Kolejny sierpień, i kolejna rocznica „karnawału Solidarności”. Wprawdzie nie okrągła, a jednak szczególna. Od dawna bowiem nie mieliśmy tylu powodów, aby wrócić do pytania: czy (mówiąc Wałęsą) OTAKE Polske walczyliśmy.
Oczywiście 37 lat temu żadnych konkretnych wyobrażeń na temat przyszłej Polski nie mieliśmy. Ogólnie śnił nam się „Zachód”, ale działaczom Solidarności czas wypełniała ciągła szarpanina z komunistycznym „aparatem”. To, jak sobie przyszłą Polskę wyobrażaliśmy, wynikało raczej z ducha „karnawału Solidarności” i sprzeciwu wobec otaczającej rzeczywistości.
Klimat tamtych czasów przywołał ostatnio prezydent Andrzej Duda przy okazji weta ustawy o Sądzie Najwyższym. Chodzi o powołanie się prezydenta na autorytet pani Zofii Romaszewskiej, która przypomniała, że podporządkowanie ministra sprawiedliwości prokuratorowi generalnemu to rozwiązanie nie tylko znane z czasów PRL, ale należące do kanonu ówczesnych, systemowych patologii. Chowanie się strażnika Konstytucji za plecami zasłużonej opozycjonistki w sprawie dotyczącej materii czysto prawnej może wprawdzie budzić wątpliwości, ale życzyłbym sobie, aby inne skojarzenia ze słusznie minionym ustrojem równie silnie trafiały do przekonania dzisiejszych prawodawców i politycznych elit.
Zgodnie z regułą Alexisa de Tocqueville, jednego z najwnikliwszych analityków demokracji, „Rewolucjoniści dziedziczą cechy kultury politycznej poprzedniego ustroju”. Polska, poprzez dzierżących stery władzy w III RP uczestników dawnej solidarnościowej opozycji, jest podwójnie obciążona ustrojowym DNA. Nie tylko bowiem z powodu mentalnego zasiedzenia byłych działaczy opozycji w minionej, ustrojowej rzeczywistości, ale także poprzez aksjologiczne, oświeceniowe pokrewieństwo liberalnej demokracji z „demokracją ludową”. To tłumaczy na przykład dlaczego wspólna dla obu zwalczających się ustrojowych krewniaków ideologia równości skutkuje powrotem „towarzysza szmaciaka”, a dzisiejsza ateizacja społeczeństw, choć prowadzona odmiennymi metodami, powoduje, że perspektywa „dyktatury relatywizmu” jest bliższa jak nigdy dotąd.
Ale czy wszystkie relikty wiecznie żywego peerelu da się w ten sposób rozgrzeszyć? Czy dworując sobie na różne sposoby ze zjednoczonej i „robotniczej” monopartii mogliśmy przypuszczać, że nasi koledzy z opozycji zbudują jej kopie, które jak dawniej będą sprawować nadzór nad instytucjami państwa, publicznymi mediami i wybranymi z partyjnych list „przedstawicielami narodu”?
Żadne różnice poglądów przecież nie zapowiadały, że jeden z nas, ludzi solidarnościowej opozycji, użyje utworzonej przez siebie partii jako pasa transmisyjnego światopoglądowej rewolucji i narzędzia niszczenia aksjologicznych fundamentów państwa?
Że cień komuny okaże się tak długi, iż walka z nim 27 lat od jej upadku doprowadzi kolejnego antykomunistę i jego partię do rewolucyjnej walki z najważniejszymi instytucjami państwa?
Kto wreszcie mógł pomyśleć, że atomizacja Polaków, będąca koniecznym i nieodłącznym atrybutem władzy komunistycznej, zostanie tak twórczo i skutecznie przeprowadzona przez wspomniany tandem byłych ludzi Solidarności?
Tym, co najbardziej wyróżnia obie rzeczywistości jest ustój gospodarczy. Toczone nieustannie od ćwierćwiecza spory o polski model gospodarczej transformacji nie zmieniają faktu, że aktywność i przedsiębiorczość jaką wyzwolił kapitalizm i wolny rynek odmieniły Polskę w sposób diametralny. Tymczasem największym hamulcowym rozwoju Polski, znów podobnie jak za komuny, jest słabość instytucji państwa. To, co powinno być największym atutem każdej zdrowej demokracji, amortyzatorem neutralizującym skutki działań z zasady średnich jakościowo elit, jest tylko funkcją bieżącej walki politycznej, której perspektywę wyznaczają najbliższe wybory. Jak mówił niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” dr hab. Artur Wołek, z rutynowymi czynnościami, takimi jak wydawanie dowodów osobistych czy rejestracją samochodów nasze państwo daje sobie radę całkiem nieźle i zdecydowanie góruje nad tym, co starsi wiekiem pamiętają z czasów komuny. Ale w obliczu sytuacji kryzysowych, gdy trzeba sprostać wyzwaniom szczególnym, państwo polskie znów okazuje się tworem „teoretycznym”. I nie muszą to być wielkie wyzwania cywilizacyjne. Wystarczą zwykłe dziki, których niszczące panoszenie się na terenie miast jest problemem nie do rozwiązania. A ponieważ politykom brakuje właściwych, ustrojowych narzędzi wpływania na rzeczywistość, po staremu zastępują je ręcznym sterowaniem instytucjami państwa.
Kwintesencją takiego konstytucyjnego braku spójności państwa i refleksji nad jego funkcjonowaniem jest pozycja prezydenta RP. Z teoretycznie silnym, pochodzącym z powszechnych wyborów mandatem, ale bez możliwości realnego rządzenia. I choć tutaj o analogie z konstytucją PRL trudniej, ponieważ nie przewidywała ona funkcji głowy państwa, to odpowiednika naszego strażnika żyrandola można dostrzec w narażonym na nie mniejszą liczbę żarcików, przewodniczącym Rady Państwa. Ten brak bezpośredniej koincydencji nie zmienia faktu, iż silnego i spójnego ustroju państwa nie stworzyliśmy z tego samego co za komuny powodu: bo dziedzicząc cechy poprzedniego ustroju przeznaczyliśmy główną rolę w państwie partiom politycznym.
Powiedzmy sobie szczerze: choć wśród byłych demoludów mieliśmy najsilniejszą i najlepiej zorganizowaną opozycję, to na wypadek upadku komuny ani w 1980, ani nawet w 1989 roku nie mieliśmy żadnego planu. Nie mieliśmy pomysłu na rozliczenie upadającego systemu, na przyszły model gospodarki, budowę nowych instytucji państwa czy sposób kreowania politycznych elit. Paradoksalnie ustawę o działalności gospodarczej, która była fundamentem gospodarczego boomu początku lat 90. stworzyli ludzie poprzedniego systemu. Później ich Solidarnościowi następcy, solidarnie zajęli się jej psuciem.
Zdaję sobie sprawę, że każdorazowa próba odpowiedzi na pytanie, czy OTAKE Polske walczyliśmy, przynosi różne rezultaty oraz odmienne rozłożenie akcentów. Dlatego postanowiliśmy je zadać uczestnikom siódmej już „Debaty z Debatą”. Do udziału w niej zaprosiliśmy m.in. Zofię Romaszewską, Krzysztofa Wyszkowskiego i Stefana Śnieżkę, znanych i zasłużonych członków opozycji antykomunistycznej, mających także swój udział w kształtowaniu instytucji III RP. Zapraszamy Państwa tradycyjnie do Książnicy Polskiej, 24 sierpnia o godz. 17.30.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość