O różnych sposobach na tą samą lekcję historii. Poseł Iwona Arent pisze listy do prezydenta Grzymowicza w sprawie tzw. Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej. Sprawa dotyczy wykreślenia pomnika z rejestru zabytków, o co może wnioskować prezydent, a czego nie może zrobić pani poseł. Prezydent odpowiedział, że zdecydowanie nie jest taką inicjatywą zainteresowany. Jednocześnie przesłał pismo poseł Arent do Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który oczywiście odmówił wszczęcia postępowania ponieważ wnioskodawca nie jest stroną w tej sprawie.
Ale pani poseł nie odpuszcza. W drugim piśmie do prezydenta nalega, powołując się na nową ustawę o zakazie propagowania komunizmu lub innego ustroju totalitarnego, aby, jako gospodarz obiektu, zwrócił się z wnioskiem do ministra o wykreślenie pomnika z rejestru zabytków.
Zawarta w piśmie pani poseł argumentacja, szczególnie z perspektywy osoby stanowiącej prawo i stojącej na straży jego przestrzegania, to lektura niezwykle pouczająca.
Przede wszystkim nie wiadomo, na jakiej podstawie prezydent miałby taki wniosek złożyć. Ewentualne wykreślenie obiektu z rejestru zabytków określają konkretne warunki, odnoszące się, najogólniej mówiąc, do istotnych zmian statusu obiektu i nijak się one mają do ustawy o zakazie propagowania komunizmu. Co więcej, od kilku lat do rejestru zabytków wpisane jest tzw. założenie pomnika, czyli Plac Xawerego Dunikowskiego, co dodatkowo komplikuje sprawę. Poseł Arent wykazuje co prawda przebłyski takiej świadomości wspominając o wartości historycznej, artystycznej i naukowej, ale, jej zdaniem, są to argumenty „bardzo wątpliwe”. Na tym wywody pani poseł na ten kluczowy temat dla sprawy ewentualnego wykreślenia pomnika z rejestru zabytków się urywają, co sugeruje albo wykluczający wszelką dyskusję stan poselskiego objawienia, albo, również związany ze zbyt długim zasiedzeniem na tej funkcji, syndrom nabytej pychy.
Natomiast rzeczywiście wątpliwa jest używana przez poseł Arent ( a także prezydenta Grzymowicza) nazwa pomnika. Nie tylko bowiem nie wiadomo od czego Armia Czerwona wyzwoliła Prusy Wschodnie, ale także brak wiedzy na temat sprawców i momentu uwolnienia monumentu autorstwa Xawerego Dunikowskiego od pierwotnej nazwy „Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej” i nadania mu miana „Pomnika Wyzwolenia Ziemi Warmińsko-Mazurskiej”. W związku z brakiem jakichkolwiek formalnych śladów tego zdarzenia zarówno prezydent Grzymowicz jak i pani poseł Arent używają nazwy nieprawidłowej, choć widnieje ona, także nie wiedzieć czemu, we wpisie do rejestru zabytków.
Inny fragment listu pani poseł sugeruje jej brak wiedzy na temat aktualnych planów rewitalizacji Placu Dunikowskiego. Świadczy o tym jej „głębokie przekonanie, że tutejszy Urząd Miasta jest w stanie w znacznie lepszy sposób zagospodarować ten atrakcyjny teren znajdujący się w samym centrum, niż ma to miejsce obecnie”. Tymczasem już dawno został rozstrzygnięty konkurs na rewitalizację placu, dzięki której Pomnik Wdzięczności Armii Czerwonej zyska oprawę jakiej nie miał za najlepszych czasów komuny. Z dwoma tablicami informacyjnymi przypominającymi rolę Armii Czerwonej na otarcie patriotycznych łez. To rozwiązanie bardzo złe, ale, niestety najbardziej prawdopodobne. Rozbiórki i przeniesienia pomnika nie akceptuje nie tylko prezydent Grzymowicz i większość obecnej Rada Miasta. Podobnego zdania jest nie tylko przytłaczająca większość mieszkańców miasta (każdego, kto chce się o tym przekonać namawiam do inicjatywy referendalnej) ale także wiele środowisk, w tym konserwatorzy zabytków oraz architekci. Czas gra tu niebagatelną rolę, ponieważ pozyskanie przez miasto funduszy na rewitalizację wpisanego do rejestru zabytków placu, zwłaszcza jeśli będą to fundusze unijne, jeszcze bardziej skomplikuje sprawę jakichkolwiek zmian związanych z pomnikiem.
Celem nacisków poseł Arent na prezydenta Grzymowicza jest przeniesienie pomnika, choć przywołana przez nią ustawa do tego typu obiektów wprost się nie odnosi, pozostawiając, być może ze względu na podpisane z Rosjanami porozumienie, inicjatywę w takich przypadkach lokalnym samorządom. Usunięte pomniki mają trafiać w jedno, udostępnione zwiedzającym miejsce, które ma pełnić funkcje edukacyjne.
Pytanie, czy celu tego nie można dużo skuteczniej zrealizować skupiając się na działaniach możliwych do zrealizowania?
Wystarczy, jak postuluje od dawna Stowarzyszenie „Święta Warmia”, uzupełnić projekt rewitalizacji Placu Dunikowskiego o dużo mocniejsze i wyrazistsze niż tablice informacyjne środki przekazu, które spowodują, że obojętna dziś dla większości mieszkańców Olsztyna symbolika pomnika zacznie pełnić nową, przemawiającą do wyobraźni funkcję. Jednym z elementów mogłyby być wyryte w płytach rewitalizowanego placu symbolizujące ofiary komunizmu czaszki i piszczele, a także płyty pokazujące miejsca narodowych kaźni. To jedynie jeden z pomysłów pokazujących, że zwiezienie pokomunistycznych pomników w jedno miejsce, według jednego pomysłu i wzorca, to niekoniecznie jedyny i najlepszy sposób na dekomunizacje przestrzeni publicznej. Pokrewne ideologicznie, a jednocześnie pod wieloma względami różniące się pomniki gen. Czerniachowskiego i Wdzięczności Armii Czerwonej pokazują, że obok koniecznego i zdecydowanego działania jest miejsce na roztropność w szukaniu innych sposobów na odrobienie tej samej lekcji historii. Pod warunkiem, że nie ulegniemy duchowi jakobińskiego, „patriotycznego” rozgorączkowania i ludziom, którzy uczynili sobie z tego polityczny chleb.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość