Wiele osób twierdzi, że przyłożyłem rękę do porażki Czesława Jerzego Małkowskiego w ostatnich wyborach prezydenckich. Jeśli to prawda, to nie będę ukrywał satysfakcji. Nie przesądzam, czy Małkowski jest winny gwałtu na byłej kochance. W tej sprawie jest dużo wątpliwości, choć nie ulega kwestii, że były prezydent Olsztyna dawno stracił kontrolę nad swoimi żądzami.
W momencie kiedy Małkowski, po odwołaniu go w referendum, postanowił ponowić swoje aspiracje do roli włodarza miasta, sprawa winy zarzucanych mu czynów była sprawą sądu. Dla nas, mieszkańców Olsztyna, istotne było to, czy człowiek obciążony tak poważnymi zarzutami natury obyczajowej i kryminalnej powinien przed ostatecznym finałem sprawy sądowej brać w tym wyścigu udział. Powszechna zgoda w tej sprawie wydawała się jedynym rozsądnym zawieszeniem broni w dzielącym mieszkańców miasta od kilku lat sporze. Niestety, niemal połowa wyborców zdecydowała, że nawet w takich okolicznościach, Małkowski nadal zasługuje na swoją szansę. Siłę płynącą z tego zbiorowego przyzwolenia Małkowski wykorzystał prawie doskonale. W jego zamyśle wybory miały być jego zbiorową rehabilitacją. Plebiscytem, oczyszczającym go ze wszystkiego z woli i mądrością ludu. Niewiele brakowało, a tak właśnie by się stało. Choć wzbudziło to wiele kontrowersji, nie bez powodu w swoim tekście „Szatan w Olsztynie" odwołałem się do mocnego przykładu Adolfa Hitlera. Zbiorowe zaczadzenie umysłów, tak trafnie przedstawione przez Gustawa Le Bona w „Psychologii tłumu", to ciemna strona nie tylko demokracji przedwojennych Niemiec. Z tą różnicą, że wtedy, w 1934 r., mieszkańcy tego pogrążonego w chaosie państwa mogli widzieć w Hitlerze wybawcę. Czego oczekiwano tu, w Olsztynie, kiedy w tak wielkiej liczbie akceptowano kandydaturę i głosowano na Małkowskiego? Że może zatrzyma inwestycję tramwajową? Bzdura! To przecież właśnie przez niego (choć w kampanii trzeba było Małkowskiemu o tym usilnie przypominać) wylansowany pomysł realizuje dzisiaj prezydent Grzymowicz. Może zatem jego zwolennicy żyli nadzieją zatrzymania budowy spalarni śmieci? To trzeba było widzieć, jak Małkowski podczas sesji RM wyzywa protestujących przeciwko tej inwestycji od awanturników. Czym zatem różniłyby się rządy Małkowskiego? Bez wątpienia większą sprawnością pracy Ratusza, no i nieporównanie lepszym stylem uwodzenia ludzi. Ale tylko do poniedziałku 21 września 2015 r., kiedy to na czołówkach wszystkich mediów podano informację o „byłym prezydencie Olsztyna skazanym na pięć lat więzienia za gwałt". O to drobne, lecz robiące tak wielką różnicę słowo „były" chodziło wszystkim, zjednoczonym ponad podziałami, którzy ostatnim rzutem na taśmę, wspierając Piotra Grzymowicza, w rzeczywistości chcieli zatrzymać Czesława Jerzego Małkowskiego. Jak się w poniedziałek okazało, było warto. Gdyby bowiem w świat poszła informacja o wyroku na urzędującego prezydenta Olsztyna, to byłaby to przede wszystkim informacja o nas i o naszym mieście, bez różnicy, kto jak głosował. Byłby to gol do własnej bramki przy którym upokorzenie Wolfsburga pięcioma trafieniami Roberta Lewandowskiego to mały pikuś.
Czesław Jerzy Małkowski wielokrotnie zapewniał, patrząc tym samym jak przy ogłaszaniu wyroku, nieprzeniknionym wzrokiem, że jest niewinny i wyjdzie z sądu czysty jak łza. Ten wzrok i te same zaklęcia nie wystarczyły na prezydenturę, ale pozwoliły mu zasiąść w Radzie Miasta Olsztyna.
Nie wiadomo czy dzisiaj, w mocno zmienionych okolicznościach, Małkowski sięgnąłby po mandat radnego, ale takiego scenariusza nie można wykluczyć. Nie oznacza to w żadnym razie, że powinien być nadal radnym. Nie przychodzi mi do głowy nic, do czego mógłbym się skutecznie odwołać apelując do radnego Małkowskiego o rezygnację z mandatu. Wiem jedno: tak, jak Małkowski - bohater afery seksualnej – pomimo prawnych możliwości, nie powinien kandydować w wyborach, tak teraz, z wyrokiem za gwałt, choć nieprawomocnym, nie powinien dłużej piastować funkcji radnego. Nie jest przy tym ważne, ile jeszcze razy Małkowski powtórzy: jestem niewinny. I jaka jest ostatecznie prawda.
Starożytni Rzymianie powiadali: Quid leges sine moribus (Na co prawa bez obyczajów). Problem w tym, kto jeszcze rozumie o co im chodziło.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość