Romans na wieży,
Na kostkach gacie,
Będzie ciąg dalszy?
Nadzieja w elektoracie
Nadzieja, z jaką powraca odrodzony jak feniks z popiołów po uniewinniającym wyroku Czesław Jerzy Małkowski ma swoje uzasadnienie. Szczęśliwa gwiazda, która towarzyszyła Piotrowi Grzymowiczowi od momentu, gdy jego kolega i polityczny mentor wystawił go do wiatru, zgasła w najmniej odpowiedniej chwili. Wygląda to tak, jakby dawni kumple umówili się na zmianę warty w olsztyńskim Ratuszu, a polityczne harakiri, które na raty popełnia ostatnio prezydent Grzymowicz, zostało na moment uniewinnienia Małkowskiego precyzyjnie zaplanowane.
Referendum, drugie w politycznej karierze Małkowskiego, może być więc tym razem nie początkiem końca, lecz końcem początku marzeń o powrocie tam, skąd go zabrano w kajdankach. Adam Socha poprosił byłego prezydenta, i wiernego czytelnika „Debaty” zarazem, o wywiad. Niestety, spotkał się z odmową, uzasadnioną obawą, że to może mu zaszkodzić. Trochę mnie to zmartwiło, bo byłoby niezmiernie frapujące wspólnie poszukać prawdy z człowiekiem, który „Wyznaje zasadę: Nie ma pytań, których nie można zadać, nie ma odpowiedzi, których nie można udzielić” (cytat z niedawnego spotkania Małkowskiego z mieszkańcami Olsztyna). Cieszy mnie natomiast, że zdaniem Małkowskiego, pomimo wyroku uniewinniającego, „Jest jeszcze parę rzeczy do wyjaśnienia”, w czym jesteśmy absolutnie zgodni. Tym większy żal, że oddzielać ziarno od plew będziemy musieli na własną rękę, bez współpracy z człowiekiem, który „Chce, aby prawda do końca ujrzała światło dzienne”.
Obserwując uczestników spotkania z Jerzym Małkowskim, ich podniosły, pozbawiony znamion wątpliwości entuzjazm, zadałem sobie pytanie, jak zareagowaliby, gdyby jednak okazało się, że w aktach sprawy (jak wiadomo niejawnych), wbrew zapewnieniom Małkowskiego, nie ma ekspertyz świadczących o zmanipulowaniu słynnych nagrań „z wieży” i zdjęcia w fotelu prezydenta Olsztyna.
Czy odwróciliby się od swojego idola, gdyby okazało się, że owszem, ekspertyzy są, ale jednoznacznie świadczące o autentyczności obu materiałów? Czy nadal pchaliby do Ratusza człowieka z takim bagażem dewiacji i winą za profanację Urzędu Prezydenta Miasta oraz działania na szkodę wizerunku miasta?
Zadaję te pytania nie tylko dlatego, że moim zdaniem Małkowski w tych dwóch kwestiach zwyczajnie kłamie. Problem jest znacznie poważniejszy. Triumfujący po uniewinnieniu od zarzutu gwałtu Małkowski, poczuł się uwolniony od wszelkich ograniczeń. Nie chodzi tylko o karygodne ujawnienie danych osobowych i adresu zamieszkania swojej byłej kochanki, która go oskarżyła o gwałt. Małkowski postawił się w roli jedynego arbitra tego, co znajduje się w tajnych przecież aktach sprawy. Budując z gruntu chorą teorię spisku, wciągnął w nią wszystkie osoby, które świadczyły przeciwko niemu. Kobiety, których oskarżenia o molestowanie się przedawniły, lekarza, sędziów, prokuratora, dziennikarzy, a nawet swojego byłego adwokata. To samo dotyczy dowodów w sprawie: wspomnianych wcześniej nagrań, zdjęć czy ekspertyz lekarskich.
Małkowski ma świadomość, że w aktach sprawy znajdują się zeznania wstrząsające, których ciężar i wymowa zburzyłaby jak domek z kart jego autorską narrację. Zeznań, które nie dotyczą gwałtu, ale pokazują, z kim tak naprawdę mamy do czynienia. Nie bez powodu przecież nasz entuzjasta prawdy uciekał z podkulonym ogonem, gdy na spotkaniach przedwyborczych pojawiała się jedna z kobiet skarżących go o molestowanie.
Małkowski dał sobie przyzwolenie na opowiadanie o tym, co jest w tajnych aktach, mówiąc jednocześnie, że jest za ich ujawnieniem. Ale sam tego nie robi, licząc na to, że nikt, kto jest w ich posiadaniu nie powie: sprawdzam, i prawa nie złamie. Zatem Małkowski jest czysty jak ta lelija. No, poza jedynym romansem. Ale też nie do końca. Tacy krystaliczni ludzie nie romansują. Oni „wpadają w towarzystwo, którego powinni unikać”.
Nie jestem oczywiście tak naiwny, aby twierdzić, że ukazanie całego oblicza sprawy radykalnie zaszkodziłoby politycznym planom Małkowskiego. Jerzy Czesław Małkowski to uczeń bystry i pojętny. Można powiedzieć: człowiek ustrojowego renesansu. Już dawno, jeszcze jako gminny sekretarz partii, a później szef wojewódzkiej cenzury zrozumiał, że prawdę albo się głosi, albo nią zarządza. I – co najważniejsze- że za demokracji, poza udoskonaleniem narzędzi masowego rażenia „prawdą”, niewiele się zmieniło. Poza jednym – że dawne, tradycyjne reguły, pozwalające odróżnić prawdę od złudzenia, przestały mieć sens. a pojęcia prawdy i moralności przestały istnieć.
Czy w świecie fikcji, gdzie pojęcie prawdy zastąpiły „różne wersje rzeczywistości”, referendum ma jeszcze sens? Zobaczymy. Dwukrotnie apelowałem do Małkowskiego, aby nie startował w wyborach jako osoba oskarżona o gwałt i tym samym oszczędził Olsztynowi wątpliwej promocji. Bezskutecznie. Teraz powraca do politycznego życia prawnie oczyszczony, więc wygląda na to, że tę żabę będziemy jeść do końca (choć nie wiadomo, czy danie zakończy się na frekwencyjnej klapie, czy wyborczym starciu). Z drugiej strony może to i dobrze. W ostatnich dwóch kampaniach prezydenckich, choć wygranych przez Grzymowicza, tak naprawdę łódką huśtał Małkowski. Grzymowiczowi cudem udało się z niej nie wypaść. Tym razem jest podobnie, choć woda zaczyna wlewać się ze wszystkich stron. Małkowskiemu potrzebna jest prezydentura, aby się odegrać na wszystkich, i za wszystko. Olsztynowi natomiast potrzebny jest nowy prezydent, bo gołym okiem widać, że dla Piotra Grzymowicza obecna kadencja to „O jeden most za daleko”. Wniosek jest prosty: ktoś trzeci jest potrzebny od zaraz.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość