10 marca 2022 r. Piętnasty dzień wojny na Ukrainie. W olsztyńskim ratuszu trwa nadzwyczajna sesja Rady Miasta. Radni rządzącej koalicji (klub radnych Czesława Małkowskiego wstrzymał się od głosu) z nienawiści do Pomnika Wdzięczności Armii Radzieckiej odrzucają projekt jego relokacji. Kilka dni wcześniej Stowarzyszenie „Święta Warmia” i Pro Patria apelują do prezydenta Piotra Grzymowicza o złożenie wniosku do ministra Piotra Glińskiego o wykreślenie pomnika z rejestru zabytków (po autokorekcie jest to apel o wniosek do Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków o jego relokację). Wojtek Kozioł powtórnie wiesza na „szubienicach” instalację z krasnoarmiejcem, a na jednym z pylonów baner z napisem „Solidarni z Ukrainą”. W tym samym czasie prezydent Grzymowicz zwołuje konferencję prasową na której zapowiada natychmiastowe złożenie stosownego wniosku. Zapewnia, że tym razem nikt ze strony Ratusza instalacji nie będzie zdejmował, ani podejmował kroków prawnych wobec jej autora. Oznacza to, że trwający od lat przy swoim główny hamulcowy przeniesienia pomnika zmienił zdanie.
Nie wiadomo jak i dlaczego Pomnik Wdzięczności Armii Radzieckiej zyskał nazwę Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej. Jest jak stojący w centrum miasta gorący kartofel. Nie do ruszenia, odkąd do czerwoności podgrzał go w 1993 r. wpisem do rejestru zabytków ówczesny Wojewódzki Konserwator. Zamiast stygnąć, w miarę upływu lat temperatura wokół ‚szubienic” systematycznie rosła. Powyższe, krótkie kalendarium ostatnich wydarzeń to tylko wisienka na torcie tego, co wydarzyło się w tej sprawie w ciągu ostatnich kilkunastu lat.
W 2010 r. koalicja 7 stowarzyszeń regionalnych, olsztyńskiej Solidarności, historyków oraz osób z solidarnościowej opozycji podpisało się pod listem otwartym do prezydenta Piotra Grzymowicza i przewodniczącego Rady Miasta Zbigniewa Dąbkowskiego.
Zawarta w nim propozycja utworzenia wokół pomnika „muzeum miejsca” była dla części sygnatariuszy rozwiązaniem pożądanym i docelowym, dla innych trudnym i przejściowym kompromisem. Połączyło nas przeświadczenie, że najgorszym wyjściem jest pozostawienie symbolu sowieckiego panowania samemu sobie. Jednocześnie za wygraną nie dawały osoby i środowiska dla których jedynym, możliwym rozwiązaniem było zburzenie lub przeniesienie pomnika.
Aż do wojny na Ukrainie. Pomoc walczącemu państwu i jego mieszkańcom stała się dla Polaków sprawą narodową. Wszystko co rosyjskie, co mogło kojarzyć się z rosyjskim agresorem, znalazło się na celowniku nie tylko Polaków, ale całego zachodniego świata. Pomnik, na którym do tej pory skupiały się historyczne porachunki z sowieckim „wyzwoleniem”, nagle stał się symbolem kolejnego „wyzwolenia”, tym razem Ukrainy. W podobnej jak w Olsztynie i okolicznych miastach scenerii: gwałtów, mordów, kradzieży i podpaleń. Tamte akty barbarzyństwa często tłumaczyliśmy odwetem za piekło, jakie Niemcy zgotowali Rosjanom. Czemu przypisać podobne okoliczności „wyzwalania” Ukrainy? Może uporczywemu brakowi zrozumienia „braci Ukraińców” dla traumy jaką przeżywa przywódca Rosjan z powodu upadku Związku Radzieckiego - „największej tragedii XX wieku”?
Oczywiście z ideą „szubienic” jako miejscem historycznej refleksji nie każdemu łatwo się rozstać. Nowym, wojennym okolicznościom postanowił nie kłaniać się prof. Robert Traba. Od dawna zwolennik stworzenia unikalnej przestrzeni otwartego muzeum, które pozwoliłoby opowiedzieć i zrozumieć dramatyczną historię Olsztyna i regionu. Traba wystosował opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej” list do prezydenta Olsztyna. Apeluje w nim o porzucenie emocji i powrót do szeregów obrońców pomnika. Do idei „dialogowania” w jego otoczeniu, czyli tam, gdzie niewzruszenie, bez względu na okoliczności, stoi sam Traba. Swoją postawę nazywa racjonalną.
Zainteresowanych czytelników odsyłam na portal Debaty, gdzie polemizowałem z prof. Trabą. Tutaj pragnę jedynie dodać, że moja wyobraźnia, oswojona przez ostatnich kilkanaście lat z ideą muzeum miejsca, takiej perspektywy po wydarzeniach ostatnich kilku tygodni po prostu nie ogarnia. To nie kwestia emocji, ale realnej zmiany społecznej percepcji tego pomnika. To już nie tylko świadek historii, ale prefiguracja tego, co dzieje się na Ukrainie. Sowiecki żołnierz stoi w rosyjskim mundurze, a sierp i młot powrócił z misją świeckiego zbawienia społeczeństwa i człowieka. Historia „szubienic” jako symbolicznej pieczęci sowieckiego panowania zatoczyła koło. Teraz to także pomnik „wyzwolenia” Ukrainy. Parafrazując Leca: dawne wykrzykniki przypominają dziś rakiety. Można w ich zasięgu „dialogować”. Jak „Struś, który wsadził głowę w piasek klepsydry”.
Stojący w Tczewie Pomnik Armii Czerwonej został oklejony taśmą z listem przewozowym zaadresowanym do prezydenta Rosji. Pytanie, na jaki adres zostanie wystawiony list przewozowy na „szubienice”? Minister Piotr Gliński, jako fundator całej operacji, proponuje skład podobnych artefaktów w Rudzie Śląskiej. Z Ratusza, uporczywie, wraca pomysł lokalizacji na olsztyńskim cmentarzu żołnierzy radzieckich. Może z tęsknoty. Przecież można w każdej chwili zajrzeć… Innych argumentów nie znajduję. Tych przeciwko jest natomiast wiele. Przede wszystkim nowa lokalizacja nie może nadal podkreślać symbolicznej wymowy pomnika. A cmentarz o którym mowa temu właśnie służy. Poza tym urbanistycznie jest to teren zbyt mały na posadowienie tak wielkiego monumentu (dlatego Tomasz Głażewski, wtedy p.o. prezydenta Olsztyna, proponował przeniesienie na cmentarz samych pylonów!). Kolejny argument, to nie rozpoznana struktura pochówków. Żołnierze radzieccy byli bowiem chowani na istniejącym już wczesniej, niemieckim cmentarzu wojennym, na którym chowano także osoby cywilne. Istnieje zatem duże prawdopodobieństwo powtórki sytuacji z cmentarza ewangelickiego przy ul. Partyzantów.
Co zatem pozostaje? Najlepszym moim zdaniem rozwiązaniem, ze względu na uznanie dla dorobku artystycznego Xawerego Dunikowskiego i dzieła, które większość specjalistów uważa za wybitne, jest przeniesienie pomnika do Muzeum Rzeźby im. Xawerego Dunikowskiego w Warszawie.
Tam jest jego miejsce. Bo Dunikowski to postać niezmiernie intrygująca i ciekawa. Jego życie i historia powstania pomnika tworzą spójną całość. Pisaliśmy o tym obszernie na łamach „Debaty”. Królikarnia to jedyne miejsce, gdzie można to pokazać i zrozumieć.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość