Lider Platformy Obywatelskiej wciąż twardo odrzuca możliwość kompromisu z obozem rządzącym w sprawie opuszczenia sali plenarnej, mimo pozytywnego wydźwięku wczorajszych rozmów rządzących z liderami PSL, .N i Kukiz 15.
Konflikt trzeba zakończyć tam, gdzie on powstał. Jeżeli ten konflikt urodził się i trwa w Sejmie, to trzeba go tam zakończyć, a nie przesuwać go do Senatu, bo marszałek Kuchciński sobie nie radzi - powiedział w rmf.fm Grzegorz Schetyna. Skąd ta twardość Schetyny? Czy czuje presje ze strony coraz wyraźniej rzucających mu wyzwanie młodych posłów PO budujących swoją pozycję na radykalizmie? Czy Grzegorz Schetyna pogubił się i nie wie jak wyjść z patowej sytuacji? Można było tak przypuszczać na początku konfliktu. Schetyna nie był entuzjastą protestu, który szybko przerodził się z kabaret ze śpiewającą posłanką Muchą i grzebiącym w cudzych rzeczach Nitrasem w głównych rolach. Dziś jednak jest inny istotny powód, który pozwala zracjonalizować działania Schetyny.
Nie jest tajemnicą, że lider PO jest mistrzem intryg i zakulisowych gier. Dzięki nim zbudował przecież wraz z Donaldem Tuskiem potęgę Platformy, która runęła pod przywództwem „genialnych” polityków jak Ewa Kopacz i Bronisław Komorowski. Schetyna jest zbyt wytrawnym politycznym graczem by nie zdawać sobie sprawy z fatalnego wizerunku opozycji, której działania są zresztą siłą napędową wysokich sondaży PiS. Możliwe, że to on byłby pierwszym, który pokazałby racjonalną twarz dogadując się z PiS w sprawie kryzysu ciągnącego się od grudnia. Nie raz przecież lider PO kreował się na polityka gotowego do kompromisów.
Sytuacja zmieniła się jednak po nieoczekiwanej kompromitującej maderskiej love story Ryszarda Petru i, najwidoczniej od dawna przygotowywanej, armatniej salwie wymierzonej w lidera KOD Mateusza Kijowskiego. W ciągu zaledwie kilku pierwszych dni 2017 roku dwaj liderzy opozycji, mający w założeniu dokonać nowego otwarcia w wojnie z PiS, w spektakularny sposób obnażyli swoją słabość. Ryszard Petru miał przecież być nowym Donaldem Tuskiem. Teflonowym złotym chłopcem polskiej polityki. Szybko jednak dowiódł, dlaczego nadawał się wyłącznie na aparatczyka trzeciego rządu Unii Wolności. Kijowski był nietrafionym wyborem od początku, o czym pisałem kilka dni temu. Infantylny gadżeciarz liderujący ulicznej opozycji obnażył tylko, jak bardzo polska liberalna lewica jest oderwana od rzeczywistości i oczekiwań przeciętnego Kowalskiego.
Upadek Kijowskiego nie oznacza jednak upadku KOD, który skupia na swoich marszach dziś głównie radykalnych przeciwników rządu PiS. Podejrzewam, że większości tych ludzi nie przeszkadza krętackie postępowanie Kijowskiego, choć ci mniej zaślepieni niechęcią do Kaczyńskiego członkowie dobrze wiedzą, że ten koń, a raczej kuc, nie pociągnie za sobą większości Polaków. Wie to też dobrze Grzegorz Schetyna.
Jako jedyny radykalny przeciwnik PiS, daleki też od infantylizmu Kijowskiego i zawstydzającej amatorki Petru, może jawić się KOD-ziarzom jako ostatnia deska ratunku. Jest to rzecz jasna stąpanie po cienkim lodzie. Polacy nie wykazują najmniejszego zainteresowania okupującymi Sejm politykami, a sytuacja geopolityczna jest tak gorąca, że za „męczennikami” nie wstawią się ani urzędnicy z Brukseli, ani tym bardziej Amerykanie, kierowani już za 10 dni przez „amerykańskiego Kaczora” Donalda. Na dłuższą metę taki rodzaj radykalizmu nie przyniesie mu poparcia.
Niedługo szykują się kolejne protesty uliczne. Tym razem związkowców nauczycieli. Bez wątpienia na tych protestach będą powiewać flagi KOD. W bliskiej perspektywie politycznej Schetyna naprawdę ma o co walczyć. Co najmniej nie ma nic do stracenia. A to już dużo w polityce.
Łukasz Adamski, text ukazał się w wpolityce.pl
Krytyk filmowy tygodnika wSieci. Publicysta portalu wPolityce.pl i tygodnika ABC. Pisał m.in. w „Uważam Rze”, „Ozonie”, „Gazecie Polskiej”, „Polska The Times”, „Frondzie”. Autor książek „Wojna światów w popkulturze” i „Bóg w Hollywood”. Laureat nagrody Złotej Ryby. im Macieja Rybińskiego dla mlodych felietonistów. Obserwuj mnie na Twitterze: https://twitter.com/adamskilukasz1
Skomentuj
Komentuj jako gość