Co cztery lata, nazajutrz po wyborach samorządowych, w olsztyńskiej Radzie Miasta, dochodzi do cudownego, politycznego przeistoczenia. Oto wybrani z partyjnych list radni nagle stają się apolitycznymi samorządowcami, którzy z czułością membrany reagują na wszystko, co według nich może mieć związek z polityką. Rzecz jasna robią to naprzemiennie, w zależności z jakiego punktu siedzenia patrzą na dany problem.
Na ostatniej sesji RM w rolę oburzonego obecnością polityki w ratuszu wszedł, w imieniu radnych PiS, Dariusz Rudnik. A poszło o przegłosowane głosami 17 radnych stanowisko o respektowaniu orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego bez względu na to, czy będą przez rząd publikowane w Dzienniku Ustaw i Monitorze Polskim. Sprawa jest oczywiście na wskroś polityczna. Jednak PiS, twórczo eskalując rozpoczęty przez posłów PO konflikt wokół TK i dopuszczając do zupełnej utraty politycznej kontroli nad jego przebiegiem oraz tworząc de facto w Polsce dwa porządki prawne mógł przewidzieć, że jednym z obszarów konfliktu staną się kontrolowane przez PO samorządy.
Dla mnie ten „głos sprzeciwu” wart jest komentarza nie przez swoją polityczność lecz swoistą groteskowość. Trudno to inaczej traktować, jeśli z powodu przyjętego przez większość radnych stanowiska, Olsztyn wolnym miastem ogłasza radny Robert Szewczyk. W rzeczy samej, trudno było znaleźć lepszego trybuna panującej tu wolności, miasta 11 jezior i niezliczonych, wysysających żywotne soki naszego miasta sitw, zależności i powiązań, których Robert Szewczyk, protegowany byłego senatora PO i rektora UWM, jest modelowym produktem.
To w jego obronie i jeszcze kilku partyjnych radnych murem stanęła ratuszowa koalicja dzisiejszych „obrońców prawa”, zgodnie kryjąc ich prawdziwe miejsce zamieszkania.
Nasi bezkompromisowi obrońcy konstytucyjnych wolności, na czele z Haliną Ciunel i Łukaszem Łukaszewskim, w kwestii wolności lokalnych, na które mają wpływ bezpośredni, są znacznie bardziej powściągliwi. Uchwalony przy walnym udziale radnych PO śmieciowy monopol żadnego dysonansu z hasłami gospodarczej wolności u nich nie wywołuje.
Inny przykład przywiązania do demokratycznych wartości to trwająca latami batalia o wymuszenie na zdominowanej przez radnych PO Radzie Miasta zgody na ujawnienie szczegółowego przebiegu głosowań radnych.
Od miesięcy nad olsztyńskimi skrzyżowaniami wiszą kupione za ciężkie pieniądze radarowe pułapki – gwarancja zwrotu drogowych inwestycji i stałych dochodów gminy. Po licznych protestach poprzedni rząd odciął wprawdzie w całym kraju gminnych, drogowych zbójców od ich dochodów z tego procederu, ale olsztyńska, przykrywająca go obłudna maska bezpieczeństwa kierowców ani drgnęła i prezydent Grzymowicz, bez słowa sprzeciwu radnych PO, wysyła błagalne listy do Warszawy o zrobienie dla niego wyjątku.
Wspomniany wcześniej duet strażników wolności od 17 miesięcy poszukuje pomysłu, jak w zgodzie z linią partii utrącić wniosek Świętej Warmii dotyczący nadania tzw. ulicy Obiegowej imienia prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Być może nasze oczekiwanie, że sprawa ta zostanie potraktowana jak test na wolność jest zbyt wygórowane. Gdy horyzont wolności wyznacza oglądany z pozycji klęczącej partyjny zadek, to żywy czy martwy prezydent Kaczyński zawsze pozostanie wrogiem, którego honorowanie staje się aktem politycznego heroizmu, a tego trudno od kogokolwiek wymagać. Tak bowiem wygląda nasza wolność. Wolność na miarę naszych czasów i naszych ograniczonych, lokalnych możliwości. W takim otoczeniu można mówić co najwyżej o iluzji wolności w świecie konkretnych interesów. I może dałoby się z tym jakoś żyć, gdyby nie ten nieznośny, „wolnościowy” jazgot partyjnych hipokrytów. W tym sensie o wiele łatwiej było znieść towarzyszy lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. Także jedli z partyjno – państwowego koryta, ale po cichu, ze świadomością własnych ograniczeń. Bez dzwonienia diabelskim ogonem na wolnościową mszę.
Bogdan Bachmura
Na zdjęciu, na pierwszym planie radny PO Robert Szewczyk. Za nim Marcin Kuchciński, któremu dowiedziono, że łże twierdząc, iż mieszka w Olsztynie, a nie w wybudowanej willi w Kieźlinach. Groziła mu utrata mandatu radnego, więc partia przeniosła go na członka Zarządu Województwa Warmińsko-Mazurskiego, a radni PO i PSL tę decyzję partii przyklepali. Fot. A. Socha
Skomentuj
Komentuj jako gość