Coraz częściej można usłyszeć sformułowania, które sprowadzają się do „My nie definiujemy, co jest dobre, a co złe. Ważne, żebyśmy potrafili ze sobą rozmawiać.” Pojęcie dobra jak i zła musi jednak zostać zdefiniowane. Jeśli nie będzie istniało w sposób obiektywny to z pewnością intersubiektywny. Musi się tak stać z prostej przyczyny.
Relatywizm moralny w konsekwencji prowadzi do braku intersubiektywnie rozumianej moralności. Warto wspomnieć, że moralność to ogół funkcjonujących w danej epoce lub danym środowisku poglądów i przekonań, znajdujących swój odpowiednik w postawach ludzi wobec innych, w ich postępowaniu i współżyciu. Jest ona społeczną formą kontroli, rodzajem systemu normatywnego, najbliższego obyczajowi i prawu. Należałoby wiec nie stawiać pytania, czy nie będzie moralności, ale kto ją zdefiniuje?
Człowiek jest istotą społeczną, żyje w danym społeczeństwie i przyjmuje jego zasady moralne. Tak na przykład w społeczeństwie triobrandzkim cały system społeczny opierał się na rozbudowanym systemie zobowiązań, związanym z zasadą wzajemności. Społeczność ta charakteryzowała się małym zróżnicowaniem zawodowym ale mimo to dość rozbudowaną siecią kontaktów i zobowiązań. Mimo braku politycznej organizacji, kodeksów, sądów, policji prawo było przestrzegane. Nie przyczyniała się do tego forma ale funkcja prawa. Mechanizm kulturowy. Reguły prawne różnią się tu od reszty reguł tym, że odczuwa się je i uważa za zobowiązania jednej osoby oraz uprawnione roszczenia innej. Reguły te znajdują sankcję w motywach psychologicznych, mechanizmie społecznym, opartym na wielu wzajemnych usługach, a także w połączeniu roszczeń w siatkę wielostronnego stosunku. Model ten mimo, że inny niż w kulturze zachodniej to funkcjonujący sprawnie w tamtej rzeczywistości.
Jak widać prawo może istnieć bez politycznej organizacji. Nie wątpliwie jednak nawet jeśli nie spisane musi zostać określone. Podobnie jest z każdym innym pojęciem. Może zdarzyć się tak, że definicja przestanie obejmować cały wymiar pojęcia powstaje wówczas chaos i naturalną koleją rzeczy jest stworzenie nowej definicji.
Można wyobrazić sobie taką sytuację w państwie gdzie wartością nadrzędną prawa byłaby tolerancja. „Postawa wyrażająca się w przyznawaniu innym prawa do wypowiadania własnych poglądów i do zgodnych z nimi zachowań, chociaż są odmienne od tego, co samemu się uważa za prawdziwe i słuszne”
Weźmy za przykład: Rozprawa sądowa. Na sali, dla uproszczenia, znajduje się oskarżony o zabójstwo Pan X-ornitolog, obrońca, oskarżyciel i sędzia. Oskarżyciel, wysuwa zarzut przeciwko oskarżonemu Panu X o umyślne spowodowanie śmierci sąsiada. Pan X, tłumaczy, że zabił sąsiada w imię dobra, bo tamten strzelał do ptaków, a on nad wszystko kocha ptaki i nie chciał aby ginęły z rąk oprawcy. Obrońca podkreśla, że należy się kierować tolerancją. Pan X doprowadzając do śmierci sąsiada kierował się miłością do ptaków. W państwie tolerancji, każdy ma prawo do wypowiadania własnych poglądów i do zgodnych z nimi zachowań. Pytanie jak się zachowa wobec zaistniałej sytuacji sędzia, przedstawiciel prawa? Mógłby na przykład w imię tolerancji poglądów ludzi obarczyć winą za całe zajście ptaki. To wykreowana sytuacja ale należy zastanowić się czy nie możliwa? Może przypadkiem wystarczy zmienić wartość kilku istotnych pojęć?
Izabela Stackiewicz
Skomentuj
Komentuj jako gość