To jest ten sam Roosevelt, którym tak zachwycali się Sikorski i Mikołajczyk i którego imieniem nazywają w kraju ulice. Istotnie, ulice o tej nazwie nadają się znakomicie, aby na nich budować później pomniki Stalina. Roosevelt świadomie chce wtedy oddać Stalinowi Polskę, w ogóle związać Rosję sprawami europejskimi, aby mieć swobodne dla Ameryki ręce na Dalekim Wschodzie. To zdanie pochodzi z książki Stanisława Cata-Mackiewicza „Lata nadziei” i świetnie się nadaje na motto naszego majowego spotkania z cyklu „Debata z Debatą”.
Mam nadzieję, że osoby, które zdecydowały się w niej uczestniczyć nie żałowały poświęconego czasu. Tym razem bowiem postanowiliśmy porozmawiać o olsztyńskim placu, a właściwie o jego patronie, którego wdzięczni komuniści, nie bacząc na ideologiczną wrogość, już od 1945 roku w całej Polsce honorowali ulicami i placami. Uczestnikom debaty zadaliśmy pytanie: „Czy Plac F. D. Roosevelta powinien być zdekomunizowany”, choć mamy świadomość, że akurat tego patrona olsztyńskiego placu ustawa o „zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego” bezpośrednio nie dotyczy. Powody zorganizowania takiej debaty były co najmniej dwa. Pierwszy, to zupełny brak reakcji na cztery wnioski jakie od dawna leżą w Radzie Miasta (złożony w 1994 r. przez ówczesnych posłów RP, Grażynę Langowską i Józefa Lubienieckiego, Społeczną Inicjatywę Mieszkańców Olsztyna „Jaszczur”, Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej i Stowarzyszenie Pro Patria). Drugi powód, to pytanie o sens zmiany nazw takich ulic jak Wincentego Pstrowskiego czy Dąbrowszczaków, podczas gdy plac w centrum miasta nosi imię prezydenta, którego polityka i decyzje okazały się dla Polski bardziej brzemienne w skutki niż prokomunistyczne zaangażowanie wszystkich patronów olsztyńskich ulic, objętych tzw. ustawą dekomunizacyjną. O te dwie kwestie chcieliśmy zapytać głównie olsztyńskich radnych, stąd przede wszystkim do nich skierowane zaproszenia. Przyszło dwóch: Dariusz Rudnik i Jarosław Babalski -obaj z klubu Prawa i Sprawiedliwości. Pozostałe kluby nie zdołały nawet wydelegować po jednym przedstawicielu (radni Krystyna Flis i Marian Zdunek osobiście wytłumaczyli swoją nieobecność). Nam szczególnie zależało na obecności radnej Haliny Ciunel, przewodniczącej Rady Miasta, na której ręce przedstawiciel Jaszczura złożył 800 podpisów popierających inicjatywę zmiany nazwy placu (wraz z poparciem Rady Osiedla), zaś Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej 600 podpisów oraz radnego Łukasza Łukaszewskiego, przewodniczącego Komisji Gospodarki Komunalnej odpowiedzialnej za sprawy nazewnictwa ulic i placów. Uczestnicy debaty, łącznie z wnioskodawcami zmiany nazwy placu, byli raczej sceptyczni co do szans powodzenia tej inicjatywy. I bynajmniej nie z powodu różnic w ocenie roli jaką w Teheranie i Jałcie w sprawie Polski odegrał prezydent Roosevelt. Chodzi głównie o kwestie bieżącej polityki, a konkretnie obawę o reakcję Stanów Zjednoczonych, naszego głównego dziś sojusznika i protektora, dla którego mit prezydenta Roosevelta jako autora ekonomicznego nowego ładu i zwycięzcy II wojny światowej jest narodową świętością. Podczas debaty jeden z jej uczestników szepnął mi do ucha, że takie argumenty to kolejny przykład na pokutującą wśród dużej części Polaków mentalność pańszczyźnianej podległości. Coś, co Rafał Ziemkiewicz nazwał duszą niewolniczej trzody. I rzeczywiście, chyba coś jest na rzeczy. Bo przecież z jednej strony trudno sobie wyobrazić, aby Amerykanie tolerowali u siebie, kierując się zewnętrznymi opiniami, jakiegoś odpowiednika Roosevelta. Drugie świadectwo tej mentalności to przekonanie, że zmiana nazwy placu w Olsztynie kogokolwiek w Stanach obejdzie i wywoła dyplomatyczny konflikt. Taka postawa wynika z przyjęcia, nie polskiej, ale amerykańskiej perspektywy myślenia i postrzegania Roosevelta jako amerykańskiego patrioty, którego uległość wobec Stalina rozgrzesza trwająca wojna z Japonią. Twardego realisty, któremu należy się wyrozumiałość za łgarstwa, jakimi częstował w 1944 r. Stanisława Mikołajczyka, przedstawiając się jako przeciwnik linii Curzona i obiecując, że w granicach powojennej Polski znajdzie się Śląsk, Prusy Wschodnie, Królewiec, Lwów i region Tarnopola. To tak, jakby Japończycy okazywali Amerykanom wyrozumiałość za zrzucenie bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki, ponieważ przyspieszyło to zakończenie wojny i najprawdopodobniej ograniczyło liczbę ofiar po obu stronach. Na szczęście historycy znacznie rzadziej ulegają pokusom dziejowego „realizmu”. Prof. Paweł Wieczorkiewicz w swojej Historii politycznej Polski 1935-1945 nie miał złudzeń, że Roosevelt, choć udawał mediatora, przeszedł praktycznie w zasadniczych kwestiach na stronę Sowietów. A według wspomnianego na początku St. Cata-Mackiewicza W historii Polski jest dla Roosevelta miejsce obok Fryderyka II i Katarzyny II. W podobnym duchu wypowiadał się uczestnik debaty, prof. Witold Gieszczyński i naczelnik IPN, dr Waldemar Brenda. Czy fakt, że na olsztyńskim placu Roosevelta, zamiast wspomnianego przez Cata-Mackiewicza pomnika Stalina stoi „pomnik” Mc Donalda, usprawiedliwia dalszą tam obecność prezydenta Roosevelta? Pytani o to podczas debaty radni Babalski i Rudnik zdecydowanie opowiedzieli się za zmianą patrona placu. Ten ostatni sugerował zajęcie się sprawą po wygranych przez PiS lokalnych wyborach. Dołożył jednak łyżkę dziegciu, zapowiadając konieczność konsultacji z partyjną górą. Czyli: nic nowego. Wolna rączka, ale w partyjnych dybach. Bo czyż nie strach przed gniewem partii jest powodem uników radnych PO w sprawie placu Roosevelta, czy ulicy prezydenta Lecha Kaczyńskiego? Dla mnie najlepszym owocem naszej debaty była możliwość poznania i rozmowy z osobami reprezentującymi Jaszczura i Towarzystwo Miłośników Wilna i Ziemi Wileńskiej. Wcześniej nie wiedziałem, że wnioski o zmianę nazwy placu poparli łącznie ok. 1400 podpisami! Warto o tym pamiętać, gdy jesienią przyszłego roku znów zobaczymy na wyborczych plakatach i ulotkach uśmiechnięte, pełne demokratycznych sloganów twarze dwojga radnych PO, którzy ich pracę zignorowali. A co do placu Roosevelta, to obiecaliśmy sobie, że nie odpuścimy.
Bogdan Bachmura
Prezes Stowarzyszenia „Święta Warmia” i „Fundacji Debata”, politolog, publicysta
FILM Z DEBATY CZ. 1 I CZ. 2
Skomentuj
Komentuj jako gość