Wojewódzki Sąd Administracyjny w Olsztynie zakwestionował decyzję wojewody warmińsko-mazurskiego w sprawie zmiany nazwy ulicy Dąbrowszczaków. Sędzia Katarzyna Matczak nie zakwestionowała decyzji wojewody z powodu zmiany ulicy Dąbrowszczaków na Erwina Kruka, choć od jego śmierci nie minęło 5 lat, a tak stanowi uchwała Rady Miasta.
Nie podzieliła także poglądu Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gdańsku, który, powołując się na art. 165 Konstytucji, uznał samodzielność samorządu terytorialnego w zakresie nazewnictwa ulic, podważając tym samym zarządzenie zastępcze wojewody pomorskiego o zmianie nazwy siedmiu ulic. WSA w Olsztynie uznał, że wojewoda działał zgodnie z ustawą dekomunizacyjną., podzielając argument reprezentującej wojewodę mec. Ewy Chajęckiej, o wyższości rangi ustawy dekomunizacyjnej nad prawem miejscowym.
Nie lubię komentować wyroków sądów. Ale kwestionując uzasadnienie IPN o wpisaniu Dąbrowszczaków na listę patronów podlegających dekomunizacji, sędzia Katarzyna Matczak sięgnęła po argumenty natury politycznej i historycznej, co w pełni uprawnia do komentarzy i polemik. Zwłaszcza, że użyte w uzasadnieniu argumenty to istne kuriozum. Jak choćby taki, że tylko 40 proc. członków XIII Brygady stanowili komuniści. Pozostali byli ochotnikami, socjalistami, związkowcami i robotnikami. Ludzie ci po wojnie nie brali udziału jako organizacja w budowie nowego ustroju, ponieważ brygada działała w latach 1936 – 1939. Zaangażowały się tylko jednostki. Trudno, by odium spadło na 5 tys. osób walczących z faszyzmem.
Sąd ma ten przywilej, że nie musi odpowiadać na żadne pytania. A szkoda, bo rad bym wiedzieć, jaki procent komunistów stanowi wystarczający poziom „cukru w cukrze” aby zasłużyć na symbol komunizmu. Demokratyczna większość, czy może bliżej 90 proc? A co wtedy z pozostałymi 10 proc. „ochotników”? Sprawę dodatkowo komplikuje fakt, że ochotnikami była także duża część komunistów. Jak Sygmunt Stein, działacz komunistyczny żydowskiego pochodzenia z polskiej Galicji Wschodniej. W swojej wstrząsającej książce „Moja wojna w Hiszpanii. Brygady Międzynarodowe – koniec mitu” przedstawia m.in. motywacje swoich przybyłych z różnych stron świata komunistycznych towarzyszy. Okazuje się, że obok tych, którzy „jadą na rewolucję” lub „walczyć o sprawę proletariatu”, byli poszukiwacze przygód, żądni zysku hochsztaplerzy i kryminaliści. Aby jeszcze bardziej ucieszyć panią sędzię Matczak przypomnę, że rekrutacja komunistów odbywała się w sposób tajny, oficjalnie bowiem partie komunistyczne w poszczególnych państwach do tego się nie przyznawały. Czy to zmniejsza komunistyczny charakter Brygad Międzynarodowych o dalsze 10 proc? Czy narodowościowa Wieża Babel walczącej pod francuską flagą, za francuskie pieniądze i pod francuskim dowództwem Legii Cudzoziemskiej powoduje, że militarne i polityczne cele jakim służyła ta formacja są mniej francuskie?
Powiedzieć, że Brygady Międzynarodowe realizowały cele polityczne Stalina i Kominternu to historyczny banał. Wspomniany Sygmunt Stein pisze o Rosjanach, którzy „są ponad policją hiszpańską”. Obsadzają całą „górę” aparatu policyjnego, „Decydują o aresztowaniu każdego więźnia politycznego i wykonaniu każdego wyroku śmierci”.
W rzeczywistości grupa sowiecka liczyła 2064 ludzi i tworzyła przede wszystkim aparat komisarzy politycznych. Reszta to doradcy wojskowi, instruktorzy, piloci i czołgiści. Wszystko według znanego w wielu państwach, które doświadczyły komunizmu, wzorca. Celem nie była walka z faszyzmem (Polacy już 17 września 1939 r. boleśnie tego doświadczyli) lecz zbudowanie w Hiszpanii strategicznie ważnego, komunistycznego przyczółka do walki z burżuazyjną Europą. Grunt był zresztą świetnie przygotowany, ponieważ republikański rząd Manuela Azana już w 1932 r. rozpoczął skrajnie antyklerykalną politykę, zlikwidował zakony i upaństwowił ich dobra oraz przeprowadził, wzorowaną na metodach sowieckich, reformę rolną.
Grozą przejmuje myśl, że wojna domowa w Hiszpanii mogła się zakończyć zgodnie z zamiarami Stalina. Jak potoczyłyby się losy II wojny światowej, jak wyglądałaby Europa z powojenną, komunistyczną Hiszpanią, kiedy w sąsiednich Włoszech i Francji w siłę rosły partie komunistyczne? A przecież tak mało brakowało. Gdyby nie determinacja i bezlitosny antykomunizm gen. Franco cena upadku komunizmu byłaby zapewne zupełnie inna. Nie bez powodu gen. Franco pozostał głuchy na jakikolwiek kompromis dotyczący losów komunistów biorących udział w wojnie domowej. W specjalnym dekrecie marksizm i komunizm określono jako największe zagrożenie dla państwa, społeczeństwa i ładu moralnego. Wszystkich komunistów potraktowano jako agentów Moskwy. Na większości wykonano wyroki śmierci, resztę czekały ciężkie więzienia lub roboty publiczne. Podobnie postąpił gen. Pinochet w Chile. Jak pokazuje historyczne doświadczenie, był to jedyny sposób na powstrzymanie tej ogarniającej świat, krwawej zarazy.
To wyjaśnia, dlaczego „tylko jednostki” - jak powiedziała sędzia Matczak - zaangażowały się w budowę nowego, powojennego ustroju w Polsce. Ale tylko częściowo. Powód drugi, to zawód i rozczarowanie jaki przeżyli tacy ideowi komuniści jak Sygmunt Stein. Oni nie musieli jechać do Polski. Klapki z oczu spadły im już w Hiszpanii, gdy z bliska zobaczyli eksportowy towar przywieziony przez radzieckich towarzyszy. Tylko czy to w jakikolwiek sposób umniejsza komunistyczną symbolikę Brygad Międzynarodowych, w tym XIII Brygady im. Jarosława Dąbrowskiego?
Nie ulega wątpliwości, że było tam wiele osób inspirowanych walką z faszyzmem. Być może wśród „Dąbrowszczaków” było ich nawet 60 proc. Jednak przyjmując takie kryterium symbolem komunizmu przestaje być np. Fidel Castro, ponieważ, poza garstką jego towarzyszy, reszta walczyła przeciwko dyktaturze Batisty, a nie o nowy raj na ziemi.
Wojewódzki Sad Administracyjny w Gdańsku, kwestionując zmianę nazw siedmiu ulic, powołał się na zapis Konstytucji, dodając, że rolą sądu nie jest polemizowanie z faktami historycznymi. Sędzia Katarzyna Matczak postąpiła inaczej. Nie tylko uległa pokusie historycznej polemiki, ale, jako sędzia sądu administracyjnego, podjęła się niezwykle ryzykownej, bo opartej na proporcjach liczbowych, interpretacji tego co jest, a co nie jest symbolem komunizmu.
Ciężar gatunkowy takich ocen w oparciu o które podejmowane są ważne decyzje sądu to nie to samo co zwykła, historyczna dyskusja. Dlatego mam cichą nadzieję, że pani sędzia nie poprzestanie na suchym uzasadnieniu decyzji sądu i usłyszymy na ten temat nieco więcej.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość