Rząd Beaty Szydło przyjął projekt tzw. ustawy dezubekizacyjnej. Można dyskutować czy drastyczne obniżenie świadczeń emerytalnych i rentowych powinno objąć np. funkcjonariuszy Wojsk Ochrony Pogranicza. Nie ulega jednak wątpliwości, że w stosunku do byłych esbeków „sprawiedliwość społeczna”, jak to określiła pani premier, spóźniła się o całe ćwierć wieku. Grubo spóźniony jest także senacki projekt ustawy o działaczach opozycji antykomunistycznej.
Według premier Beaty Szydło zawarte w senackim projekcie propozycje „przywracają elementarną sprawiedliwość społeczną dotyczącą ludzi, którzy w czasach PRL-u byli prześladowani. To oni poświęcali swoje życie, kariery (…) a polskie państwo przez te wszystkie lata po prostu o nich zapomniało”.
Jego główny punkt zakłada, że każdy, kto uzyska status działacza opozycji antykomunistycznej, będzie miał prawo do comiesięcznego świadczenia w wysokości 400 zł. Do tego dochodzi prawo do świadczeń opieki zdrowotnej poza kolejnością, zniżki na przejazdy komunikacją publiczną i różne formy uznaniowej, jednorazowej lub okresowej pomocy na wypadek zdarzeń o szczególnym, losowym charakterze.
Zgodnie z projektem, koncesjonowanym działaczem opozycji antykomunistycznej można zostać na dwa sposoby: dzięki materiałom zebranym przez Instytut Pamięci Narodowej lub decyzji Szefa Urzędu do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, na podstawie zeznań dwóch świadków przedstawionych przez zainteresowaną osobę.
Taki kształt projektu ustawy wywalczonej przez organizacje reprezentujące byłych opozycjonistów oznacza radykalny zwrot w sprawie pomocy dla działaczy dawnej opozycji. Dotychczasowe pomysły, pomimo wielu różnic, przyjmowały jako zasadę pomoc osobom pozostającym w trudnej sytuacji materialnej, co byłoby społecznie zrozumiałe i akceptowalne. Comiesięczna wypłata 4oo zł. „dla każdego” stanowiłaby zagrożenie dla dotychczasowego sposobu postrzegania działalności opozycyjnej. Dawne poświęcenie „dla sprawy”, to największy, szczególnie cenny w czasach powszechnej interesowności i kultu mamony, społeczny kapitał byłych działaczy i wzór dla młodego pokolenia Polaków. Pomysł stałego, pieniężnego świadczenia, którego podstawowym kryterium ma być działalność opozycyjna, może być zasadnie postrzegane jako wyrównanie starych rachunków z resztą społeczeństwa w formie wynagrodzenia za dawną działalność. Na dodatek ograniczone możliwości weryfikacji ustnych świadectw działalności opozycyjnej tworzą te same mechanizmy, dzięki którym liczba członków ZBOWiD-u systematycznie rosła aż do upadku komuny.
Ale to nie wszystko. Może najgorsze jest to, że ludzie najbardziej potrzebujący, którzy dobrze zasłużyli się Ojczyźnie i często od wielu lat żyją w biedzie, teraz otrzymają od państwa upokarzający ochłap, który najbardziej poprawi samopoczucie darczyńcom, zaś obdarowanym „żyć nie da, i zdechnąć nie pozwoli”.
Prawdę mówiąc, nie rozumiem tej nowej maniery rozdawania wszystkim po równo. Obsadzania siebie w roli bogów, rozdających państwową, jakby niczyją, mannę. Przecież elementarny rozsądek podpowiada, aby ludziom, którzy walczyli kiedyś o godność dla nas wszystkich, nie odzierać dziś z godności państwową jałmużną. Pomóc tym, którzy takiej pomocy potrzebują i która pozwoli godnie żyć, zrównując ich status materialny przynajmniej do poziomu najniższego, ustawowego wynagrodzenia, a najlepiej do wysokości nowego uposażenia dawnych funkcjonariuszy SB.
Trudno zrozumieć, co kieruje przedstawicielami dawnej opozycji, którzy forsują wersję Kombatant 400+. To może dobry sposób na uniknięcie efektu polskiego piekła. Ale co powiemy naszym dzieciom i wnukom? Order za poświęcenie, a pieniądze za fatygę? A może nie będą o to pytali? Może, gdy Ojczyzna znów będzie w potrzebie, łatwiej im przyjdzie powiedzieć: za ile?
Skomentuj
Komentuj jako gość