Dzisiejszy wywiad z Adamem Michnikiem w „Gazecie Wyborczej” część prawicowych czytelników zapewne oburzy. Argumenty ad hitlerum, porównywanie Jarosława Kaczyńskiego do Władimira Putina, budowanie poczucia powszechnej grozy, i unoszące się w powietrzu poczucie wyższości intelektualnej, moralnej i etosowej nad pospólstwem, które „nie dorosło do demokracji”. Znana to śpiewka i, pisząc prezydentem Komorowskim, do BULU ograna. Mnie jednak ona jednak, mówiąc kolokwialnie, ani ziębi, ani grzeje.

Jeżeli wygra Duda, to rządzić będą Kaczyński z Macierewiczem, a to jest to najgorsze, co może się dzisiaj Polsce przydarzyć. Bo to ludzie, którzy bez skrupułów posługują się kłamstwem, insynuacją, oszczerstwem. Słyszeliśmy, jak Macierewicz oskarżał prezydenta, że wzywa sędziów do fałszowania wyborów! To oburzające. Ci ludzie nie będą się cofali przed językiem dla Polski bardzo niebezpiecznym.

— mówi Adam Michnik zaciągając się zapewne kolejnym machem szluga, którego dym jest wydychany z teatralną manierą lewicowego ojca narodu. W zasadzie ten jeden fragment jest znakomitą ilustracją do czego sprowadziła się intelektualna kondycja naczelnego GW. Nie będę jej tutaj analizował. Każdy, kto czytał klasyczną już „Michnikowszczyznę” Rafała Ziemkiewicza ten wie, w jaki sposób osiągnąć status od bohatera do zera. Nikt uczciwy przecież nie będzie polemizował z tezą, że Adam Michnik niegdyś był błyskotliwym, ciekawym i wartym polemiki intelektualistą, który zamienił się w intelektualnego siepacza dopasowanego poziomem do widzów „Szkła kontaktowego”.

Przepraszam za ten truizm, ale czytając dzisiejszą przedwyborczą odezwę „ojca narodu” do swoich wyznawców zrobiło mi się Adama Michnika po prostu żal. Facet, który próbował za wszelką stać się najwyższym guru, Yodą z Unii Wolności, mającej pokazywać Polakom jak żyć, co myśleć i jakiemu arbitralnie narzuconemu autorytetowi moralnemu wierzyć, stawia dziś diagnozy godne przeciętnego pisofobicznego blogera. Nie jest to niestety tylko przypadłość Adama Michnika. Niegdyś błyskotliwy intelektualista Marcin Król wydał właśnie książkę „Byliśmy głupi”, która nie zawiera ani jeden ciekawej intelektualnej tezy, wartej głębszej polemiki. W zasadzie jest ona michnikowszczyzną w pigułce, gdzie role złych i dobrych są rozdzielone według znanego od lat schematu.

Płytkie wynurzenia Króla czy dzisiejszy wywiad z Michnikiem można porównać do niedawnego filmu Jerzego Stuhra „Obywatel”. Filmu będącego głosem zblazowanego, oderwanego od rzeczywiści i grającego na zardzewiałych nutach wytworu publicystyki „Gazety Wyborczej”, który został nagrodzony za „odwagę” podejmowania trudnych tematów. Tak, salon nagradza się za bohaterskie głoszenie tez będących narracją mainstreamu przez istniejącej ćwierć wieku III RP.

„Wrzeszczące staruszki” jak zgrabnie określił ich Ziemkiewicz, same jednak z przestrzeni publicznej nie odejdą. Zakorzenieni są dziś głównie w Pałacu Prezydenckim, otaczając Bronisława Komorowskiego. Niedzielne głosowanie jest więc symboliczne z jeszcze jednego powodu. Oto osikowy kołek w serce upiora Unii Wolności może wbić młody, świeży i energiczny kandydat prawicy, który sam niegdyś miał epizod w ukochanej przez Adama Michnika partii.

Historia pięknie zatacza koło. Zwycięstwo Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich spowoduje efekt śnieżnej kuli na jesieni, która może zmieść nie tylko szkodliwy dla Polski Platformerski układ, ale również resztki świata usilnie budowanego przez michnikowszczyznę. Niech najlepszym dowodem porażki Michnika będzie to, że polską Syrizą nie okazał się być ruch pompowanego w GW Palikota, a eklektyczny ideologicznie, ale umocowany po prawej stronie byt Pawła Kukiza. Sojusz PiS z tymi oburzonymi to faktycznie czarny sen naczelnego moralizatora III RP.