Zapewne ktoś taki jak Paweł Kukiz był polskiej polityce potrzebny. Przecież wielu przed nim próbowało, ale od dawna nikomu nie udało się skutecznie wyrąbać szczeliny w strzegącym swoich pozycji partyjnym duopolu. Paweł Kukiz na moment stał się autentycznym trybunem ludowym i przez wielu Polaków tak był postrzegany. Bo o więcej demokracji w tym, co demokracją zwykliśmy nazywać, o prawa demosu do większego wpływu na sprawy państwa przed Kukizem upominało się wielu, ale nikt od czasu Samoobrony Andrzeja Leppera nie wydawał się w tym tak autentyczny, tak prawdziwie wkurzony na otaczającą, polityczną rzeczywistość.
Piszę o Pawle Kukizie w czasie przeszłym, bo tamtego lidera Kukiz’15, stopniowo tracącego moc od szczytowego roku 2015, już nie ma. Jednomandatowe okręgi wyborcze, walka z partyjniactwem, głosowanie przez internet, bezpośrednie wybory przez obywateli prokuratora generalnego czy rzecznika praw obywatelskich, obniżenie do 30 proc. progu obligatoryjnego referendum – całe to dobrodziejstwo programowego inwentarza Kukiz’15, razem z jego liderem, zgodziło się zagospodarować PSL w ramach Koalicji Polskiej.
Swój mariaż z PSL sam Kukiz tłumaczy tak mętnie i pokrętnie, że aż chatko przypominać. Ale publicznie głoszona wiara, iż to porozumienie doprowadzi do tego, że system postmagdalenkowy, który daje partiom politycznym władzę absolutną nad obywatelami, przestanie istnieć, każe zapytać, co spowodowało, że Paweł Kukiz kończy w objęciach partii, którą nazywał zorganizowaną grupą przestępczą?
Brak talentów organizacyjnych, niezrozumienie mechanizmów politycznych czy niechęć do ciężkiej, systematycznej pracy to przyczyny najczęściej wymieniane. Ale moim zdaniem grzech główny, który obciąża Kukiza-polityka to skrajna naiwność. Cecha tyleż wybaczalna u bezinteresownego ideowca, co dyskwalifikująca w świecie realnej polityki.
Na pierwszym miejscu w tej kategorii należy wymienić przekonanie, że bazą dla poważnej polityki mogą być działacze zebrani z łapanki i intuicyjnie przesiani na doraźnych „castingach”. Oczywiście z tym problemem Paweł Kukiz nie zderzył się pierwszy. Dramatycznie malejąca ilość „powołań” do demokratycznej polityki to trumna nad którą – w przeciwieństwie do powołań kapłańskich – dużo, dużo ciszej. Owszem, w odwodzie jest zawsze „kadrówka” czyhających na kolejną okazję partyjnych obieżyświatów, ale dla budującego na sprzeciwie wobec partyjniactwa Kukiza byłby to pocałunek śmierci. A skoro Ukraińców do polityki ściągnąć się nie da, to Kukiz, ze skutkiem łatwym do przewidzenia, ściągnął sobie na głowę narodowców.
Drugi, brzemienny w skutki przejaw naiwności Pawła Kukiza to przekonanie, że politykę można robić bez pieniędzy, z żebraczą czapką położoną do góry dnem. Budowanie ruchu politycznego na formule stowarzyszenia, a co za tym idzie rezygnacja z państwowej subwencji, było prostą konsekwencją programowej, antypartyjnej krucjaty lidera Kukiz’15. Problem w tym, że zbiorowy podziw nad pryncypialnością Kukiza rychło zginął w chaosie medialnej amnezji (co znów było łatwe do przewidzenia), ale bieda przez całe cztery lata nie pofolgowała nawet na moment.
Wytykanie Pawłowi Kukizowi błędów nie oznacza z mojej strony przekonania, że ich uniknięcie przeorałoby polską scenę polityczną. Wprost przeciwnie. Lansując radykalną zmianę systemu wyborczego, a zwłaszcza rzucając rękawicę partyjniactwu, Kukiz’15 skazany był na wrogą izolację.
Gdy Paweł Kukiz z poparciem dla swoich idei udał się do kolejnych, partyjnych jaskiń wilka, a teraz zapowiada, że z bagażem drogich sobie idei będzie apostolsko peregrynował po całym kraju, śmiało można powiedzieć, że szans na wyjście z tej izolacji nigdy nie było.
O ile bowiem rola politycznego „prawdziwka”, romantyczno-gniewnego odnowiciela polskiej polityki, idealnie się sprawdziła na starcie, to czas, kiedy należało przejść na polityczne zawodowstwo zupełnie samemu Kukizowi i jego ludziom umknął. Zabrakło świadomości, że poważne postulaty ustrojowe, ze zmianami w Konstytucji włącznie, wymagają nadania ruchowi nowego sznytu. Koniecznej powagi, której Kukiz, do spółki z Liroyem, nie gwarantowali.
Aby to osiągnąć, należało, za pieniądze honorowo odrzucone przez Kukiza, zbudować zespół ekspercki, dywersyfikujący nie tylko wizerunek organizacji, ale przede wszystkim dający intelektualne paliwo dla publicznej debaty ustrojowej.
Analizując historię powstania i upadku projektu Kukiz’15 nie sposób pominąć kontekstu lokalnego, zwłaszcza, że jest on bardzo dla powyższych rozważań reprezentatywny.
Oto jedyny w naszym regionie poseł Kukiz’15, który cztery lata temu jedynkę na liście wyborczej dostał dzięki regule, gdzie dwóch się bije tam trzeci korzysta, postanowił szukać swojej kolejnej szansy na liście wyborczej w świeżo ogłoszonej przez Kukiza organizacji przestępczej. Ostatecznie bez powodzenia, ale, powiedzmy sobie szczerze, bez większych szans na mandat z listy PiS, gdyby ten manewr się powiódł.
Dla odmiany inny prominentny działacz Kukiz’15 startuje do Sejmu z listy PSL, ponieważ związki tej partii z przestępczością są już nieaktualne. Nowa „mądrość etapu” rolę czarnego charakteru polskiej polityki wyznaczyła partii Jarosława Kaczyńskiego.
Mam wrażenie, że Paweł Kukiz i jego koledzy nigdy nie dorośli do roli, jaką sami sobie wyznaczyli. Że postawione, ambitne cele zmian ustrojowych pozostały hasłami tyleż doniosłymi, co metodologicznie pustymi. Nie są to stwierdzenia bezpodstawne. Osobiście przekazałem posłowi Andrzejowi Maciejewskiemu nasze propozycje zmian Konstytucji, gdzie znalazło się m.in. miejsce na jednomandatowe okręgi wyborcze, ale wpasowane w szerszy, ustrojowy kontekst. Podobnie ze zjawiskiem partyjniactwa, którego korzenie znajdują się właśnie w obecnej Konstytucji.
Wydawało mi się, że to pierwsze miejsce do którego powinienem z tym wszystkim trafić. Pomyliłem się. To było pudło, które nie wydało z siebie żadnego dźwięku. Choć bez szczególnego zdziwienia z mojej strony.
Moim zdaniem problem Pawła Kukiza polega na tym, że wiedział jak zacząć, lecz zapomniał jak skończyć. Że wciągnęła go gra, przeciwko której postanowił przekroczyć próg polityki.
Ale poza tym wszystkim należy mieć nadzieję, że nie był to ostatni taki Kukiz w polskiej polityce.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość