Platforma Obywatelska jest dzisiaj cieniem samej siebie. Dowodem jest nie tylko jej świeżo skompletowany gabinet cieni. Długi cień dawnej Platformy padł także na olsztyńskie struktury tej partii, które wybrały na swojego przewodniczącego Marcina Kuchcińskiego. Samodzielna kandydatura i prawie 100 proc. poparcie wskazuje, że Kuchciński wyrósł na męża opatrznościowego lokalnych struktur PO.
O politycznej osobowości samego Kuchcińskiego trudno cokolwiek powiedzieć, poza dojmującym wrażeniem jego braku. Osobiście zapamiętałem go jako radnego poprzedniej kadencji, którego głównym zajęciem podczas obrad były pogaduszki z radnym Pawłem Papke. Nie można mu za to odmówić talentu życiowej zaradności, który na podatnym gruncie Platformy Obywatelskiej skazany był na owocny rozwój.
Dużo więcej uwag w związku z tym ciśnie się na temat samej Platformy. Niemal jednogłośny wybór człowieka, który dwukrotnie został radnym dzięki świadomemu złamania prawa wyborczego, to jednoznaczny sygnał, że o jakiejkolwiek refleksji czy wnioskach z przegranych wyborów mowy być nie może. Ludzie przy zdrowych, politycznych zmysłach, zaraz po ujawnieniu kłamstw Kuchcińskiego, pokazaliby mu partyjne drzwi. Wykorzystaliby okazję do pokazania, że w partii idzie nowe i czas tolerancji dla krętaczy bezpowrotnie minął. Zamiast tego, w zamian za dobrowolną rezygnację z mandatu radnego, na otarcie politycznych łez i podreperowania kieszeni, Kuchciński otrzymał miejsce w zarządzie województwa.
Gdy przed laty na jaw wyszło tzw. pompowanie kół w olsztyńskiej Platformie, interweniował Grzegorz Schetyna i w swoim stylu zamiótł sprawę pod dywan. Wtedy jeszcze w Platformie było miejsce dla Lidii Staroń, która otwarcie o takich sprawach mówiła. Po latach prób udało się wreszcie to obce ciało, jakim była obecna pani senator, wypchnąć z szeregów partii. W tym emocjonalnym uniesieniu pobito chyba taktyczny rekord politycznej głupoty, który kosztował partię dwóch posłów (samą Staroń plus jedną osobę z listy, którą by za sobą „pociągnęła”) i senatora (po przegranej Ryszarda Góreckiego z Lidią Staroń). Ale warto było, bo dzięki temu nikt dzisiaj w sprawie błyskotliwej kariery i wyboru Kuchcińskiego nie bruździ. Trzymając sztamę z Kuchcińskim, partia pokazała, że „pisiory” nie będą mieszać w jej szeregach. A to najważniejsze.
W innych okolicznościach zgodny wybór Kuchcińskiego na skróconą, roczną kadencję, byłby dobrym pomysł na przetrwanie i uspokojenie nastrojów w od dawna targanej wewnętrznymi konfliktami olsztyńskiej Platformie. Jednak w tych „okolicznościach przyrody” gremialne opowiedzenie się za kandydaturą Kuchcińskiego przypomina raczej kompromis wewnątrz jakiegoś gangu, który ma uchronić jego członków przed zbiorową jatką.
Dowodzi to starej prawdy, że tylko ludzie, a nie rządy czy partie, są w stanie czegokolwiek się nauczyć. Z małym jednakowoż zastrzeżeniem: bo jeśli prawdziwa jest wieść gminna, że Marcin Kuchciński będzie kandydatem PO w wyborach prezydenta Olsztyna, to przynajmniej tym razem jego prawdziwego miejsca zamieszkania nie trzeba będzie ukrywać.
Bogdan Bachmura
(na zdjęciu od lewej Marcin Kuchciński na sesji rady miasta w pogawędce z Robertem Szewczykiem)
Skomentuj
Komentuj jako gość