Trzy miesiące temu Stowarzyszenie „Święta Warmia” złożyło Wojewodzie Warmińsko-Mazurskiemu dwie propozycje zmian olsztyńskich ulic: Wincentego Pstrowskiego na ks. Adalberta Zinka i Dąbrowszczaków na Ericha Mendelsohna.
Pewnie nie tylko my, ale wszyscy, którzy aktywnie zaangażowali się w realizację ustawy dekomunizacyjnej liczyli, że wojewoda Artur Chojecki, zanim podejmie ostateczne decyzje, stworzy platformę do rozmowy, konfrontacji argumentów i ciekawej rozmowy o historii. Takie informacje zresztą nieoficjalnie się pojawiały. Wyszło jak zawsze, jak kilka miesięcy wcześniej w Radzie Miasta pod rządami „obrońców demokracji” z Platformy Obywatelskiej. Dziękując zatem Panu wojewodzie za list z podziękowaniami za ”wkład” i „uznanie za postawę” informuję, że o decyzjach podjętych przez Pana dowiedziałem się z prasy, więc zapowiadana oficjalna informacja o podjętych decyzjach nie będzie konieczna.
W związku z powyższym pozwolę sobie na odrobinę musztardy po dekomunizacyjnym obiedzie i przekazanie tą drogą kilku uwag związanych z realizacją tzw. ustawy dekomunizacyjnej.
Co do naszych dwóch propozycji zmian nazw ulic uznania nie znalazła żadna. W ostatnich latach włożyliśmy wiele starań w przybliżenie mieszkańcom naszego regionu zapoznanej postaci księdza Adalberta Zinka. Proponowaliśmy, stosownie do zasług, jego patronat nad dotychczasową ulicą Pstrowskiego. Tymczasem ktoś pozwolił sobie na ponury żart i „przydzielił” go Dywitom, w miejsce Malewskiego, bez związku z miejscem i jego historią. Ponoć dlatego, aby Malewski z Dywit przestał się mylić z Malewskim z Olsztyna.
Nasza propozycja zamiany ulicy Dąbrowszczaków na Ericha Mendelsohna nie była odosobniona. Tak znanych w świecie postaci tutejszego pochodzenia zatrzęsienia nie mamy. O wyborze tej właśnie ulicy decydował fakt, że Mendelsohn, światowej sławy architekt i przyjaciel Alberta Einsteina, tutaj właśnie uczęszczał do szkoły.
W zamian za to mamy konflikt wojewody z lokalnym prawem, które zabrania wyboru patronów ulic przed upływem 5 lat od ich śmierci. Przypomnijmy, że zakaz ten zdominowana przez PO Rada Miasta uchwaliła siedem lat temu, aby śp. Lech Kaczyński nie został patronem jednej z olsztyńskich ulic. Rada Miasta miała wprawdzie prawo podjąć taką uchwałę, ale złamano elementarną zasadę państwa prawa jaką jest zakaz jego instrumentalizacji. Trudno uwierzyć, że złamanie prawa przez wojewodę, czyli organ powołany do kontroli zgodności uchwał RM z prawem, pozostaje bez związku z tym co się zdarzyło 7 lat temu. Oczywiście radni już przegłosowali odwołanie od decyzji wojewody, co oznacza, że chocholi taniec „prawodawców” będzie miał ciąg dalszy.
Na szczęście sama postać Erwina Kruka jako patrona ulicy nie budzi kontrowersji. Szkoda tylko, że nikt nie zastanowił się nad jego zdaniem w tej sprawie. Nie zadał sobie pytania, czy on sam, zwłaszcza jako były senator RP, byłby zachwycony okolicznościami (bez)prawnego dopychania kolanem swojego patronatu nad ulicą. Bo przecież nie żyje. A zmarli, choć bywają potrzebni, w czasach miłościwie panującej demokracji głosu nie mają.
Zmiana ulicy Piotra Diernowa wprawdzie takich emocji nie budzi, ale ma swój tragikomiczny kontekst. Wojewoda zdecydował o usunięciu tego patrona leśnej drogi, choć o śmierci żołnierza o tym nazwisku w zasadzie nic pewnego nie wiemy. Legendę wytworzoną przez władze komunistyczne, jakoby własną piersią zasłonił gniazdo niemieckiego karabinu maszynowego, można włożyć w buty. Z drugiej strony przekazowi o śmierci tego szeregowego żołnierza podczas forsowania Wadągu trudno zaprzeczyć. Nie zamierzam jakoś szczególnie bronić dotychczasowego patrona tej ulicy, ale moje wątpliwości budzi rewolucyjna gorliwość skierowana przeciwko szeregowemu żołnierzowi, przypominająca dziedzictwo ludzi poprzedniego systemu. Szczególnie, że mówimy o leśnej drodze, prowadzącej do schroniska dla zwierząt. Pewnie to właśnie mieli na myśli pomysłodawcy zamiany Piotra Diernowa na św. Franciszka z Asyżu. Mnie natomiast miejsce to kojarzy się z tumanami kurzu unoszonymi przez samochody zmierzające latem na działki oraz do schroniska i z torem przeszkód powstającym się po każdym większym deszczu. I do tego właśnie św. Franciszek, jako symbol nędzy tej „ulicy” i udręki mieszkańców przydrożnych domów, będzie pasował doskonale.
Oczywiście pomiędzy tymi sprawami można nie dostrzegać żadnego związku. Podobnie jak nie wszyscy wyznają zasadę, że zbawianie świata należy zacząć od wyczyszczenia butów.
Korzystając z okazji chciałbym przypomnieć Panu wojewodzie, podobnie jak wcześniej olsztyńskim radnym, że dekomunizacja nazw olsztyńskich ulic odbywa się w cieniu prezydenta Franklina Delano Roosevelta, któremu wdzięczni komuniści poświęcili nazwę placu w naszym mieście. To wstydliwa łatwizna zmagać się z mglistą pamięcią o szeregowym rosyjskim żołnierzu i czekać, aż odwaga stanieje do tego stopnia, że zajęcie się placem F. D. Roosevelta będzie wyrazem szczerego, ale bezpiecznego patriotyzmu.
Bogdan Bachmura
Od redakcji: A co z ulicą Henryka Panasa i Zbigniewa Nienackiego?
Skomentuj
Komentuj jako gość