Są w naszym mieście ludzie, którym zależy, abyśmy inwestycję tramwajową przeżyli do samego końca. Do samego dna naszej cierpliwości, która widocznie okazała się zbyt wielka, skoro postanowiono ją przetestować także poza bezpośrednim zasięgiem tramwajowych wykopków.
Oto fachowcy sterujący w naszym mieście ruchem drogowym trafnie przewidzieli, że zamknięcie kolejnych możliwości dotarcia na Nagórki oraz Jaroty spowoduje skierowanie głównego strumienia ruchu na ul. Pstrowskiego i Synów Pułku. Dlatego, aby radość z perspektywy ostatecznego dotarcia do domu nie była przedwczesna, prewencyjnie zdjęli na skrzyżowaniu przy dawnym „Rolniku" wszystkie strzałki prawoskrętów. Trzeba przyznać, że wyobraźnia naszych inżynierów ruchu nie zawiodła. Stało się bowiem to, co stać się musiało: część kierowców, zniecierpliwiona jeszcze dłuższym korkiem, szuka ucieczki przez teren stacji benzynowej, koło Lidla, próbując tamtędy wyjechać na Synów Pułku, co, przy nadjeżdżających z góry samochodach, skutecznie orzeźwia uśpioną w korkach wyobraźnię. Podobny skutek, mający zapewne przygotować na najgorsze kierowców wjeżdżających do miasta, przyniosło zdjęcie strzałki na tym skrzyżowaniu przy wjeździe w ul. Kard. Wyszyńskiego, co oczywiście przeniosło część ruchu na uliczki Osiedla Mazurskiego. Dodatkowe uznanie należy się drogowcom za konsekwencję. Tym, którzy nareszcie wjechali w ul. Kard. Wyszyńskiego zdjęto strzałkę na skrzyżowaniu ulic Żołnierskiej i Dworcowej, natomiast cwaniaczkom, którzy dotarli do zakorkowanego skrzyżowania Krasickiego z Wilczyńskiego i próbują przebić się na Jaroty przez ul. Boenigka, zdjęto strzałkę u wylotu tej ulicy do Wilczyńskiego.
Teraz zielone sygnalizatory dla kierowców i pieszych uruchamiają się jednocześnie, co pozwala przebić się pomiędzy pieszymi góra dwóm samochodom. Trzeci, zdeterminowany, jedzie na czerwonym. A skoro już o organizacji ruchu w tym miejscu mowa, to autorom filozofii pierwszeństwa ruchu prawostronnego na osiedlowych uliczkach polecam próbę skonfrontowania swoich teorii z praktyką. Choćby skorzystania z tego przywileju przy wyjeździe na ul. Boenigka z jednej z bocznych uliczek. W inżynierskiej teorii drogowej utopii ma to być sposób na bezpieczeństwo ruchu. W prawdziwym życiu, rządzącym się elementarną logiką, nikt pierwszy samochodowego nosa nie wychyla, chyba że chodzi o stłuczkę kontrolowaną. I nie byłoby o czym pisać, no, może poza stwierdzeniem, że kolejna bzdura się nie przyjęła, gdyby nie chaos wywoływany przez trafiających się od czasu do czasu, ufnych w urzędniczą logikę legalistów.
Jeden z olsztyńskich radnych powiedział mi ostatnio, że autorzy strzałkowej ciuciubabki są ogromnie z siebie zadowoleni. Dlatego nawet nie próbowałem kontaktować się z nikim odpowiedzialnym za ten bajzel. Ostatecznie i tak usłyszałbym kolejną, autorską interpretację teorii bezpieczeństwa ruchu drogowego Ciekawy jestem jedynie co na to prezydent Grzymowicz, który jakieś dwa tygodnie temu zaskoczył mnie informacją, że w sprawie strzałek na skrzyżowaniu z ul. Pstrowskiego interweniowali mieszkańcy Osiedla Mazurskiego i które, na jego prośbę, już zostały przywrócone. Otóż, Panie prezydencie, informuję, że wszystko jest jak było i może ta właśnie, specyficzna, lokalna lekkość faktów jest w zarządzaniu naszym miastem najbardziej niepokojąca.
Bogdan Bachmura
Skomentuj
Komentuj jako gość