„Osoby, które pracowały w organach bezpieczeństwa PRL lub z nimi współpracowały, nie będą mogły być rektorami, dziekanami czy kierownikami katedr na uczelniach. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego przygotowało projekt dezubekizacyjny w szkolnictwie wyższym” - informuje portal TVP Info.
Projekt ustawy Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego zakłada całościową dezubekizację w szkolnictwie wyższym. Według projektu naukowcy pracujący dla służb bezpieczeństwa PRL albo z nimi współpracujący nie będą mogły być rektorami, prorektorami, dziekanami, prodziekanami ani kierownikami katedr. Do tej pory osoby pełniące funkcje publiczne w szkolnictwie wyższym miały obowiązek składania oświadczeń lustracyjnych. Jeżeli przyznały się do współpracy z komunistycznym aparatem represji, nadal mogły pełnić swoje funkcje.
Trudno nie przyklasnąć temu projektowi. Lata temu, gdy byłem stałym publicystą lokalnego olsztyńskiego pisma „Debata” zajmowałem się lustracją. Wraz z historykiem IPN dr Pawłem Warotem prowadziłem w radio audycje „Z archiwum IPN”, gdzie ujawnialiśmy przeszłość konfidentów SB. Również tych z Uniwersytetu Warmińsko Mazurskiego. Jestem również współautorem głośnego artykułu „TW Kamil i doktora dla kardynała” z Gazety Polskiej, gdzie razem z Grzegorzem Wierzchołowskim opisaliśmy skandal związany z przeszłością ks. prof. Cypriana Rogowskiego, uznanego potem przez sąd za kłamcę lustracyjnego.
Przypadek tego duchownego idealnie pokazuje istotę zmiany proponowanej przez Zjednoczoną Prawicę. Antybohater naszego tekstu mimo uznania przez sąd za kłamcę lustracyjnego wciąż funkcjonuje na uczelni. Tym razem w Katedrze Turystyki, Rekreacji i Ekologii. Powrót duchownego do pracy związany był z prawomocną decyzją Sądu Okręgowego w Olsztynie. W 2011 roku nakazał Uniwersytetowi Warmińsko-Mazurskiemu przywrócenie go na stanowisko wykładowcy.
Sąd motywował wówczas swoją decyzję tym, że duchowny nie został skazany w procesie karnym, tylko lustracyjnym. Na mocy nowych przepisów takie osoby będą musiały się z uczelnią pożegnać.
Kilka lat po sprawie TW Kamila rozmawiałem z jednym z duchownych pracujących na wydziale teologii UWM. Dla porządku dodam, że jestem absolwentem tego wydziału, a ks. prof. Rogowski był recenzentem mojej pracy magisterskiej i bardzo lubianym przeze mnie duchownym. Mój rozmówca powiedział, że studenci nie dbają o to, że ich wykładowca był tajnym współpracownikiem departamentów I (wywiad) i IV ( kościelny) SB. Powszechna opinia o jego sprawie była kwitowana przez studentów takimi słowami: „ to ten co coś tam miał w przeszłości z tymi komunistami”. Oczywiście nie generalizuje stanowiska studentów w sprawie kompromitującej przeszłości naukowca.
Gdy jednak usłyszałem te słowa, naprawdę miałem ciarki na plecach. „Czyli tyle jest warta walka o prawdę? Tyle jest warta walkę z relatywizmem moralnym?” - wówczas sobie pomyślałem. Skąd taka reakcja? Może z faktu, że współpraca ze Służbą Bezpieczeństwa nie została w wolnej Polsce odpowiednio potępiona?
Znając pracę moich kolegów z IPN widziałem rozmiar problemu braku lustracji na wyższych uczelniach. W jednym z pierwszych tekstów w miesięczniku „Debata” ujawniono kilkadziesiąt pseudonimów TW z tylko jednego uniwersytetu. Przez dekadę opisywano szczegółowo ich przypadki. Wciąż nie ujawniono wszystkich. Przypadek TW Kamila pokazuje, że nawet ujawnienie haniebnej przeszłości naukowca, nie odsuwa go od pracy z młodzieżą.
Czy teraz to się zmieni? Bardzo na to liczę.
Łukasz Adamski https://wpolityce.pl/polityka/377692-systemowa-dezubekizacja-wyzszych-uczelni-nareszcie-tacy-ludzie-nie-moga-wychowac-studentow
Krytyk filmowy tygodnika Sieci. Publicysta portalu wPolityce.pl. Publikował m.in. w „Uważam Rze”, „Ozonie”, „Gazecie Polskiej”, „Polska The Times”, „Frondzie”, "Catholic News Agency" Autor książek „Wojna światów w popkulturze” i „Bóg w Hollywood”. W Polskim Radio Olsztyn prowadzi autorską audycję "Okno na kulturę". Laureat Złotej Ryby im. Macieja Rybińskiego dla młodych felietonistów. Obserwuj na Twitterze: @adamskilukasz1
Łukasz Adamski
Systemowa dezubekizacja wyższych uczelni? Nareszcie! Tacy ludzie nie mogą wychować studentów
- Szczegóły
- Łukasz Adamski
Komentarze (12)
-
Gość - gość
Odnośnik bezpośredniTa ustawa jest farsą. Ci ludzie powinni zniknąć z uczelni, gdyż nadal będą rządzić. Oni już przygotowali swoich następców, którymi będą stertować z bocznego fotela, często są to członkowie ich rodzin.
0 Lubię -
Gość - xxxx
Odnośnik bezpośredniLubię posłuchać lub popatrzeć z boku na emocje ludzi którymi te emocje targają. Ja osobiście doświadczyłem na własnej skórze skutków działania takiego TW. W efekcie starań tego obrzydliwego człowieka zostałem skreślony w OSTATNIM etapie konkursu na stypendium Fulbrighta dzięki wysłanej przez niego iskrówce do Komisji Centralnej z żądaniem bezwzględnego „zablokowania” mojej kandydatury. W dokumentach które w domu posiadam (odtajniona teczka pokrzywdzonego) widnieje słowo „zablokować”. Nikt z Komisji nie będzie kładł głowy za jakiegoś młodego naukowca którego nigdy na oczy nie widział. Takie postawy były dla mnie zrozumiałe chociaż osobiście ich nie akceptowałem bowiem zawsze nie znosiłem ludzi „powierzchownych”. Oczywiście w latach 80-tych kiedy na Uczelni nie było ani jednego czasopisma naukowego z tzw. Zachodu (podobnie było z innymi publikacjami) takie stypendium (roczne) otwierało prawdziwe drzwi do kopalni wiedzy i stad możliwe było osiągniecie poziomu badan habilitacyjnych na kilka długości do przodu. Pisze o tym jedynie dlatego, że byli TW z dużym przekonaniem mówią nam, „faktycznie uległem namowom (za połowę ówczesnej pensji jako świadczenia dodatkowego oraz „ochronę” w obronie własnych prac naukowych), ale nikt przeze mnie nie stracił życia a nawet nie trafił do więzienia. Niby prawdziwe.
Dlaczego opinie autora określam emocjami? Otóż sięgnijmy do rozumu. Na uczelniach (państwowych) stanowiska funkcyjne wygasają z automatu po przekroczeniu 70 toku życia (kierownictwo Katedr, Zakładów Naukowych, funkcje dziekanów, rektorów) Następuje przymusowe oderwanie od ulubionego koryta. W tym roku ta rzeź spotka urodzonych w 1948 roku. Urodzeni w latach 1945-50 osiągali znaczące pozycje (wówczas jako doktorzy) 30 lat później czyli w latach 80-tych i wtedy szkodzili najbardziej. Urodzeni po 1960 roku „wchodzili” do systemu jako doktorzy (jest to najbardziej twórcza i ambitna grupa naukowa) w latach 90-tych, a więc gdy SB już nie było lub jej członkowie szukali w dużym przerażeniu „nowego miejsca” dla siebie. Zatem nie odkrywając niczego nowego posłużymy się sloganem „musztarda po obiedzie”. Gowin tego nie wie, a raczej udaje że uczelnie przyjęły jego rozwiązania „ze spokojem” dzięki właściwie prowadzonemu dialogowi”. Dobre sobie.
Chyba było to z 10-12 lat temu (można wygooglować) gdy dobra ustawa deubekizacyjna została uchwalona (PO dla niepoznaki zagłosowała za jej uchwaleniem). Prorektorzy zebrali od każdego pracownika naukowego oświadczenie o współpracy lub jej braku z organami bezpieczeństwa państwa, liczni przedstawiciele „nauki” już od początki grudnia udali się na „zwolnienia lekarskie” z których zamierzali wprost czmychnąć na emeryturki (po 1 stycznia), a młodsi na renty inwalidzkie. I co się stało? TRYBUNAŁ KONSTYTUCYJNY orzekł iż ustawa nie spełnia wymogów konstytucji i prorektorzy d.s. Kadr MUSIELI nieotwarte oświadczenia zwrócić ich wystawcom. Meisterstick w białych rękawiczkach. I PO wyszło z twarzą „walczących o sprawiedliwość” z Gowinem w jej szeregach i TW mieli spokój i swobodę. Nie zostali pozostawieni samym sobie. Reasumując dzisiaj 70 latków spotykamy jedynie na stanowiskach w uczelniach „Pana Stacha” czyli niepublicznych w których będą funkcjonowali tak długo jak długo Bozia da im siłę trzymać w ręku kredę i mocz w kroczu. Zatem proponuje emocję odłożyć na rzecz naprawdę ładnego mroźnego poranka i udać się do ogrodu z sekatorem w dłoni, co po dopiciu smacznej kawy niebawem uczynię. Pozdrawiam0 Lubię -
Tamta ustawa nie obejmowała byłych pracowników SB i innych służb. Dobrym zwyczajem na necie jest zwięzłość wypowiedzi.
0 Lubię -
Ustawa o której wspomniałem dotyczyła TW, KO i OZI. Nigdy żadna ustawa nie obejmowała pracowników etatowych SB. Nie należy mylić procesu weryfikacji w służbach w okresie lat 90-tych z dezubekizacją szkolnictwa wyższego ani z żadną inną.
0 Lubię -
Ten ponownie sam o sobie pisze. Wybory się zbliżają?
0 Lubię -
Gość - dawno powinni porządek zrobić
Odnośnik bezpośredniNajwyższy czas na sprawiedliwość dziejową także w takim komuszym mieście jak Olsztyn. Najwyższy czas uciąć kariery tym, którzy ucinali innych, bo byli lepsi, mądrzejści, bardziej polscy, bardziej solidarnościowi, bardziej patriotyczni. Najwyższy czas. Brawo PIS!!!
0 Lubię -
Gość - KMP
Odnośnik bezpośredniUstawa mocno spóźnina. jest dla niej zielone światło ponieważ wszystcy wiedzą, że szkody żadnemu jawnemu i tajnemu TW nie wyrządzi. Większość i tak została już wyeliminowana przez biologię. jednakże większość z TW przez niemal 30 lat miała stanowiska kierownicze i profesorskie. I oczywiście olbrzymi wpływ na kształtowanie następnych pokoleń. Teraz do władzy i tytułow dochodzi to pokolenie wychowane przez Ti tym podobnym. Podobnie jak oni, mają dostęp do "stołków" poprzez układy, ale ten dostęp został zwerfikowany przez zagraniczne stypendia, o które im było łatwiej niż innym, pozytywne recenzje nie zawsze najlepszych prac. Tym samym mamy kopie TW, ale bez skazy współpracy. Jednocześnie Ci, którzy chcieli działać i mieli ku temu intelektualne możliwości, ale mieli też kręgosłup juz dawno zostali wyrzucenie przz system. Ustawa teraz to :kwiatek do kożucha", po to by legitimizować obecnych wiernych i miernych, nieskażonych wychowanków TW!
0 Lubię -
Gość - xxxx
Odnośnik bezpośredniW procedurach „ścigania” TW, KO, OZI itp. Zastosowano wiele myków o których przeciętny Polak nie ma bladego pojęcia. I tak np. wielu na których donosili TW migło uzyskac (i uzyskało) status pokrzywdzonego a zatem wgląd (i prawo do skopiowania) swoich teczek razem z donosami. W teczkach imiennie pokazani są jedynie etatowi funkcjonariusze SB (lub innych służb). TW ZAWSZE kryją się za pseudonimami. Pokrzywdzonemu przysługuje wystąpienie do IPN o odtajnienie pseudonimów TW. I co im IPN odpisuje? Ano tyle że nie jest możliwym jednoznaczne zdefiniowane danych osobowych TW o których odtajnienie obywatel wnosi. Taka odpowiedź jest przysyłana w 99,99% przypadków. Pokrzywdzony może wnieść skargę na oddział IPN do Centrali IPN w Warszawie. I co otrzymuje? Metodą „kopiuj wklej” ten sam tekst odpowiedzi. Może jeszcze ostatni manewr zrobić podając sprawę do Sądu w XVI Wydziale w Warszawie z przymusem adwokackim, tzn. pozew musi napisać uprawniony adwokat i musi być na rozprawie, oczywiście na koszt pokrzywdzonego. Ja ten etap osobiście odpuściłem, bowiem oceniałem swoje szanse w wymiarze 0,001% na wygraną. Jeśli nie mam odtajnienia „na piśmie” z oryginalnymi pieczęciami IPN MUSZĘ trzymać język za (swoimi) zębami, ponieważ jeśli tylko pisknę, odpowiem za „szarganie dobrego imienia TW” przegraną w sądzie mam na 100,00%. Koniec . Kropka.
Jeśli TW stara się o stanowisko gdzie rozpisano „konkurs” lub zapragnął być radnym to musi złożyć oświadczenie lustracyjne, a nie chce się ujawnić bo to np. stanowisko w sektorze publicznym. Jaki myk zastosuje? Ano złoży w kancelarii tajnej UW (jedyne miejsce do złożenia oświadczenia) a nie na ręce komisji, oświadczenie że (zgodnie z prawdą) był TW. I co? Ano weźmie z kancelarii tajnej zaświadczenie że taki to a taki obywatel JUŻ złożył oświadczenie lustracyjne w kancelarii. Oświadczenie składa się TYLKO RAZ W ŻYCIU. Koniec. Kropka. Na „konkursie’ nikt nie ma prawa go zapytać „był TW czy nie był”. Odpowiedzią jest złożone oświadczenie a na zaświadczeniu nie jest napisane „tak czy nie”. Załatwione?
TW nie może być karany za to że był TW. W procesach lustracyjnych sądzi się jedynie za kłamstwo lustracyjne a więc najczęściej za zatajenie współpracy (trudno wymagać aby ktoś kto nie był, kłamał że był TW). Kłamstwa są częste bowiem wynikają z chęci ukrycia i niewiedzy że można sprawę skroić. I każdy twierdzi, że oczywiście nie był, że to zemsta, że pomówienia albo to że SB-ek chciał sobie normy zawyżyć i ewentualna premię za wyniki zagarnąć. Problem w tym że SB-ek wiedział że jego raporty i zawarte w nich informacje są weryfikowane po to aby „informator” nie blefował i na swoją gażę naprawdę zapracował. A nasi Rodacy się podniecają, jak dzieci torebką landrynek.0 Lubię -
Gość - Prusanonim
Odnośnik bezpośredniZacznę od niemerytorycznego stwierdzenia: Intelektualnie to obrzydliwa postać nawiązująca do najgorszych czasów komuny. Młodzież z awansu, lata 45-54, kiedy ideologia i chciejstwo dostały pierwszeństwo. Tam jednak, jak się czyta, wszystkim kierowała partia – teraz partia tylko wiąże te ideologiczne „samorodki” wokół mediów, lub wokół władzy. Po prostu, daje dobrze płatne imprimatur na promowanie głupot. „Duma i nowoczesność” jak również szykowane prawicowe bojówki też takie imprimatur otrzymały. Cóż, historia regularnie doświadcza nas głupotą naszych i niekoniecznie naszych grup wpływu.
Za twierdzenie absolutnie pochodzące z czasów komuny uważam cytat, że „tacy ludzie nie mogą wychować studentów”. Co to przedszkole robicie z uczelni? Zadbajcie raczej o poziom przygotowania kadr, poziom badań naukowych i poziom dydaktyki. Z tego rozliczajcie pracowników uczelni. Tu jednak trzeba się wysilić, bo wymaga to wspólnych dla „stanu”, takich samych kryteriów. Trzeba je wysiłkiem ekspertów obmyślić i zastosować. Przecież wzory są w uczelniach zachodnich, gdzie pracują lewacy, lewicowcy, centryści, prawicowcy, prawacy i ci, którzy z tym podziałem nie mają nic wspólnego. Pracują członkowie różnych partii i nikt nie patrzy na parytety, nie myśląc nawet o zatrudnianiu „swoich”. Dlaczego? Bo ci ludzie zajmują się badaniami naukowymi, a ci co się nadają (są autorytetami, mają szczególny talent) tworzą studentom okazję do zapoznania się z aktualnym stanem wiedzy i metodami osobistego jej wzbogacania. Nikt tu sobie dupy nie zawraca „wychowaniem studenta”. Tu student musi tworzyć sam siebie w oparciu o koncepcję na własną przyszłość. Uczelnia stwarza tylko możliwość dając mu fundament wiedzy i do wyboru wiele przedmiotów (widziałem wykłady z heglizmu, marksizmu, leninizmu, ale także z neotomizmu, i inne. To jeśli chodzi o filozofię) jak również okazję do działania wielu stowarzyszeń formalnych i nieformalnych – ideowych, światopoglądowych, artystycznych czy czysto naukowych. Mój Brat, na uczelni technicznej, chodzi na wykłady, między innymi z buddyzmu i miesiąc wakacji spędzi w klasztorze w Indiach, ale wcale nie zamierza być buddystą. Po prostu, ma nadzieję, że to otworzy mu nowe humanistyczne spojrzenie. Studenci, zrzeszeni w tych organizacjach mają takie same prawa, jak inni, być przypisanymi do badań naukowych, jeśli tylko te nie są zlecone przez instytucje zastrzegające tajemnicę.
Dziś zostałem zaproszony przez jednego z profesorów na wspólne zjedzenie lunchu (pod jego wpływem zjadłem wegański posiłek). Całą przerwę poświęciliśmy dyskusji na temat życia uczelni. Sprzedałem mu ten polski pomysł na lustrację polskich uczelni. Uśmiał się serdecznie i stwierdził, że polskie władze nie wiedzą, czego chcą od uczelni i dlatego niemożliwy jest ich rozwój, bo same uczelnie mogą nie wejść na właściwe tory. Uznał, że słabe uczelnie muszą rozpocząć swój marsz od „założyciela”. Profesor przyznał mi się, że jest zwolennikiem pani Le Pen, ale że to nie ma żadnego wpływu na jego pracę i poglądy w sprawie nauki, dobór kadry i kształcenie studentów. Jedyny moment, gdzie to się ujawnia to zainteresowanie lekturą i urną wyborczą. Zdziwił się bardzo czymś takim jak „wychowaniem studenta”. Stwierdził, że stara się być przyzwoitym człowiekiem we wszystkim, co robi, ale student zarówno na wykładach, jak i w laboratorium może się przyglądać, zbierać materiał, ale swoją przyzwoitość musi zaplanować sobie sam, w oparciu o wiele wzorców i pod swoją przyszłość osobistą i zawodową. Na uczelni najważniejszy jest proces zdobywania wiedzy i samodzielne dochodzenie do prawdy (rozumienie sensu badania naukowego) i twórcze myślenie. Wreszcie rozumienie specyfiki dziedziny i innowacyjne myślenie. Profesor stwierdził też, że pewne zachowania są niemożliwe w jego otoczeniu i wymienił mi je. „Historia każdej uczelni jest pisana błędami wszystkich instytucji tego typu”. Tu niczego nie zamiata się pod dywan. Na uczelniach zachodnich też zdarzają się aresztowania, przy czym delikwentów „pobiera” się z domu a wyrok jest równoznaczny z zawiadomieniem o sprawie uczelni. Nie będę przytaczał tych błędów, bo ktoś powie, że złośliwie przyglądam się olsztyńskim uczelniom. Wstyd musi się budzić wewnętrznie a nie pochodzić z zewnątrz.0 Lubię
Skomentuj
Komentuj jako gość