Kilka dni temu dziennik „Fakt „ napisał, że poseł Leonard Krasulski, szef struktur regionalnych PiS w Elblągu, służył w latach 1969 – 1976 jako żołnierz zawodowy w 1 Warszawskim Pułku Czołgów w Elblągu, który brał udział w pacyfikacji Gdańska w 1970 r. Publikacja „Faktu” zawiera wyraźną sugestię, że Krasulski brał w niej udział.
Warto się przyjrzeć wydarzeniom, które potem miały miejsce, a przede wszystkim reakcji samego posła Krasulskiego, ponieważ są charakterystyczne dla atmosfery jaką wytworzono w Polsce wokół przeszłości osób służących i pracujących w instytucjach PRL.
Zdrowy rozsądek podpowiada pytanie: w czym problem? Przecież zawodowej służby w (L)WP nigdy nie uznano w III RP za czyn patriotycznie naganny. Tym bardziej oczywiste byłoby wykonanie rozkazu wyjazdu wraz z jednostką do Gdańska. Zwłaszcza, że dowodzenie drużyną ewakuacyjną czyniło mało prawdopodobnym udział w bezpośrednim użyciu przemocy wobec ludności cywilnej miasta.
Leonard Krasulski z jakiś powodów uważał inaczej, skoro w swoim oficjalnym biogramie nie uznał za stosowne wspomnieć o swojej siedmioletniej, zawodowej służbie w (L)WP. Najgorsze jest jednak to, że w reakcji na publikację „Faktu” wykreował się na bohatera, który odmówił wykonania rozkazu i nie wyjechał ze swoim pułkiem na Wybrzeże. Te - jak to określił prof. Antoni Dudek: „bujdy z chrzanem” - nie są zwyczajnym kłamstwem. Odmowa wykonania rozkazu z powodów politycznych, zwłaszcza w tamtym czasie i okolicznościach, to dowód wielkiej odwagi. Przypisanie sobie takiego czynu to nie tylko blamaż, ale utrata praw honorowych. Nawet elementarna, niekoniecznie poparta badaniami historyków, wiedza o tamtych czasach podpowiada, co działo się z żołnierzami odmawiającymi rozkazu, zwłaszcza w takich okolicznościach jak robotnicze protesty w Gdańsku 1970 r. Służbowe awanse, jakie spotkały Leonarda Krasulskiego niedługo potem, do zwyczajowych reakcji za odmowę rozkazu nie należały.
Jego reakcja przypomina tłumaczenia wielu byłych TW, którzy pod presją ujawnionych dokumentów sięgają po najbardziej urągające logice tłumaczenia. Tylko po co, skoro do zamknięcia całej sprawy wystarczyłyby najprostsze, najbardziej logiczne argumenty?
Tak naprawdę źródła takiej postawy nie są trudne do zidentyfikowania. To skutek presji jaką wywiera na polityków prawicowych od lat lansowana, heroiczna narracja, w której nie ma miejsca na zwyczajnych ludzi, na ich słabości, chwile zwątpienia, prawo do błądzenia. Poprzeczka została zawieszona tak wysoko, że mundur milicjanta czy Wojsk Ochrony Pogranicza to przejaw kolaboracji z komunistycznym reżimem, ujma na honorze nie do zmazania. A co dopiero zawodowa służba w komunistycznym wojsku! Wykonanie rozkazu wyjazdu z jednostką wojskową, bez względu na funkcję i stopień, to plama, której ślady trzeba wymazać z oficjalnego życiorysu, bo nic, żadne odkupienie win, nie jest w stanie jej do końca usunąć z oczu czujnego elektoratu. Podobnie było z byłym prokuratorem Piotrowskim, który uznał za stosowne publicznie łgać, bo przyznanie się do jednego podpisu zamykało mu drogę do udziału w życiu publicznym. Na przykładzie posła Krasulskiego jednak widać, że „rewolucyjna czujność” czasami działa wybiórczo. Bo przecież fakty o jego zawodowej służbie w wojsku musiały być w partii znane, skoro znajomi Krasulskiego przyznają, że o tym od dawna wiedzieli.
Ta niezłomnie-patriotyczna narracja od lat jest pałką PiS na politycznych przeciwników, ponieważ tam populacja ludzi o komunistycznym rodowodzie jest dużo większa. Ale i ten kij ma dwa końce. I właśnie tym drugim oberwał Leonard Krasulski, stając się zarazem „twórcą i tworzywem” partyjnie sterowanego, instrumentalnego antykomunizmu.
Według mnie to powinien być jego polityczny koniec. Nie za służbę w komunistycznym wojsku, lecz za rodzaj kłamstwa. Za próbę postawienia się w jednym szeregu z osobami, które za odmowę rozkazu zapłaciły wysoką cenę. Bo chyba m.in. na tym miała polegać „dobra zmiana”?
Co z tym zrobi PiS? Nikt, z kim o tym rozmawiałem, a nie były to osoby związane z lewicą czy z PO, nie miał wątpliwości, że nic. Skąd ten mały brak wiary? Może z praktyki ostatnich 70 lat, kiedy to Piotrowscy czy Krasulscy mogli błądzić, ale partia nie myli się nigdy.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość