Media ujawniły skandaliczny przykład inwigilacji dziennikarzy. ABW podsłuchiwała prywatne rozmowy Bogdana Rymanowskiego i Cezarego Gmyza , którzy w dramatycznych okolicznościach starali się odwieźć od samobójstwa Wojciecha Sumlińskiego, zaszczutego przez służby specjalne, dziennikarza śledczego. Oczywiście maintramowe media zajęły się tematem i nawet na bieżąco informują o rozwoju wypadków.
Jestem jednak przekonany, że gdyby taki skandal zdarzył się za rządów Jarosława Kaczyńskiego, media 24 godziny na dobę wałkowałyby temat robiąc z niego główny news dnia. Politolodzy i publicyści Gazety Wyborczej, Polityki czy Newsweeka darliby szaty jak ich koledzy są gnojeni przez faszyzujących polityków Pis. Na okładkach poczytnych tygodników pojawiłby się apel do Tuska by obalił w końcu tych łamiących standardy oszołomów z prawicy.
Dziennikarze zamykaliby się w klatkach, robiąc happeningi pod sejmem. Jednak u władzy jest Donald „supertajny luzak” Tusk. A jego tykać jakoś tak się nie godzi. Oczywiście, że dziennikarze coś tam pogmerają o działaniach ABW, ale czy uderzają w ekipę rządzącą? Zadaje takie pytanie, bowiem ostatnie tygodnie pokazały, że media nadal darzą ekipę Tuska szczególną sympatią.
Gazeta Wyborcza cały czas przekonuje, że trudno nazywać działania ekipy Tuska związane ze sprzedażą stoczni gdańskiej Katarczykom aferą. Ba, Jacek Żakowski nazwał Rzeczpospolitą i Wprost, które opublikowały materiały CBA na ten temat, słupami ogłoszeniowymi służb specjalnych. Przypomnijmy ,że ten sam Żakowski popełnił niegdyś tekst: „ Zanim aresztują Tuska” , w którym snuł apokaliptyczną wizję Polski Kaczorów. Warto też przypomnieć sobie jak Żakowski komentował wypowiedzi nagranych ukrytą kamerą polityków Pis-u, którzy negocjowali z Renatą Beger jej odejście z Samoobrony. Tam to dopiero była zbrodnicza afera! Dziennikarze robili szopkę, piszac, że to afera wieksza niż ta z Michnikiem i Rywinem. Oczywiście zakochani z rozsądku ( trudno wierzyć, że „salon” nie opuści Donalda, gdy na świeczniku pojawi się ktoś w stylu autorytetów moralnych z Unii Wolności) Tusku żurnaliści nie widzą również nic niestosownego w odwołaniu przez swoje słoneczko Peru szefa CBA, tuż po zdemaskowaniu przez Kamińskiego kulis pracy nad ustawą o grach hazardowych.
Członkowie PO są przyzwyczajeni do pobłażliwego traktowania ich przez nasze gwiazdy żurnalistyki. Widać to było w programie „Teraz my”, gdy prowadzący przycisnęli Janusza Palikota, ignorując jego wygłupy mające odwrócić uwagę od afery hazardowej. Palikot był wyraźnie zmieszany i przydeptany do gleby pytaniami o zachowanie zamieszanych a aferę polityków PO. Nagle okazało się, że proste pytanie zadane przez dziennikarza kompletnie rozbija Paris Hilton ekipy Tuska. Księżniczka Palikot była po prostu naga.
Czy gdyby dziennikarze traktowali polityków PO tak jak traktowali polityków Pis-u to Tusk pilnowałby lepiej swoich współpracowników? To pytanie retoryczne rzecz jasna. Donald Tusk jest bezpośrednio odpowiedzialny za działania ABW, bowiem był ostrzegany o niejasnej przeszłości szefa tych służb Krzysztofa Bondaryka. Mimo doniesień medialnych o szemranych powiązaniach tego człowieka, premier zapewniał, że Bondarykowi ufa. Niestety ostatnie działania ekipy Tuska karzą nam niepewnie patrzeć w przyszłość. W parze z odwołaniem Kamińskiego z funkcji szefa CBA uchwalono ustawę o NIK, która pozwala sejmowi odwołać szefa NIK-u jeśli ten będzie niewygodny. Na mocy nowej ustawy o prokuratorze generalnym można będzie go odwołać powołując się na mglisty powód sprzeniewierzenia się swoim obowiązkom. Jednak to Pis według naszych żurnalistów wprowadzał dyktaturę.
Łukasz Adamski ( redaktor naczelny)
Skomentuj
Komentuj jako gość