Myśleliście, że Lemingi zaczną "wymierać" śmiercią ideową? Nic bardziej mylnego. Lemingi, jedynie mogą zmienić właściciela, który będzie bardziej nowoczesny i postępowy od poprzednika.
Dziś już nikomu nie trzeba tłumaczyć kim jest Leming - to po prostu się czuje. Wystarczy zamienić kilka zdań, w niektórych przypadkach zadać jedno pytanie: Lubisz Sushi? To pytanie obnaża, prawdziwe, wtłoczone w Leminga Ja. 90% Lemingów odpowie - oczywiście, wymieni najlepsze restauracje i zacznie się dziwić skąd to pytanie. Pozostali, oświecą nas jak ważny w ich życiu jest wegetarianizm bądź zaskoczą nas mową o uczuleniu. Wszystko po to, by uśpić naszą czujność i zgrabnie przejść do omówienia kwestii związanych ze zdrową żywnością serwowaną przez media. Owo uśpienie wstępem ma nas wprowadzić w stan hipnozy, by zakodować nam jakie produkty są najzdrowsze z najzdrowszych - proszę zapamiętać – Nie polskie – (lemingi uciekają słysząc określenie „polskie". Za to wskazane jest użycie: ekologiczne, specjalnie sprowadzane z... tu można wpisać dowolny, modny kraj pochodzenia produktu.
Prowincjonalna mentalność Lemngów podpowiada im odrzucać to, co ich (polskie) na rzecz importowanego (zagranicznego). To wygląda jak mentalna pozostałość lat 90, kiedy wszystko co "zachodnie" było lepsze. W wielu przypadkach było, ale to nie powód, żeby tak myśleć po wsze czasy i robić z Polski drugą "Amerykę" w wydaniu brukselskim. Stany Zjednoczone Ameryki są mocarstwem, dlatego, że obywatele są dumni z tego kim są, z tego w jakim państwie żyją i pracują na własny i tym samym wspólny kapitał. Przede wszystkim, są przekonani o swojej wyjątkowości w skali światowej i potrafią sprawić, żeby inni tak uważali. Dlatego, między innymi, nie podoba mi się porównywanie nowego prezydenta Andrzeja Dudy do Obamy - "Podczas zaprzysiężenia wyglądał jak Obama". Nie. On wyglądał tak, jak powinien wyglądać prezydent w nowoczesnym, polskim wydaniu. Oczywiście rozumiem, PR-owy „wybieg wprzód" - szacunek Lemingów prezydent zyska jeśli będzie podobny do... Obamy, Merkel, czy innej Królowej.
Być może, jest tak, jak uważa nasz sąsiad Wladimir Putin - żeby stworzyć mocarstwo "trzeba posiadać odpowiedni gen", myśleć jak zwycięzca, a nie poddany. Jeśli tak, to można zapytać, co się stało z naszymi genami? Były karty historii, gdzie wygrywaliśmy wojny, nie poddawaliśmy się, byliśmy w stanie stworzyć podczas okupacji państwo podziemne i, co ważne, potrafiliśmy być dumni ze swojej kultury. Próbowano nam, wielokrotnie, wytłumaczyć dlaczego powinniśmy z niej zrezygnować na rzecz, "lepszej", mocarstwowej. Dawano nam w zamian poczucie przynależności do, tak zwanych, zwycięzców. Wielu Polaków, oczywiście, uległo i przyłączyło się do zwycięskiej (w ich rozumieniu) wspólnoty. Wydaje mi się, że problem z naszym „genem" pojawił się razem z pochwałą roszczeniowości. Ciągle chcieliśmy, żeby nam na coś pozwalano, dofinansowano albo po prostu dano.
Prawdziwymi zwycięzcami są ci, którzy się nie poddali. Tak, nie poddali. Nie przehandlowali „genu" za święty komunistyczny spokój. Dziś posiadaczami owego „genu" są wszyscy przedsiębiorczy Polacy, którzy wiedzą, że żeby się z nimi liczono muszą mieć coś do zaproponowania.
Chcę kiedyś powiedzieć - Miałam sen, sen o przyszłości. Wyśniłam państwo, gdzie jedzenie sushi nie było wyznacznikiem podziału na prowincję i ostoję nowoczesnego Polaka. Mogłam powiedzieć, że nie jem sushi, bo nie lubię, bez sytuowania mnie po jednej albo drugiej stronie muru. Nie byłam lemingiem i nie musiałam walczyć o polską rację stanu. Polska racja stanu była priorytetem, bo broniła polskiego kapitału społecznego, kutrowego, ekonomicznego. Politycy stawiali na innowacje, gdyż wiedzieli jaki niosą za sobą potencjał. W sprawach ważnych potrafili wznieść się ponad podziałami i bronić polskiej racji stanu. Chcę kiedyś powiedzieć – mój sen stał się rzeczywistością, Polska jest ważnym, strategicznym, przede wszystkim ekonomicznie, miejscem Unii Europejskiej.
Izabela Stackiewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość