Jak w każdej kampanii wyborczej, także z ust Andrzeja Dudy padło wiele obietnic i deklaracji. Jedną z nich, powtarzaną chyba najczęściej, ma być próba odbudowania wspólnoty narodowej Polaków. Piszę o próbie, ponieważ dzieło to przerasta możliwości jednego człowieka, ale cel jest na tyle istotny, że warto się przyjrzeć problemowi bliżej.
Mówiąc o konieczności zasypania głębokich podziałów wywołanych trwającą od dekady wojną polsko – polską, Andrzej Duda miał zapewne na myśli nie tylko wspólnotę polityczną, ale warunkującą jej istnienie i spajającą autonomiczne jednostki wspólnotę etyczną. A ponieważ Andrzej Duda, teraz już prezydent elekt, swoje wyborcze deklaracje podtrzymuje z całą mocą, nazywając swoją misję „prezydenturą spełnionych obietnic", warto pokusić się o bilans otwarcia i w skrócie przypomnieć materię, z którą nowemu prezydentowi przyjdzie się zmierzyć.
Zapewne niewielka grupa rodaków zdaje sobie sprawę, że żyjemy w systemie politycznym, który ze swojej istoty jest środowiskiem niesprzyjającym rozwijaniu i zachowaniu wspólnot etycznych i mocnemu zakorzenieniu jednostek, co wydaje się niezbędnym fundamentem wspólnoty politycznej. Demokracja, a ściślej liberalna demokracja, to system tzw. etycznego minimum, co oznacza, że państwo wzięło na siebie rolę obrońcy tzw. praw człowieka, których istota sprowadza się do ochrony życia, bezpieczeństwa i własności obywateli. Tym samym państwo demokratyczne nie chroni, ani nie faworyzuje w sposób szczególny żadnych wspólnot etycznych opartych o bogaty system wartości, także religijnych, przyjmując wobec nich rolę neutralnego rozjemcy i gwaranta swobody kultu i wyrażania swoich etycznych i religijnych przekonań. Tyle teoria. W praktyce, przynajmniej od czasów Kanta („Niebo gwiaździste nade mną i prawo moralne we mnie"), aż po czasy Owsiaka („Róbta co chceta"), mamy do czynienia z zastępowaniem autonomii wspólnot etycznych autonomicznymi jednostkami, gdzie człowiek stał się sam dla siebie księdzem i profesorem etyki. Nie trzeba przekonywać, że taka pozbawiona autorytetów masa indywidualistów stała się wymarzoną przestrzenią dla wszelkiej indoktrynacji i manipulacji. A co na to demokratyczne państwo prawa? Przyjęło te zmiany z dobrodziejstwem inwentarza, stając, zgodnie ze swoją logiką państwa etycznego minimum, w obronie autonomicznych praw jednostki, wyzwolonej od wszelkich wspólnotowych, etycznych ograniczeń. To sojusz naturalny, ponieważ dla państwa minimum wyraziste wartości wspólnot etycznych stanowią zagrożenie w walce o aksjologiczny „rząd dusz". W rezultacie większość państw zachodnich to państwa „wyznaniowe", wyznania demokratycznego, które z roli rozjemcy weszły w rolę kreatora wrogiej wspólnotom etycznym ideologii laickości. To nie przypadek, że Kościół katolicki, fundament narodowej wspólnoty w ciemnych czasach komuny, ostoja i schronienie dla całej opozycji, nagle w Polsce demokratycznej stał się kłopotliwym obciążeniem i hamulcowym postępowych przemian. Idea „Solidarności" także była dobra tylko za komuny. W demokracji się nie przyjęła, choć zawiedzione i rozgoryczone sieroty po „pannie S" ciągle nie dostrzegają prostego związku przyczynowo – skutkowego z wymarzoną demokracją. Oczywiście, uwzględniając różne mutacje społeczno – kulturowe systemu, inaczej to wygląda we Francji, gdzie sąd nakazał niedawno rozebranie pomnika Jana Pawła II ze względu na zbyt duży krzyż, a inaczej w Polsce. Jednak ekspansja „wyznania" demokratycznego jest wszędzie taka sama. W Irlandii, uważanej za jeden z najbardziej katolickich krajów, w którym jeszcze w 1995 r. obowiązywał zakaz rozwodów, zdołano szybko przejść do porządku nad związkami partnerskimi, a teraz, w demokratycznym referendum, „kupiono" małżeństwa homoseksualne, którym zapewne niedługo Irlandczycy oddadzą do adopcji dzieci. Do takiego właśnie, laickiego ducha, demokratycznego państwa prawa, odwoływał się Janusz Palikot, próbując zdjąć wiszący w Sejmie krzyż. W obawie przed społecznymi reperkusjami sąd stanął co prawda w obronie krzyża, ale powołał się na tradycję, a nie tożsamość religijną Polaków, co w teorii oznacza przyznanie racji Palikotowi, a w praktyce jest oczekiwaniem na „europejską" ewolucję świadomości większości Polaków.
Piszę o tym z nadzieją, że prezydent Andrzej Duda ma świadomość zadania, jakie przed sobą postawił. Medialne, pojednawcze gesty wobec zwolenników PO dobrze służą wizerunkowi „prezydenta wszystkich Polaków", ale rzeczywiste odbudowanie wspólnoty w warunkach państwa demokratycznego oznacza prawdziwe działania antysystemowe, a przynajmniej sprzeciw wobec tego, co dzisiaj za wzorzec demokracji na europejskich salonach jest uważane.
Do tego potrzeba zespołu tęgich głów, które napiszą nową Konstytucję bez oglądania się na partię i swój prawicowy, lewicowy, czy jakikolwiek elektorat. Kierując się interesem państwa i wspólnoty, jak przystało na prawdziwych ojców – założycieli. Porozumienia intelektualnych i politycznych elit, którym blisko zarówno do racjonalizmu Machiawellego, liberalnej tradycji angielskiej Magna Karty i Johna Locka, ojców - założycieli Stanów Zjednoczonych czy państwa Izrael. Czy ktoś z nich, niezależnie od różnego stosunku do wiary i religii, dopuszczał myśl o istnieniu państwa ufundowanego na ruchomych piaskach praw człowieka? Wspólnym mianownikiem tych odmiennych sposobów myślenia o państwie i polityce była świadomość, że wspólnotę trwale wiąże coś, co nas przekracza i nie poddaje się bieżącej grze interesów i wpływom ideologicznych szarlatanów. Polacy nie mają się czego wstydzić, ani nie muszą niczego małpować. Mamy przecież tradycję I Rzeczypospolitej, państwa o szczególnym związku z jednym, dominującym wyznaniem i tolerancją dla innych wspólnot etycznych. A Konstytucja 3 Maja? Sprowadziliśmy ją do dnia flagi, choć o fladze tam nic nie ma. Jest za to preambuła: „W imię Boga w Trójcy Świętej Jedynego" i deklaracja: „Religią narodową panującą jest i będzie wiara święta rzymska katolicka ze wszystkimi jej prawami (...) przeto wszystkim ludziom jakiegokolwiek bądź wyznania, pokój w wierze i opiekę rządową winniśmy i dlatego wszelkich obrządków i religii wolność w krajach polskich, podług ustaw krajowych, warujemy". Czy dzisiaj stać nas na nawiązanie do tej tradycji? W obecnych warunkach i realiach rzecz sprowadza się do odpowiedzi na pytanie o cel państwa polskiego. Czy ma ono szukać sojuszników i wspierać wolność odpowiedzialną za losy wspólnoty czy też dryfować z europejskim prądem i promować wolność autonomicznych jednostek wyzwolonych od wszelkich zobowiązań? Nie wątpię, że prezydent Duda zna odpowiedź na to pytanie. Trzeba wierzyć, że jeszcze wie, jak to zrobić. Czego jemu i nam wszystkim z całego serca życzę.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość