Można wyśmiać nazwę nowego ugrupowania Jarosława Gowina i sprowadzić jej powstanie do mniej lub bardziej trafnych dowcipów o nowym Porozumieniu Centrum czy Porozumieniu z Prezesem (PzP). Można pakować nieśmiertelną dla korwinowskich kuców narrację o przebiegłych socjalistach przebranych za wolnorynkowców. Można w końcu skwitować powstanie ugrupowania Gowina wzruszeniem ramion i lekceważąco rzec, że nic się nie zmieniło na scenie politycznej.
Czas pokaże czy zmiana nastąpiła. Niejedna głośna inicjatywa polityczna kończyła się szybciej, niż startowała. Mimo wielkiego wsparcia mediów oraz autorytetów szerokie polityczne porozumienia kończyły na marginesie. Porozumienie startuje z innej pozycji. Budowane przez wicepremiera polskiego rządu, który nie tylko nie robi żadnej frondy z obecnego środowiska, to jeszcze ma błogosławieństwo lidera Zjednoczonej Prawicy. Mamy więc do czynienia z sytuacją inną niż zwykle.
Ruch Gowina wynika oczywiście z potrzeby zabezpieczenia swojej pozycji w obozie tzw. „dobrej zmiany”. Nie ma przecież minister tylu szabel w Sejmie, by być nietykalnym języczkiem u wagi. Kaczyński jest w stanie, choć byłoby to zadanie trudne, zbudować większość bez udziału posłów Gowina. Niemniej jednak wygląda na to, że Gowin ma szerszy polityczny plan. Nie jest on wcale skazany na niepowodzenie. Szczególnie, że wicepremier rządu Beaty Szydło do współpracy zaprosił samorządowców i prezydentów kilku miast. Wyciągnął też rękę do takich postaci jak poseł Zbigniew Gryglas z Nowoczesnej i może być atrakcyjny dla konserwatywnych niedobitków z szukającej tożsamości PO.
Nazwa Porozumienie koresponduje z nazwą Polska Razem. Obie podkreślają wizerunek rozsądnego i umiarkowanego polityka, na jakiego w zasadzie od początku swojej kariery Gowin pozuje. Jest to sensowna strategia w czasach, gdy histeria polityczna prowadzi Polaków do aktów samospaleń, a język debaty politycznej przechodzi wszelkie granicę szaleństwa. W pewnym momencie Polacy będą szukać politycznego spokoju i równowagi. Polityczna konsekwencja może więc przynieść wymierne efekty. W moim przekonaniu mitem jest polska anarchia i uwielbienie do kłótni. Niech za dowód posłuży wieloletni sukces centrowych i pozbawionych silnej tożsamości polityków jak Aleksander Kwaśniewski i Donald Tusk. Przy ciągle rosnącej temperaturze na scenie politycznej spokojny Jarosław Gowin może tę lukę wypełnić.
Istotne jest to, że nie mamy do czynienia z infantylną płycizną hasła „zgoda buduje”. Jarosław Gowin podkreśla, że jego inicjatywa ma być porozumieniem opartym na budowaniu więzi opartej na chrześcijańskiej etyce społecznej.
Z radością witam w naszym gronie przedstawicieli środowisk wolnościowych. Jesteście potrzebni nie na marginesach polityki, ale w samym jej centrum. Warunkiem i podstawą wszelkiej wolności jest wolność gospodarcza. Prywatna własność jako gwarancja bezpieczeństwa rodzin. Sprawiedliwe, możliwie niewysokie podatki. Wolność od arbitralnych ingerencji biurokracji. Jasne, przejrzyste, stabilne prawo. Sprawne sądy. Oparta na równych szansach konkurencja.
-mówił na kongresie nowego ugrupowania Gowin. To dla mnie, niezmiennego w poglądach libertarianina jest najważniejszą częścią jego wystąpienia. Spokojnie, wyrosłem już z korwinizmu. Jestem świadom, że żadnej rewolucji wolnorynkowej w Polsce nie będzie. Nie dlatego, że istnieje jakiś spisek przeciwko wolnościowcom. Polacy to typowi Europejczycy. Obca im jest amerykańska mentalność oparta na nieufności wobec centralnego rządu i umocowana w wypielęgnowanym przez setki lat obywatelskim społeczeństwie. Polacy lubią „państwo niańkę”, tak samo jak Włosi, Hiszpanie czy Niemcy.
Niemniej jednak potrzeba jest siły politycznej, która będzie korygowała zbyt etatystyczne zapędy władzy. Do tego ludzie Gowina nadają się idealnie. Jeżeli oczywiście będą mieli niezłomnego ducha by pilnować, tego co obiecali. To już bardzo dużo. W czasie doskonałej koniunktury gospodarczej i kilku sensownych zmian z planu Mateusza Morawieckiego, wolnorynkowa korekta może być tym, co naprawdę zmieni Polskę.
Dlatego przyklaskuje inicjatywie Jarosława Gowina, w której pokładam spore nadzieję. Jednocześnie mam świadomość konfliktowości ruchów wolnorynkowych, które w swoim sekciarstwie bywają o wiele gorsi niż daleki przecież od pragmatyzmu mainstream polskiej prawicy. Nadzieja na prawdziwą zmianę umiera jednak ostatnia.
Łukasz Adamski https://wpoAlityce.pl/polityka/365550-oby-bylo-to-porozumienie-wolnosciowcow-ktorych-nie-rozbije-ani-sekciarstwo-ani-wyrzeczenie-sie-tozsamosci?strona=1
Krytyk filmowy tygodnika Sieci. Publicysta portalu wPolityce.pl. Publikował m.in. w „Uważam Rze”, „Ozonie”, „Gazecie Polskiej”, „Polska The Times”, „Frondzie”, "Catholic News Agency" Autor książek „Wojna światów w popkulturze” i „Bóg w Hollywood”. W Polskim Radio Olsztyn prowadzi autorską audycję "Okno na kulturę". Laureat Złotej Ryby im. Macieja Rybińskiego dla młodych felietonistów. Obserwuj na Twitterze: @adamskilukasz1
Skomentuj
Komentuj jako gość