Obserwując poczynania prezydenta Andrzeja Dudy w sprawie referendum konstytucyjnego odnoszę wrażenie, że podstawowym problemem nie jest już pytanie jak to zrobić, ale jak się z tego wyplątać. Nie chcę przez to powiedzieć, że prezydent podjął się łatwego zadania. Z jednej bowiem strony głęboka ustrojowa korekta to dziejowa konieczność, z drugiej do jej strawnego przygotowania brak podstawowych składników: odpowiedniej atmosfery, politycznych sojuszników, a co najgorsze, szczególnego zainteresowania ludowego suwerena.
Na odrębny, niestety surowy osąd zasługuje prezydencka propozycja pytań referendalnych. Pomieszanie w nich zagadnień ustrojowo – konstytucyjnych z regulowaną ustawami materią socjalną to błąd na poziomie elementarnym. Trudno więc uznać aby otoczenie prezydenta popełniło go z niewiedzy. Podobnie celowym wyborem są, otwierające scyzoryk w kieszeni, publiczne deklaracje prezydenta – prawnika na temat konieczności zapisania w Konstytucji programu 500+, wieku emerytalnego czy zabezpieczeń socjalnych dla osób niepełnosprawnych.
Nie przez przypadek wypowiedzi tonujące takie zamiary padają z ust Zofii Romaszewskiej, doradcy prezydenta, lecz bynajmniej nie w materii konstytucyjnej. Bo do tego nie jest potrzebna jakaś wiedza tajemna, lecz odwaga osoby dla której lojalność ma swoje granice.
Więc o co tak naprawdę chodzi prezydentowi i jego otoczeniu? Pewną podpowiedzią może być opublikowany niedawno wynik badań przeprowadzonych w 50 krajach przez Alliance of Democracies, Rasmussen Global i Dali Research. Na pytanie o wiarę w znaczenie głosu obywateli w polityce i przekonanie, że rząd działa w interesie publicznym 63 proc. Polaków odpowiedziało przecząco. To drugi po Japonii (74 proc.) wynik wśród spośród 50 krajów. Wynik smutny, choć trudno go uznać za zaskakujący. Jeśli do tego dodać słabnące zainteresowanie Polaków polityką, to mamy nie tylko sondażowy obraz demokracji, ale kawał prawdy o samym ludowym suwerenie.
W demokracji jest on jedyną, zbiorową wyrocznią. Absolutem pozostającym sam dla siebie autorytetem i nie ponoszącym za swoje decyzje żadnej odpowiedzialności. Jeżeli przy tym wszystkim suweren okazuje brak zainteresowania domeną spraw państwowych, to mamy do czynienia z (nie) demokratyczną kwadraturą koła. Podczas niedawnego wystąpienia przed Zgromadzeniem Narodowym prezydent powiedział, że zaangażowanie obywateli w sprawy publiczne (...) to nasze ustrojowe DNA.
Co więc robić w sytuacji, gdy organizm traci swoje DNA? Rozsądek podpowiadałby dać sobie spokój z referendum i szukać poparcia dla zmiany konstytucji wśród narodowych autorytetów. Cóż, kiedy demokratyzacja życia publicznego doprowadziła do ich śmierci. Wobec powyższego prezydent próbuje kroczyć sprawdzoną przez Prawo i Sprawiedliwość ścieżką, która znikome zainteresowanie elektoratu sprawami państwa wykorzystuje do swoich porachunków z wymiarem sprawiedliwości, a duże zainteresowanie kolejnymi pakietami socjalnymi do budowania poparcia dla partii.
Czy uczynienie głównym konstytucyjnym daniem kwestii socjalnych przyniesie pożądane rezultaty? Jak wynika z przywołanego wcześniej sondażu Polacy zdają sobie sprawę, że są jedynie suwerenem „metaforycznym”. Że prawdziwy suweren urzęduje dziś w Warszawie przy ulicy Nowogrodzkiej. W sytuacji gdy ten ostatni nie wykazuje zainteresowania prezydenckim referendum „kupienie” Polaków wizją socjalnych gwarancji może się nie udać.
Ale znacznie większym problemem nie są wątpliwe kalkulacje prezydenta lecz droga, którą postanowił zmierzać w kierunku zmian w Konstytucji. Zasady konstruowania poprawnej ustawy zasadniczej nie są wiedzą tajemną. Podstawowa dotyczy znalezienia właściwego materiału na fundament państwa i nie mylenia tej części państwowej budowli z jej wyższymi, ale mniej stabilnymi piętrami. Obecnie obowiązująca konstytucja z „technicznego” punktu widzenia nie jest dokumentem najgorszym, za to jako fundament systemu instytucjonalnego państwa okazała się konstrukcją nad wyraz słabą. Naprawienie tej podstawowej ułomności w sytuacji w jakiej znalazła się dziś demokracja to zadanie dla wizjonerów mających zabezpieczyć najważniejsze sfery życia publicznego przed chorobą demokratycznej bieżączki i sprowadzić najważniejsze instytucje państwa z ruchomych piasków walki o władzę na twardy grunt prawa.
Dlatego populistyczne wprowadzenie do dyskusji o konstytucji kwestii socjalnych, jako metody oddziaływania na wyobraźnię zajętego innymi sprawami suwerena, to nie tylko pomylenie pięter państwowej budowli, ale przede wszystkim próba leczenia dżumy cholerą. Tym bardziej, że to nie koniec kiepskich informacji na temat suwerena. Następna jest taka, że suweren, nie tylko nasz krajowy, umysłowo systematycznie się stacza, bądź, jak kto woli, głupieje. Według najnowszych badań norweskich naukowców z Centrum Badań Ekonomicznych Ragnara Frischa o 7 punktów co pokolenie. Jako główną przyczynę podaje się rozwój technologii i wynikające z tego zbiorowe gnuśnienie.
Powyższe słowa krytyki nie oznaczają przekonania, że w czasach sekularyzacji i upadku autorytetów znalezienie trwałego oparcia dla ustroju państwa to zadanie łatwe. Chodzi mi tylko o zwrócenie uwagi na to, że stamtąd gdzie prezydent Andrzej Duda pyta o drogę, dobra odpowiedź nie nadejdzie.
Znalezienie recepty na proces abdykacji ludowego suwerena to tylko jedno z wyzwań przed jakimi staną przyszli ojcowie założyciele odnowionej konstytucji. W dziedzinie ustrojowych innowacji mamy czym się pochwalić: demokracja szlachecka I Rzeczpospolitej, unia lubelska, unia brzeska czy wreszcie Konstytucja 3 Maja. Szczególnie tę ostatnią przywołał prezydent Duda we wspomnianym orędziu jako ustawę zasadniczą, która określiła podstawy na wskroś nowoczesnego ustroju państwowego. Szlachectwo zobowiązuje, Panie Prezydencie.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
Skomentuj
Komentuj jako gość