To był pomysł Władka Kałudzińskiego. To on zaproponował, żeby pójść na Plac Solidarności, gdzie miał się odbyć organizowany przez Komitet Obrony Demokracji więc „Solidarność ma sens” upamiętniający 38 rocznicę podpisania Porozumień Sierpniowych i rozdać świeżo wydaną publikację z naszymi propozycjami zmian Konstytucji. Uznaliśmy, że to strzał w dziesiątkę, bo gdzie z tym pójść jak nie do ludzi, którzy ustawę zasadniczą postawili w centrum debaty publicznej? Gdzie prezentować oddolną, obywatelską inicjatywę, jak nie wśród ludzi, którzy na swoich sztandarach wywiesili przywiązanie do demokracji, tolerancję i otwartość na dialog? Tym bardziej, że już w lipcu otrzymałem drogą esemesową apel o wyjście poza zamknięte grono „Debaty” i „udział przy tym, co się dzieje w Sejmie”.
Na początku wszystko szło dobrze. Naszą broszurę brano bardzo chętnie, nawet po kilka sztuk „dla znajomych”. Wręczyłem także po jednym egzemplarzu posłom Januszowi Cichoniowi i Mirosławowi Pampuchowi oraz obecnym tam radnym Platformy Obywatelskiej. Radykalna zmiana nastąpiła, gdy prowadząca więc Marta Kamińska, przewodnicząca olsztyńskiego Komitetu Obrony Demokracji oznajmiła, że „to nie nasze”. Wtedy zaczęto nam broszury zwracać, niektóre demonstracyjnie drąc na kawałki.
Od początku liczyłem, że będę mógł zabrać głos i wyjaśnić powód naszej obecności. Miałem informacje, że na wcześniejszych manifestacjach KOD-u taką możliwość stwarzano. Ale nie tym razem. Po kilku wystąpieniach, zakończonych przemówieniem Henryki Krzywonos, dano sygnał do zakończenia imprezy, a moja prośba o udzielenie głosu spotkała się z odmową prowadzącej więc „obrończyni demokracji”. Ostatecznie udało się dzięki wstawiennictwu tramwajarki z Gdańska.
Ludziom, którzy przyszli na Plac Solidarności pod sztandarami historycznego związku chciałem powiedzieć dwie rzeczy. Po pierwsze przypomnieć, że tamta, prawdziwa Solidarność, była głosem sprzeciwu większości Polaków wobec metod rządzenia metodami politycznych i społecznych podziałów oraz protestem przeciwko przenikającemu wszystkie struktury państwa partyjniactwu. Chciałem zapytać, czy dzisiaj, po niemal trzydziestu latach od upadku komuny coś się zmieniło? Bo moim zdaniem bardzo dużo, ale bardziej forma niż istota mechanizmów władzy. Dzisiaj bowiem napuszczają nas na siebie dwie, a nie, jak onegdaj, jedna partia. Za to o wiele skuteczniej. Zaś co do partyjniactwa, to hordy partyjnych gamoni wyglądają tak, jakby swoich ryjów od publicznego koryta nigdy nie oderwały.
Druga refleksja którą chciałem się podzielić z zebranymi uczestnikami wiecu to sprawa Konstytucji. Innej nie mamy więc z postulatem jej przestrzegania trudno dyskutować. Jednak jej obrona, zwłaszcza w kontekście możliwości zachowania trójpodziału władz, nie wydaje się już tak oczywista. I to z prostego powodu: ponieważ deklarowany w Konstytucji porządek oparty na zasadzie równoważenia się władz nigdy w praktyce nie zaistniał, a powodem jest właśnie źle skonstruowana, dziurawa jak ser Konstytucja III RP.
Wygłoszenie tych kilku prostych myśli nie było sprawą prostą. Wrogie okrzyki, trąbki i gwizdy wtórowały kolejnym próbom zabrania przeze mnie głosu. Jednak nie ten wrogo nastawiony tłum, czy ledwie powstrzymany przed rękoczynami jakiś krewki obrońca demokracji, warte są szczególnej uwagi. Jak wiadomo „człowiek w masie traci na klasie” i to niezależnie od rodzaju zgromadzeń, których celem jest zwarcie szeregów wobec prawdziwego, bądź urojonego wroga.
Dla mnie ważniejszym doświadczeniem jest zachowanie elity tego zgromadzenia. Posłów, radnych, ludzi, którym wręczyłem nasze propozycje konstytucyjne. Poseł Platformy Obywatelskiej Janusz Cichoń, którego znam od wielu lat, zwrócił mi te egzemplarze, co nie znaczy, że on i jego otoczenie nie byli ciekawi lektury. Zwyciężyła presja tłumu, temperatura zbiorowego amoku, która powoduje, że słowo drukowane zaczyna parzyć, a lektura zagrażać pozycji przy partyjnym korycie. Jak wiadomo, mądrość polityczna polega na robieniu głupstw tam gdzie trzeba. Demostenes z kolei twierdził, że ze wszystkiego najtrudniejsze jest podobać się tłumowi. Jedno i drugie udało się politykom PO na niedzielnym wiecu znakomicie. Tylko po co mieszać do tego Solidarność?
Gdy zobaczyliśmy zbliżających się do Placu Solidarności uczestników marszu KOD-u niosących baner „Solidarność ma sens” i skandujących „chodźcie z nami”, Adam Socha zauważył, że ten widok przypomina mu grupę rekonstrukcyjną. Mnie zaś przypomniały się słowa Lecha Wałęsy z 1989 roku o konieczności wyniesienia sztandaru Solidarności do narodowego mauzoleum, celem uchronienia „panny S” przed skutkami demokratycznej polityki.
W zasadzie nic co nas spotkało na Placu Solidarności nie powinno być zaskoczeniem. Mieliśmy lekcję demokracji, która pożera jej wyznawców. Zobaczyliśmy, jak demokracja przekształca się w ideologię, a jej wyznawcy w arbitrów jedynie słusznej wizji tego, co prawdziwie demokratyczne. Henryka Krzywonos i jej fani ani pomyślą, że z nienawiści do Jarosława Kaczyńskiego stali się mentalnymi kuzynami obrońców jedynie słusznej konstytucji PRL. Nie dostrzegają, że pod sztandarami Solidarności przyszli bronić obecnej Konstytucji, która niczym zakaźną chorobę przeniosła z Konstytucji PRL na III RP władztwo partii nad ustrojem państwa. Czy można się dziwić, że czerpiący z tej ustrojowej anomalii politycy nie chcą o tym rozmawiać? Że tylu otwartym na dialog oświeconym Europejczykom raptem odcięło umysłowe zasilanie?
Na szczęście tego dnia święto umysłów zamkniętych nie do końca triumfowało. Zaraz po zakończeniu wiecu podszedł do nas Wiktor Marek Leyk, którego znam ze wspólnego uczestnictwa w bodaj dwóch debatach radiowych. Zawodowo szef kancelarii sejmiku warmińsko-mazurskiego, prywatnie aktywny uczestnik demonstracji KOD-u, poprosił nas o kilka egzemplarzy Projektu zmian Konstytucji. Nie czuję się upoważniony do powtarzania treści rozmowy w której uczestniczył także Wojtek Kozioł. Ale to światełko w tunelu i świadectwo, że jednak można.
Nie przyszliśmy tam, aby popsuć podniosłą, jednolitofrontową atmosferę.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość