To zadziwiające, ale szczere wyznanie zdymisjonowanego szefa BOR, że kryterium wymiany opon w prezydenckim samochodzie był jedynie ich dopuszczalny limit przebiegu, nie wywołał politycznej burzy. Że oczekiwaniu na ekspertyzę opony towarzyszy tak niespotykana w takich okolicznościach powściągliwość i dyscyplina. A przecież słowa byłego szefa BOR oznaczają ni mniej ni więcej, że drugie, czasowe kryterium używalności opon nie było brane pod uwagę przez służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo prezydenta! Tymczasem dla opon standardowych okres ten wynosi 5 lat i można się o tym dowiedzieć w każdym warsztacie wymiany. Natomiast według zaleceń firmy Michelin, dla specjalnych opon na których poruszał się samochód prezydencki – dwa lata. Prezydent na szczęście tym razem wyszedł z opresji cało, ale skojarzenia z katastrofą smoleńską nasuwają się same. Tam również, tylko w dużo bardziej drastyczny sposób, złamano wszelkie możliwe procedury i granice zdrowego rozsądku: lądowano na jakimś zadupiu bez systemu naprowadzania, z pilotem bez odpowiednich uprawnień i wiedzy na temat lotnisk zapasowych i, co najważniejsze, w warunkach w których pilot nie powinien nawet myśleć o zbliżaniu się do lotniska. Gdyby lądowanie się powiodło, nasza wiedza na ten temat byłaby zerowa. W przypadku wystąpienia jakiegoś, zakończonego happy endem zagrożenia, podobnego do prezydenckiego samochodu, może poleciałaby jakaś urzędnicza głowa, ale ugruntowałaby się opinia o naszych chłopcach „lądujących nawet na drzwiach od stodoły” i wszystko rozeszłoby się po kościach. Ale śmierć prezydenta i reszty pasażerów TU154 unieważniła fundamentalne pytanie o sens zbliżania się prezydenckiego samolotu do lotniska. Zastąpiły je teorie i spekulacje dotyczące ostatnich sekund lotu, bardziej pasujące do otwierającego się właśnie głównego frontu polskiej wojny plemiennej.
W tej sytuacji aż prosi się o pytanie dotyczące innego, możliwego przecież, tragicznego przebiegu scenariusza wypadku prezydenckiego auta. Jakie wtedy znaczenie miałby fakt, że jeżdżono na sześcioletnich oponach? Jaka spiskowa narracja (narracje) przysłoniłyby kolejny dowód, że „Polak przed szkodą i po szkodzie głupi”?
To tylko spekulacje, ale fakty są takie, że katastrofa smoleńska, ta kolejna polska trauma, jak wiele poprzednich, niczego nas nie nauczyła, i niewiele brakowało, aby do jednego prezydenta i pięciu poległych w dwóch katastrofach generałów, dołączył jeszcze drugi prezydent. Tym razem sytuacja jest jednak nieco inna, ponieważ wiek opon oraz ich użytkowanie przez dwóch prezydentów dwóch antagonistycznych partii to klamra pokazująca, że polskie „państwo na niby” nie jedno ma polityczne oblicze. To pouczająca lekcja, przynajmniej dla tych, którzy jeszcze nie stali się częścią polskiego, politycznego teatru. A ekspertyza? Coś mi podpowiada, że zostanie przyjęta z obopólnym zrozumieniem, i tym razem, po zbiorowej edukacji z dziedziny wypadków lotniczych i ostatnio wiedzy prawniczo-konstytucyjnej, akademia opon będzie nam oszczędzona.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość