe odejście z PO, zakładałem, że oszalał. Kiedy zrozumiałem, na czym polega jego polityczny pomysł, byłem przekonany, że przegra.
Myliłem się: Palikot złapał wiatr w żagle. Jego politycznym pomysłem jest ‘event’, rozróba. Materia ma znaczenie drugorzędne. OK, uderzenie w Kościół, epatowanie homofilią, to jest konkretny kierunek, ale ja nie mam wątpliwości, że to nadal wyłącznie narzędzie, które podlega wymianie. Jutro Palikot może wymyślić ruch na rzecz wyjścia z UE. Dlaczego nie ? Bo Palikot nauczył się, że materia znaczenia nie ma, znaczenie ma bycie w TVN, tu jest gwarancja sukcesu. Szeregowy wyborca nie pamięta, co było wczoraj. Wczoraj go nie obchodzi.
Pytanie: tylko po co ? Powtarzam, jedynym celem Palikota jest pieszczenie własnego ego. Choćby po trupach. Koszty się nie liczą. Przecież nie on płaci. Dlatego nie można liczyć na to, że bycie w parlamencie, chociażby w europarlamencie, zaspokoi ambicje Palikota. Nic ich nie zaspokoi. Paweł Jasienica opisując imperium ottomańskie, stwierdził, że jest ono jak ten koń o zbyt krótkim przewodzie pokarmowym: musi ciągle żreć, by żyć. No właśnie.
Palikot będzie celował w fotel premiera, w fotel prezydenta. I wcale nie jest powiedziane, że bez powodzenia. Tyle razy myliłem się, co do jego szans, wolę nie powtarzać błędu. Czasy Tuska będziemy wówczas wspominać z rozrzewniemiem jako okres umiarkowanej i rozsądnej władzy. A Palikot zapewne zechce zostać papieżem, noblistą, Aleksandrem Wielkim. Jak powiedział Wałęsa: „a potem bede krulem” (made in Sawka).
Mariusz Korejwo
Skomentuj
Komentuj jako gość